Zła
czytelnicza passa nadal u mnie trwa i nie chce sobie pójść. To prawie tak
irytujące jak główna bohaterka książki Anny Majewskiej zatytułowanej „Majorka w
niebieskich migdałach”. Owa powieść to trzecia część trylogii wspomnianej pisarki,
jednak można ją czytać jako osobną część. Nieznajomość wcześniejszych tomów ani
trochę nie stoi temu na przeszkodzie.
Magda to
prawie czterdziestosześcioletnia kobieta, która ułożyła sobie życie w Warszawie
z mężem Markiem i córeczką Julką u boku. Jednak jej sielankowe życie
przestaje takie być. Małżeństwo kobiety po pięciu latach utknęło w martwym
punkcie, rozpieszczone dziecko nie daje matce wytchnienia, a na dodatek w ich
wspólnym domu mieszka bardzo seksowna opiekunka – Oksana. Na domiar złego
matka Magdy odkryła w sobie ukryty talent pisarki i jest w trakcie tworzenia
swojej trzeciej książki będącej bardzo odważnym erotykiem. Jakby tego było mało
bohaterowie jednej z jej powieści przypominają Magdzie Oksanę i Marka, a w
kobiecie zaczyna kiełkować podejrzenie o romans tych dwojga.
„Dlaczego po czterdziestce życie przyspiesza i każdy
rok upływa szybciej od poprzedniego, zupełnie jakby startował w konkursie na
Najkrótszy Rok Świata?”
Dopóki nie
sięgnęłam po „Majorkę w niebieskich migdałach” myślałam, że bardziej irytujących
bohaterów niż postacie z „Lalki” nie ma na tym świecie. Myliłam się. Magda to
osoba, która przejmuje się wszystkim – swoim wiekiem, sylwetką, tym co pomyślą
sobie o niej ludzie, gdy przeczytają książkę jej rodzicielki. Mało tego ma skłonności
do wyolbrzymiania różnych rzeczy i snucia przeróżnych absurdalnych teorii
spiskowych. Na domiar złego jest kreowana na typową ofiarę losu – nikt jej nie
rozumie, nikt nie pomaga i tak dalej. Cała fabuła książki składa się z jej
wiecznych narzekań, jaki to świat jest niesprawiedliwy i obarczania wszystkich
o wszystko winą. Ma obsesje i jak coś sobie wbije do głowy to uparcie przy tym
trwa. Za przykład może tutaj posłużyć sytuacja, w której jedzie windą i widzi dwie
inne turystki. Z miejsca bierze je za urzędniczki z miejskiej opieki
społecznej, pragnące odebrać jej dziecko. I to tylko dlatego, że chwile
wcześniej niemiło potraktowała córkę, a biedne kobiety zapytały, czy winda
jedzie w górę.
„Czterdzieści sześć! To brzmi jak obraza dobrego
imienia i groźba karalna w jednym. Czterdzieści sześć! Jakbym zbliżała się do
pięćdziesiątki!!! Czy czterdzieści sześć będzie nadal uchodzić za „około
czterdzieści”, jak przed tygodniem, gdy Karol S. spytał, ile mam lat?”
Narracja
prowadzona jest w pierwszej osobie, co dodatkowo sprawia, że ma się ochotę
odłożyć książkę na półkę. W końcu ile można wysłuchiwać czyjegoś użalania się
nad sobą. Dodatkowo język i styl pisania autorki nie przemówił do mnie. Buduje ona
bowiem bardzo długie (nawet sześciolinijkowe) i wielowątkowe zdania, przez co
szybko gubiłam sens i nie mogłam się w ogóle skupić. Ponadto bohaterka używała
różnych sformułowań, które po pewnym czasie irytowały, bo były absurdalne. Zakładam,
że tak właśnie miało być, a wszystko to miało rozśmieszyć czytelnika, ale nie w
takiej ilości! Gdyby takie coś pojawiło się kilka razy – książka zyskałaby
niewątpliwie na atrakcyjności. W przypadku, kiedy cała narracja budowana jest
na bazie absurdalnych stwierdzeń, narzekania i wyolbrzymiania , czytanie staje
się irytujące.
Jeżeli ktoś chce poczytać o narzekaniach
sfrustrowanej prawie czterdziestosześcioletniej kobiety, to jest to
zdecydowanie lektura dla niego. Dla mnie niestety okazała się naprawdę dużym wyzwaniem,
bo cały czas walczyłam, by nie odłożyć jej na półkę nieprzeczytaną.
OCENA: 2/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Wielka Litera!
Sara Chrzanowska
Mnie książka niestety też nie zachwyciła. Polecam za to "Prokuratora". Niedawno skończyłam i jestem pod wielkim wrażeniem talentu Pani Pauliny Świst. Bardzo wciągający debiut!
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce i chętnie po nią sięgnę, jak będę miała okazję!
UsuńJa nawet w życiu realnym nienawidzę jak ktoś non stop narzeka, więc chyba odpuszczę sobie tę książkę. A tytuł i ksiązka zachęcają do przeczytania. Jednak pozory mylą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl
Mylą i to bardzo :(
Usuń