Mówi się, że podróże kształcą. Te powiedzenie ma idealne odzwierciedlenie w tej książce. Dzięki podróżom do innych krajów, mamy możliwość poznania nie tylko odrębnych języków, ale także możemy wsiąknąć w zupełnie inne niż nasza kultury, poznać ich kulinarne przysmaki, po prostu dobrze się zabawić. Tak jak już wspomniałam wyżej, nie lubię gotować, jakbym mogła to bym tego w ogóle nie robiła, lecz ta książka od pierwszych stron przypadła mi bardzo do gustu. Layne to prawdziwa osoba i w książce opisuje swoje z życia wzięte przychody taksówkarskie i kulinarne. Prowadzi bloga o nazwie Taxi Gourmet. Jednak nowych restauracji poszukuje w niecodzienny sposób - pyta bowiem o to przypadkowo napotkanych taksówkarzy.
"Jeśli przetrwasz niedzielę - przypomniałam sobie słowa Mary Jo - to przetrwasz wszystko, złotko. Uznaj to za cud, jeśli nikt nie zwymiotuje w twojej taksówce."Autorki nie da się nie lubić, już od pierwszych stron wzbudza w czytelniku niezwykłą sympatię, od której naprawdę ciężko jest się opędzić. Kobieta ta twardo stąpa po ziemi i wie czego chce, postanowiła zawalczyć o swoje marzenia, choć droga do ich spełnienia wybrukowana jest kocimi łbami ;) Pewnego dnia zapragnęła otworzyć swoją własną restaurację. Ktoś jej poradził, żeby najpierw zatrudniła się jako kucharz liniowy i by od środka poznała pracę w takim miejscu. Trzeba przyznać, że niezbyt dobrze sobie radziła, była zbyt wolna, a klienci nerwowi. W końcu Layne postanowiła wyjechać do Buenos Aires. Tam jej życie rozkwitało - zaczęła uczyć się tańczyć tango i pewnego dnia poznała przystojnego mężczyznę. Nie wiedzieć kiedy, zakochała się w nim, jednak on nie odwzajemniał jej gorących uczuć. Kobieta trochę się podłamała, ale z drugiej strony te załamanie popchnęło ją do kolejnych ważnych kroków - założyła swojego kulinarnego bloga i naprawdę się w to wciągnęła! Trzeba przyznać, że autorka tak realistycznie opisuje swoje przygody jako kierowcy, że z chęcią bym kiedyś wsiadła do jej taksówki i razem z nią wyruszyła na podbój nowych i cudownych miejsc, w których znajduje się niebo dla naszego podniebienia. Z wielkim zaciekawieniem śledziłam to, co spotykało autorkę na kolejnych kartach jej życiowej historii.
Z tytułu łatwo jest się domyślić, że książka będzie opowiadać o trzech miejscach, które są tak odrębne, jak kolory biały i czarny. Z racji mojej wielkiej miłości do Niemiec i tegoż języka, najbardziej spodobała mi się trzecia część, która opowiadała o Berlinie. Z radością sprawdzałam, czy coś jeszcze z tego języka pamiętam, chłonęłam każde zdanie, by na przyszłość wiedzieć, gdzie warto się udać w tym urokliwym mieście. W książce nawet wspomniano o legendarnym niedźwiadku Knucie, o którym swego czasu tak dużo mówili. Sporo miejsca poświęcono także czasom przed i po upadku Muru Berlińskiego. Każda część niosła jakieś przesłanie, jakąś naukę ze sobą. Drugim przystankiem w podróży Layne był Nowy Jork, to właśnie w tym mieście postanowiła ona zostać "szalonym" taksówkarzem. To zadziwiające, zwłaszcza, że w większości widuje się na tym stanowisku mężczyzn.
"Wzięłam swój atlas ulic, który rozmiarami przypominał płachtę kolorowego papieru do wycinanek z podstawówki, i rozłożyłam na kolanach. Po chwili ściągnęłam spodnie. <<Okej - pomyślała, biorąc kubek po kawie z podstawki na desce rozdzielczej - no to jedziemy>>. Umieściłam kubek pod sobą i zaczęłam siusiać (...)."Książka jest naprawdę mądra i pouczająca. Pokazuje, że warto dążyć do spełniania swoich marzeń, jak bardzo nieosiągalne się one nam wydają. Dzięki "Podróżom...." przekonałam się, że w każdym kraju można odnaleźć coś ciekawego i zarazem zaskakującego. Idąc przez kolejne strony wraz z Layne poznałam wiele sympatycznych kulinarnych miejsc, które z pewnością zachwyciłyby moje podniebienie. Autorka nie bała się pytać zupełnie obcych ludzi, o to, gdzie lubią jadać. Byłam pod wrażeniem jej odwagi, bo w sumie za każdym razem odwiedzała kraj, w którym zupełnie nikogo nie znała, a jednak dawała sobie radę. W przedstawionej historii odciska się wyraźnie pasja Layne, którą jest szeroko pojęta kuchnia, lubi oceniać kolejne potrawy, zwyczajnie lubi być krytykiem kulinarnym. Książka miejscami była zabawna, miejscami wzruszająca i bardzo poważna. Współczułam autorce nieszczęśliwego zakochania się, bo sama w głębi duszy jestem niepoprawną romantyczką, a potem cieszyłam, że jednak kogoś szczerego i sympatycznego udało się jej spotkać, dzięki czemu życie w obcym miejscu staje się trochę łatwiejsze.
"Podróż w trzech smakach" to nie tylko pozycja dla pasjonatów kulinarnych. To także idealny prezent dla tych, którzy boją się w siebie uwierzyć i podążyć za swoimi marzeniami. To książka, która zachwyci dosłownie każdego i pokaże, że życie lubi nas zaskakiwać i stawiać na naszej drodze różnorodne niespodzianki.
Ocena: 10/10
Za możliwość przeczytania dziękuję bardzo Wydawnictwu Kobiecemu.
~ Paulina Korek
Chętnie poznałabym tę książkę :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto. Może dlatego okazała się taka fajna, bo pisana życiem :)
UsuńUwielbiam takie smakowite książki. Muszę jednak uważać, bo pobudzają mój apetyt :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Kasia (Ebookowe recenzje)
http://ebookowe-recenzje.blogspot.com
A było tam sporo takich smacznych kąsków :P Chociaż opisy smakowite, to czasem jednak rzeczywistość okazywała się gorsza - na zdjęciu np. potrawa wyglądała o wiele gorzej :P
Usuń