„W objęciach anioła. Ostrze miłości” to
pierwszy tom serii autorstwa Urszuli Napierały. Przyznaję, że sięgając po tę książkę,
miałam pewne wątpliwości. Opis powieści nasuwał mi na myśl fabułę kilku innych
książek o niebiańskich istotach, toteż nie byłam co do niej do końca przekonana.
Jednak już nie raz tego typu osądy nie sprawdzały się i książki, które
początkowo wydawały mi się nieprzekonujące, naprawdę mnie wciągały i sprawiały,
że nie mogłam się od nich oderwać. Dodatkowo od dłuższego czasu nachodziła mnie
ochota na przeczytanie lekkiej młodzieżówki z aniołami w tle, toteż
postanowiłam odrzucić uprzedzenia i mimo wszystko dać szansę twórczości Urszuli
Napierały.
Jake jest młodym aniołem, który zostaje
wysłany na Ziemię ze specjalną misją. Jego obowiązkiem odtąd jest chronić
wierzącą w magiczne istoty Alisson Heir. Jednak niedługo po rozpoczęciu swojego
zadania dopuszcza się złamania zasad obowiązujących w jego świecie. Ponadto,
jakby tego było mało, zakochuje się w swojej podopiecznej. Przez swoją lekkomyślność
narusza równowagę panującą w magicznych światach równowagę. Niedługo potem
zostaje porwany i uwięziony przez złego archanioła – Gabe’a. Tymczasem jego
podopiecznej, pozbawionej anioła stróż, zaczyna grozić śmiertelne
niebezpieczeństwo. Czy młodej dziewczynie uda się go uniknąć? Czy uczucie Jake’a
zostanie odwzajemnione? A może los wyznaczy tej historii zupełnie inną drogę…
Z przykrością muszę stwierdzić, że moja
czytelnicza intuicja tym razem mnie nie zawiodła. „W objęciach anioła” niestety
okazała się kolejną szablonową książką o aniołach, demonach i innych stworach. Co
prawda muszę przyznać, że autorka miała nawet całkiem niezły pomysł na fabułę,
jednak gdzieś po drodze zgubiła szansę na napisanie czegoś fajnego, lekkiego i przyjemnego.
Dodatkowo w powieści znalazłam dość sporo elementów z innych książek. Pojawia
się tu na przykład Lilith. Znana istota, często pojawiająca się w literaturze.
Nic niezwykłego, prawda? Szkoda tylko, że jej kreacja co jakiś czas nasuwała mi
jej odpowiednika z Dark Elements Jennifer
L. Armentrout. Natomiast sam pomysł na anioła stróża zakochanego w
śmiertelniczce, która wierzy w pozaziemskie istoty, i zdradzanie jej tajemnic
magicznych światów nasuwa mi na myśl fabułę książki Jennifer Murgii – „Gwiazda
anioła”.
Bohaterowie także pozostawiają dużo do
życzenia. Ich kreacja nie jest ani do końca zła, ani dobra. Niby są opisani, co
nieco o nich wiemy, jednak zdecydowanie czegoś w nich brakuje. Poza tym są
nieco nierealistyczni. Czytając, miałam wrażenie, że autorka na siłę chce z
nich zrobić typowych amerykańskich nastolatków, jednak nie za bardzo jej to
wyszło, bo nie znała realiów życia takowej młodzieży albo zwyczajnie je
ignorowała. Największym absurdem jest jednak to, że nadano im zagraniczne
imiona i nazwiska, ale chodzili do szkoły, gdzie uczono języka polskiego, a na
angielskim uczyli się słówek w tym języku. To w końcu, kim oni byli? Polakami czy
Amerykanami? Uczyli się w polskiej czy zagranicznej szkole?
Dodatkowo sam tekst również wzbudza zastrzeżenia.
Pojawiały się w nim błędy, niektóre wypowiedzi brzmiały sztucznie albo coś było
nie tak pod względem stylistycznym. Ponad to czcionka jest bardzo mała, więc
dla osoby takiej jak ja – z dość dużą wadą wzroku – czytanie tej książki bywało
męczące.
Nie lubię krytykować twórczości polskich
autorów i odradzać sięgnięcia po ich pozycję, jednak w tym przypadku muszę to
zrobić. Czytanie tej pozycji nie sprawiło mi przyjemności, było raczej męczącym
obowiązkiem. Właśnie dlatego nie polecam tej powieści, bo raczej się Wam
również nie spodoba.
OCENA: 2/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwu Novae Res!
Sara Chrzanowska
0 komentarze:
Publikowanie komentarza