„Zwłoki powinny być martwe”, czyli
książka Agnieszki Pruskiej, zaintrygowała mnie przede wszystkim tytułem. Sami
musicie przyznać, że jest dość oryginalny, a właśnie takie przyciągają mnie
najbardziej. Nie raz było to dla mnie mylące i wnętrze książki już tak bardzo
nie ciekawiło, jednak w tym przypadku na szczęście śmiało mogę powiedzieć, że
zarówno tytuł jak i treść powieści są tak samo intrygujące.

Na tym nie skończyła się jednak wakacyjna
przygoda dwóch kobiet. Sprawa znikającego ciała nie dawała im spokoju, toteż
postanowiły wszcząć własne śledztwo. Czy wczasowiczkom uda się wyjaśnić sprawę
ruchomych zwłok? Czy mężczyzna rzeczywiście był martwy, a może kobiety po
prostu źle oceniły jego stan? Co dzieje się w niewielkim miasteczku, w
okolicach którego się zatrzymały i w co uwikłają się nauczycielki?
Muszę przyznać, że „Zwłoki powinny być
martwe”, to pierwszy kryminał, który mi się spodobał. Jak dotąd wszystkie książki
z tego gatunki zawodziły mnie w mniejszym lub większym stopniu. Chciałam jednak
dać im jeszcze jedną szansę i cieszę się, że to zrobiłam. Powieść Agnieszki
Pruskiej okazała się bowiem lekką, ciekawą pozycją, którą z przyjemnością czyta
się w letnie popołudnia.
To, co najbardziej przypadło mi do
gustu, to zawarty w książce humor. Autorka nieraz wywołała u mnie uśmiech,
kiedy czytałam o słownych potyczkach między bohaterami, zabawnych sytuacjach
między nimi, czy też rozśmieszał mnie sposób, w jaki została poprowadzona
narracja. Główna bohaterka opowiada wydarzenia zawarte w książce z własnej
perspektywy i robi to w lekko, niemal kolokwialnie. Przez cały czas ma się
wrażenie, że historia jest opowiadana przez koleżankę, która w swojej
wypowiedzi nie szczędzi zwrotów używanych w codziennej mowie. Również dialogi
są prowadzone w sposób naturalny, pisane żargonem używanym przez ludzi w wieku
bohaterek. Jedyne, co mnie strasznie denerwowało, to używanie w narracji i
wypowiedziach zdrobnień typu „kawusia”. Nie wiem, dlaczego za każdym razem
wzdrygałam się, kiedy takowe się pojawiały.
"Sądząc po wyrazie twarzy, sierżant Dawid Podgórski zaczynał się zastanawiać, jak nas powstrzymać przed zabawą w detektywów i przed znajdowaniem kolejnych prawie trupów. Biedny człowiek."
Również bohaterowie książki, są bardzo
ciekawi i wręcz nie sposób ich nie polubić. Główne postaci, czyli nasze
wczasowiczki, są naprawdę inteligentnymi kobietami, które nie tylko
wykorzystują swój rozum i wyobraźnię, by prowadzić własne śledztwo, ale także
po to, by pozbyć się wścibskich dzieci swoich gospodarzy, które tylko czekają,
by znaleźć coś interesującego i nie dać żyć swoim gościom. Jednocześnie kobiety
same wydają się być ciekawskimi małolatami, które nie zważając na protesty
policji, szwendają się i wypytują okolicznych mieszkańców o różne sprawy
związane z zaginionymi zwłokami. Ciekawą i zapewne sympatyczną postacią jest również
sierżant policji, a jego próby spławienia kobiet i przekonania ich, by nie
mieszały się w nic, co mogłoby im zaszkodzić, wywołują rozbawienie u
czytelnika.
Jest jednak jedna rzecz, która w kreacji
bohaterów mi się nie spodobała. Mianowicie to, jak zachowywały się postacie po
odkryciu zwłok. Nie było tu żalu czy wstrząsu wywołanego odkryciem, co raczej jest
naturalnym odruchem człowieka. Czasami miałam wrażenie, że kobiety wręcz cieszą
się, ze ktoś umarł, bo dzięki temu mają zajęcie i się nie nudzą.
Książkę mogę jednak zdecydowanie polecić wszystkim
miłośnikom kryminałów, a także osobom, które szukają lekkiej, zabawnej lektury
na letnie dni. Można z nią naprawdę miło spędzić czas i nawet nie zauważyć jego
upływu. A może już jesteście po lekturze "Zwłok"? Jakie odczucia w was wywołała?
7/10
Zapraszam do Spis Blogów
OdpowiedzUsuń