![]() |
źródło |
Bardzo lubię tematykę postapokaliptyczną i bogatą wyobraźnię
autorów do wymyślania świata powstałego w wyniku zniszczeń, przeorganizowanie
społeczeństwa i warunki z jakimi muszą sobie radzić współcześni – jak do tej
pory byłam zachwycona, stąd też, kiedy pojawiła się możliwość otrzymania tej
książki nie wahałam się ani chwili. Chciałam ją mieć.
Pierwsze zaskoczenie jakie mnie spotkało po otworzeniu
paczki to rozmiary książki. Kolos na ponad 840 stron zrobił wrażenie i nastawił
na spędzone godziny w innym świecie. Okładka klimatyczna – kobieta i w tle
wybuch budynku. Zabrałam się czym
prędzej do czytania.
Autor rozpoczyna dialog z czytelnikiem prologiem, który jest
przemówieniem jednego z polityków, pojawiającego się w akcji książki. Na początku w ogóle nie
zwróciłam na to uwagi. W tym przemówieniu pojawia się informacja: co się stało
ze światem, który znaliśmy, jak funkcjonuje aktualne społeczeństwo, z jakimi
problemami się boryka i właściwie, jakie jest stanowisko polityka co do
automatycznych wyroków śmierci wykonywany przez specjalną jednostkę policyjną
zwaną Katami, problemów z narkotykami i narastającą przestępczością. Poza
prologiem autor uzbraja nas w słowniczek pojęć, które są przydatne na początku,
aby zrozumieć świat, do którego nas zaprosił. Jak dla mnie słowniczek okazał
się może w dwóch sytuacjach potrzebny, reszta była dosyć czytelna w swoim
rozumieniu.
Miasto w którym dzieje się akcja to Nowy Kraków. Nowy, bo ze
starego Krakowa, którego znamy niewiele zostało. Tak samo z pozostałymi
miastami Polski – Nowa Warszawa, Nowy Poznań, Nowy Wrocław, itd. Od początku
zostajemy wciągnięci w sytuację policji, która toczy strzelaninę na ulicy
walcząc z gangiem narkotykowym. Pojawiają się również głowni bohaterowie wokół
których będzie akcja się toczyła – Zbiry Drwala, komisarz Lech Drwalski wraz z
Azbestem, ZOMO i Szramą sieją postrach wśród społeczności i świata
przestępczego jako wybitna jednostka specjalna do unicestwiania niemożliwego.
„-Dlaczego został pan katem? Przepraszam, ale wydaje mi się,
że muszę to wiedzieć.
- Nie było to moja marzenie, jeśli o to panu chodzi, cel sam w sobie ani nic podobnego. Po prostu, kiedy przed dekadą powoływano tę jednostke zostałem do niej przeniesiony i otrzymałem rozkoz stworzenia oddziału. A potem staraliśmy się z chłopakami sumiennie wypełniać nasze obowiązki. I tyle.”
- Nie było to moja marzenie, jeśli o to panu chodzi, cel sam w sobie ani nic podobnego. Po prostu, kiedy przed dekadą powoływano tę jednostke zostałem do niej przeniesiony i otrzymałem rozkoz stworzenia oddziału. A potem staraliśmy się z chłopakami sumiennie wypełniać nasze obowiązki. I tyle.”
Słyną z
bezwzględności i posłuszeństwu prawu. Ich życie upływałoby na wykonywaniu
automatycznych wyroków śmierci, gdyby nie jeden narkotyk, który celowo
wprowadzony w społeczeństwo zaczynał siać zamęt. Werewolf czyli po polsku Wilkołak, to prochy, które z czasem i
ilością spożycia zamieniają ludzi w mutanty, które pragną zabijać, łakną krwi i
wnętrzności, a nie tracąc wszystkiego z człowieczeństwa zaczynają atakować
rozmyślnie i grupowo. Stanowią zagrożenie dla całego społeczeństwa Nowego
Krakowa, a nawet dla całego kraju. Zbiry radzą sobie do czasu, lecz nie
wystarczają normalne środki, które już dawno wykończyłyby zwykłego człowieka.
Kto jest odpowiedzialny za ten rozgardiasz? Jak społeczeństwo poradzi sobie z
mordującymi mutantami? Co na to rząd? Kim jest Księżniczka? Jaką rolę odegra
Rookie, policjantka i córka polityka?
![]() |
źródło |
Stanowczo odradzam dawać tę książkę dzieciom. Książka jest
nasączona do cna językiem wulgarnym i sprośnym, co ma pomóc wejść w klimat
świata policji i kryminalistów. Praktycznie nie ma zdania bez przekleństw.
