Dziś przychodzę do was z wywiadem, który przeprowadziłam z autorem książki "Miecz" wydanej w tym roku. Poznajcie bliżej autora, bowiem jego postać jest intrygująca.
Na
początku chciałabym poprosić, aby napisał Pan kilka słów o sobie. Coś więcej
niż na tylnej okładce książki.
Właśnie dlatego podaję pseudonim i niewiele napisałem na okładkę, by zbyt wiele nie podawać! Jednak niech będzie, urodzony i wychowany w Katowicach, ukończyłem Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe. Studiowałem Teologię i Historię w Warszawie. Dziesięć lat służby kościelnej spędziłem na Pomorzu i na Śląsku. Od 2008 roku przebywam w Anglii, gdzie uczę matematyki(!) Tak mnie przeszkolili w matematyce w Śląskich Technicznych, że po dwudziestu latach nadal mogę uczyć tego przedmiotu w szkole. Gdyby mi ktoś wtedy, w latach osiemdziesiątych-dziewięćdziesiątych powiedział, że będę uczył matematyki, to bym się nie potrafił powstrzymać od śmiechu.
Kilka
razy w tygodniu biegam. Robię to bo lubię być w formie i uwielbiam
kontakt z naturą. Jak mieszkałem w Ramsgate na wybrzeżu nieopodal
Dover, to podczas biegania widziałem piękną podwójną tęczę
rozpiętą nad morzem. Niesamowite wrażenie robiły ogromne fale
rozbijające się o deptak podczas przypływów. Nagle, jakby spod
nóg wyrastał spieniony potwór dwa razy wyższy ode mnie. I to
świeże poburzowe powietrze.... Wspaniałe! Albo spacery po lesie,
tak daleko od cywilizacji, że nie słychać samochodów ani
samolotów. Wbrew wyobrażeniom, to jest trudne do osiągnięcia –
sami spróbujcie!
Oczywiście
uwielbiam czytać książki. Najróżniejsze. A najbardziej ze
wszystkiego lubię spędzać czas z rodziną.
Dlaczego
postanowił Pan połączyć w swojej powieści fantastykę z
historią?
Myślę, że to efekt moich młodzieńczych lektur. W szkole podstawowej polowaliśmy na podróże Tomka Wilmowskiego, czy przygody Tomasza zwanego Samochodzikiem. Czasy się zupełnie zmieniły, ideologie minęły, lecz zamiłowanie do historycznych zagadek pozostało. Ostatnio zorientowałem się, że w zarówno w powieściach jak i bardziej poważnych lekturach, zazwyczaj przeplatają się wątki historyczne, filozoficzne i religijne. Pamiętam jak wielkie wrażenie wywarła na mnie lektura „Baudolino” pióra U Eco, którą kupiłem zaraz jak się ukazała w Polsce. Ziarna zasiane kilkadziesiąt lat temu powoli wydają owoc. Mam nadzieję, że będzie to dobry owoc.
Myślę, że to efekt moich młodzieńczych lektur. W szkole podstawowej polowaliśmy na podróże Tomka Wilmowskiego, czy przygody Tomasza zwanego Samochodzikiem. Czasy się zupełnie zmieniły, ideologie minęły, lecz zamiłowanie do historycznych zagadek pozostało. Ostatnio zorientowałem się, że w zarówno w powieściach jak i bardziej poważnych lekturach, zazwyczaj przeplatają się wątki historyczne, filozoficzne i religijne. Pamiętam jak wielkie wrażenie wywarła na mnie lektura „Baudolino” pióra U Eco, którą kupiłem zaraz jak się ukazała w Polsce. Ziarna zasiane kilkadziesiąt lat temu powoli wydają owoc. Mam nadzieję, że będzie to dobry owoc.
Skąd wziął się pomysł na połączenie dwóch wydarzeń odległych od siebie prawie o tysiąc lat?
Pomysł zaczął się od Szczerbca. Chciałem napisać powieść historyczną o słynnym polskim mieczu i jego poszukiwaniu. Oczywistym wyborem był Szczerbiec, którego małą replikę od niepamiętnych czasów mieliśmy w naszym domu rodzinnym. Z czego znany jest Szczerbiec? Właściwie z jedynego zdarzenia w polskiej historii – wjazdu do Kijowa. Ciekawe jest, że tak szybko pojawił się jego duplikat. Co zatem stało się z oryginałem? Ktoś go ukradł? Jeśli tak to kto i dlaczego? Potem trzeba było znaleźć „trzęsienie ziemi” jak powiedziałby Hitchcock, od którego mógłbym zacząć książkę. I znowu wybór narzucał się sam...