Opisy są drastyczne i bardzo dokładne, autor nie szczędził szczegółów:
„Potwór opuścił prawe łapsko na ciemię chłopaka i zacisnął palce. Pazury ze
wstrętnym chrupnięciem pokonały kość i wryły się w mózgoczaszkę. Dopiero teraz
Benek wrzasnął i zaczął się bezładnie wyrywać, tłukąc rękoma, z których
wypuścił potencjalnie niebezpieczne narzędzie, w co popadło, i szurając stopami po podłodze. Niemożliwy do
opisania ból bił od jego ciemienia przez szyją w dół, rozchodząc się na cały system
nerwowy. Po twarzy, z boków i z tyłu głowy ściekały ciepłe strużki krwi. Benek ze
zgrozą uświadomił sobie, że mutant go podnosił – słyszał, jak jego własna
czaszka trzeszczała i chrupała, ciągnięta
górę monstrualną, zdeformowaną dłonią. Nie czuł już jednak bólu, lecz widział go w postaci jasnej plamy,
zasłaniającej wszystko – i upiorną rzecz dookoła, i stwora tuż przed jego oczyma. (…) Poczerniałe, zwierzęce wargi monstrum
wykrzywiły się w typowo ludzkim, sarkastyczno-triumfalnym uśmiechu. Sekundę
później ogromna morda rozwarła się, a antropomorficzna łapa zaniosła do niej
głowę ofiary.”
Oszczędzę czytelnikom bloga detali wyciągania wnętrzności
człowieka i żywieniem się jelitami i sercem przez mutantów. Nie brakuje również innych opisów – stosunków seksualnych,
również tych lesbijskich, gwałtów z dużą dokładnością co do szczegółów czy też
wymierzania sprawiedliwości np. poprzez odryzienie penisa.
Przyznam się szczerze, że naprawdę byłam pozytywnie
nastawiona do tej książki. Pisząc teraz recenzję myślę sobie, że to naprawdę
fajna fabuła. Ale….
Ilość i dokładność opisów – od wielkich akcji walki z przestępcami, poprzez konferencje, historie przewodniczki gangu czy zwykłego dealera po zwykłe rozmowy i dialogi między bohaterami – po prostu mnie zniszczyła. Czytanie w pewnym momencie stało się uciążliwe, wręcz zniechęcało. Poza opisami godnymi pozytywistycznymi twórców pojawiają się filozoficzne dysputy oraz polityczne poglądy, które w skrócie można podzielić na skrajnych kapitalistów (oni są źli) i marksistowskich (dość często używane określenie) socjalistów (oni są dobrymi). Dyskusje pomiędzy dobrem, a złem, dlaczego zabijanie przestępców nie spowoduje spadku przestępczości i o istocie życia człowieka są bardzo częste. Nadmiar formy sprawiał, że wzrokiem przelatywałam nad tymi opisami. Bo o ile pierwsze 400 stron to tolerowałam, tak z kolejnymi już miałam problem. Zastanawiam się, czy autor najpierw chciał się pochwalić wszechstronną wiedzą z filozofii i politologii czy naprawdę widział potrzebę, aby czytelnik lepiej mógł pojąć istotę świata, który zbudował…?
Ilość i dokładność opisów – od wielkich akcji walki z przestępcami, poprzez konferencje, historie przewodniczki gangu czy zwykłego dealera po zwykłe rozmowy i dialogi między bohaterami – po prostu mnie zniszczyła. Czytanie w pewnym momencie stało się uciążliwe, wręcz zniechęcało. Poza opisami godnymi pozytywistycznymi twórców pojawiają się filozoficzne dysputy oraz polityczne poglądy, które w skrócie można podzielić na skrajnych kapitalistów (oni są źli) i marksistowskich (dość często używane określenie) socjalistów (oni są dobrymi). Dyskusje pomiędzy dobrem, a złem, dlaczego zabijanie przestępców nie spowoduje spadku przestępczości i o istocie życia człowieka są bardzo częste. Nadmiar formy sprawiał, że wzrokiem przelatywałam nad tymi opisami. Bo o ile pierwsze 400 stron to tolerowałam, tak z kolejnymi już miałam problem. Zastanawiam się, czy autor najpierw chciał się pochwalić wszechstronną wiedzą z filozofii i politologii czy naprawdę widział potrzebę, aby czytelnik lepiej mógł pojąć istotę świata, który zbudował…?
Język książki – mocno wulgarny, ale również nie brakowało
pojęć z różnych dziedzin, przez co również autor ukazał swój kunszt pisarski
albo normalnie się tym przechwalał. To co również nie spełniło moich oczekiwań to świat postapokaliptyczny. W
sumie nie zmienił się on zbyt wiele, w ciągu 100 lat, które dzielą czasy
współczesne od tych, którym przyszło żyć bohaterom książki nie wydarzyło się
nic, co mogłoby się odcisnąć piętno w historii. Lecz nie brakuje wtrętów do
współczesności – ulica Kaczyńskiego czy Tuska, wspomniano również o filozofii
papieża Franciszka. Brak jakiejś oryginalności, na co liczyłam.
Podsumowując – pomysł na książkę ciekawy, wątki nachodzą na
siebie, dość dobrze poznajemy bohaterów, którzy z jednej strony wydają się źli
i czynią dobro na swój sposób, a ci niby dobrzy próbują się światem wysłużyć.
Stanowczo za dużo przeintelektualizowanej formy nad treścią, co po prostu męczy
czytelnika. Miłośników naturalizmów i dokładności na pewno zachwyci.
Ode mnie
niestety ocena 3,5 / 10.
Dziękuję za możliwość przeczytania książki Wydawnictwo AlterNatywne.
źródło |
Emilia Pieńko
0 komentarze:
Publikowanie komentarza