Czy
w planach ma Pan wydanie kolejnych książek? Jak wiele pomysłów
literackich kłębi się w Pana głowie?
Tak.
Druga jest już prawie w połowie napisana, a w głowie zaczynają
pojawiać się pomysły do trzeciej książki. Nie wiem dlaczego,
lecz chciałbym napisać coś o Malcie. Jak znajdę ciekawe
powiązania Joannitów z Polską to zacznę zapisywać urywki. Na
razie jednak powoli piszę drugą powieść. Powiąże ona losy
bohaterskich Polaków czasów napoleońskich ze współczesnymi
poszukiwaniami skarbu Napoleona.
Od
czego rozpoczęła się Pana przygoda z pisaniem?
Trudno
powiedzieć kiedy się zaczęła przygoda z pisaniem. Już podczas
studiów musiałem pisać prace semestralne, roczne, potem rozważania
na każdą niedzielę, do kościelnych periodyków i do radia. Jeśli
się nad tym zastanowić, to ciągle coś pisałem. Po zamknięciu
polskiego rozdziału w moim życiu, odczułem dziwną pustkę. Jakby
czegoś brakowało. I wtedy zaczęła dojrzewać myśl o napisaniu
czegoś swojego. Z czasem myśl nabrała kształtu i zacząłem
zastanawiać się o czym napisać i jak zacząć. W końcu chwyciłem
za pióro, siadłem nad kartką i zacząłem. Nadal lubię napisać
pierwszą wersję piórem na papierze. Może to „staroświeckie”,
lecz mam wrażenie jakbym lepiej czuł tekst, który wychodzi spod
pióra niż na ekranie.
Od
jakiego czasu pasjonuje Pana historia?
Od
młodego mnie interesowała. O zafascynowaniu można mówić od
trzeciej klasy technikum. Wiedziałem, że pójdę na studia
humanistyczne i mama zorganizowała korepetycje z historii. Na
pierwszych zajęciach dowiedziałem się, że mój nauczyciel nie
będzie mnie uczył do matury, lecz nauczy mnie historii. Nigdy się
nie przyznałem, lecz czasy studiowania historii pod Jego
kierownictwem były jednymi z najlepszych w moim życiu. Pamiętam na
przykład, że musiałem znać wszystkich królów Francji, Niemiec,
Polski i Anglii, plus co ważniejszych carów Rosji. Tak mnie
wyszkolił, że późniejsze studia historyczne na Uniwersytecie
Warszawskim nie sprawiały większego kłopotu. Do dziś zaskakuję
moje własne dzieci faktami z historii. Prawdę mówiąc siebie też
zadziwiam, że jeszcze to wszystko pamiętam!
W
"Mieczu" występują wątki kryminalne, czy ten gatunek
literacki jest jednym z Pana ulubionych?
Przyznam
się, że wątki kryminalne nie należą do ulubionych. Mam jednak
świadomość, że trudno jest napisać powieść przygodowo –
historyczną bez elementów sensacyjnych. Chciałbym kiedyś napisać
książkę bazującą na przygodach bohaterów biblijnych. Myślę,
że mam do tego doskonałe przygotowanie teoretyczne, na chwilę
obecną brak mi jednak pomysłu. Pamiętam, że kiedyś coś mnie
kusiło z daleka, lecz nie potrafię sobie przypomnieć co to było.
Nie musi to być sielska i anielska historia. Doskonałym przykładem
może być J Heller i jego „Bóg wie”, która jest nieszablonową
historią króla Dawida. Jak więc Pani widzi, nie chciałbym się
zamykać do jednego gatunku bądź tematu, a raczej przeplatać je i
zobaczyć jaki wzór powstanie.
![]() |
źródło |
Z
tego co mi wiadomo "Bogdan Kross" to pseudonim artystyczny.
Dlaczego postanowił wydać Pan książkę anonimowo?
Z
obawy. Pierwszy powód – zbyt wielu byłych wiernych może mnie
rozpoznać i nie wiem czy byłoby to dobre na tym etapie. Jeśli
książka nie będzie dobrze przyjęta, to może lepiej by nie
wiedzieli. Jak będzie pozytywne zainteresowanie, to zobaczymy przy
drugiej bądź trzeciej...
Drugi
– Dotykam tematu, który nadal jest żywy w świadomości
politycznej naszych partii rządzących w Polsce. Nie chciałbym by
nagle moja skrzynka mailowa zalana została mailami odnośnie tego co
napisałem.
W
książce poważane są uczucia występujące między Bolesławem, a
Przedsławą. Co Pan sądzi o tym, co ich łączyło? Czy była to
polityczna rozgrywka, czy prawdziwa miłość?
Choć
niektórzy uważają mnie za niepoprawnego romantyka, to pamiętam
jak Habsburgowie dzięki swym politycznym małżeństwom opanowali
prawie całą kontynentalną Europę – od Hiszpani, przez Włochy,
Niemcy, po Austrię i Węgry. Myślę, że w tym wypadku ważniejsze
dla Bolesława było zabezpieczenie wschodniej granicy niż miłość.
Musimy pamiętać, że był to czas, kiedy większość jego wysiłków
skupiona była na nieustających wojnach z margrabiami zza Odry.
Nadrzędnym celem Bolesława było zdobycie korony, o którą starał
się u papieża. Czy papież pozwoliłby na koronację, gdyby u boku
księcia zasiadała Przedsława, która przyjęła chrzest w obrządku
Wschodnim? Zbyt wiele przemawia w tym wypadku za polityką.. Myślę,
że gdyby to była miłość, to pewnie inaczej by postępował w
stosunku do niej. Postarałby się trochę bardziej. Chociaż może
właśnie teraz przemawia przeze mnie romantyk...
Dlaczego
postanowił Pan przedstawić Katastrofę Smoleńską jako dość
drastyczne wydarzenie, w którym poszkodowani giną po strzale z
broni?
Poszukując
najróżniejszych informacji związanych z katastrofą trafiłem na
dokument, w którym ktoś wspominał odgłosy strzałów. Potem
zostało to wytłumaczone w prosty sposób: to były pociski w
kaburach agentów z Biura Ochrony Rządu, które eksplodowały pod
wpływem ognia. Ta informacja wystarczyła jako pokarm dla wyobraźni.
Sama Pani z pewnością zdaje sobie sprawę, że autorzy potrafią
zamienić zwykły spacer przez las w ucieczkę przed krwiożerczymi
ogrami, czającymi się w zacienionych zagajnikach. Potrzebowałem
„trzęsienia ziemi” i je znalazłem.
Bohaterowie
"Miecza" dyskutują na temat Wojny Trojańskiej i
rozważają, czy faktycznie przyczyną wojny była kobieta. Jakie
jest Pana zdanie na ten temat?
A
na ile Franciszek Dolas przyczynił się do rozpętania drugiej wojny
światowej? Z tego co mówią historycy Wojna Trojańska
najprawdopodobniej miała miejsce około 1200 lat przed naszą erą,
lecz przyczyny, powody i jej faktyczny przebieg na zawsze chyba
pozostanie zagadką. Czy mamy patrzeć na bohaterów „Iliady”
jako na osoby z krwi i kości, czy może jako na uosobienie ideałów:
ideału kochanka, który uwodzi niewinną kobietę, a może uosobienie
wiernej żony, która łamie zasady i ucieka z Parysem, bądź ideału
męża, który broni honoru swego domu i rodu? Jedno jest pewne,
trudno jest sobie wyobrazić kulturę grecką bez Iliady i Odysei.
Jeśli spojrzymy w sam tekst i jego przesłanie, to okaże się ono
nadal aktualne. Czytamy tam przecież o zazdrości, ambicji,
cierpliwości, cierpieniu, patriotyzmie i oddaniu. Obojętnie czy
wojna zaczęła się w niebie czy na ziemi, w jej ogniu wykuły się
podstawy kultury Europejskiej.
Bardzo dziękuję za poświęcony czas i trzymam kciuki za kolejne książki.
Natalia Zaczkiewicz
0 komentarze:
Publikowanie komentarza