Drogi Czytelniku, pragnę się podzielić z Tobą ogromnym zaskoczeniem, które mnie spotkało po przejrzeniu „Małego atlasu ptaków” autorstwa Ewy i Pawła Pawlaków. Książka przerosła moje najśmielsze oczekiwania i podejrzewam, że także wielu innych osób, które się z nią zetknęły. Odpowiedź na pytanie, co sprawiło mi taką niespodziankę znajdziesz poniżej.
„Mały
atlas ptaków” skupia się na przedstawieniu kilkudziesięciu ptaków, które można
spotkać w naszym kraju. Szczerze mówiąc, o kilkorgu z nich (np. o raniuszku i
makolągwie), nawet nigdy nie słyszałam. Jest to zatem lektura poszerzająca
horyzonty, zwłaszcza, iż każdy ptak opatrzony jest anegdotką z obserwacji
poczynionych przez autorów. Niewątpliwie są to ciekawe informacje, ale w ilość
przystępnej dla młodego czytelnika. Przed zapoznaniem się z książką miałam
obawy, czy nie będzie zbyt rozbudowana i czy nie będzie przypominać
encyklopedii. Na szczęście tak się nie stało i moja córka, prawie trzylatka, z
uwagą ogląda album kilka razy dziennie już od kilku dni. Dzięki tej lekturze
nauczyła się rozpoznawać i nazywać ptaki, o których istnieniu ja – stara baba,
nie miałam do tej pory pojęcia.
Kiedy
wybierałam książkę do recenzji Wydawnictwo Nasza Księgarnia zaoferowało mi
wiele ciekawych propozycji do przeczytania. Dlaczego mój wybór padł na tę, a
nie inną? Przeważyła znajomość poprzednich utworów autorów, które były bardzo
udane i wyjątkowe zarówno pod względem oprawy graficznej, jak i treści. Mogę
się mylić, ale nie kojarzę innych polskich książek dla dzieci, których artyści
tworzyliby tak przepiękne ilustracje z tkanin.
Spodziewałam
się krótkiego, bardzo kolorowego atlasu z ilustracjami wykonanymi w podobnej
technice, co w poprzednich dziełach. Myślałam, że będzie ok, ale nie przypuszczałam,
że aż tak. W końcu, czy lektura albumu o ptakach może porwać czytelnika? Okazuje
się, że może. Finalnie otrzymałam znaczenie więcej niż mogłam sobie zamarzyć i
naprawdę cieszę się, że tak miło mnie zaskoczono.
Przede
wszystkim książka jest obszerna, w całości kartonowa (porządna robota).
Dotychczas autorzy trzymali się „zwykłej” papierowej wersji. Zielona okładka z
kosem i wiankiem kwiatów przypomina mi rękodzieło ludowe. Po otwarciu kolejna
niespodzianka. Artyści poszerzyli gamę środków artystycznych poprzez dodanie
fotografii przedstawiających rzeczywisty wygląd ptaków, piór oraz ich rysunków
(również takich wykonanych przez dziecko). Niewątpliwie urozmaicenie to wzbogaciło
oprawę graficzną książki, przez co stała się ona jeszcze bardziej ciekawa, choć
nie można zapomnieć o pięknych ilustracjach wykonanych ze skrawków tkanin,
które są znakiem rozpoznawczym autorów atlasu. Trzeba również dodać, że ich
praca musiała być wyjątkowa pracochłonna. Jednakże efekt jest taki, że czytelnik
doznaje złudzenia, iż ilustracje to nie papier, a tkanina, której szorstką lub
miękką fakturę poczuje pod opuszkami swoich palców, jeśli tylko ich dotknie.
Naprawdę byłam urzeczona i zaskoczona tym, jakie wrażenie wywarła na mnie
lektura tej książki. Było „wow”, naprawdę!
Czy
czegoś mi zabrakło? Tak, przydałyby się historyjki takich ptaków jak m.in.
gołębie, jeżyki, gawrony czy kawki. Mieszkaniec większego miasta prędzej zobaczy
przedstawiciela ww. gatunku niż choćby dudka czy słowika i dlatego warto byłoby
umieścić jakąś ciekawostkę także o nich. Może to byłby pomysł na kontynuację książki?
Jestem przekonana, że atlas okaże się hitem, dlatego może warto rozważyć taką
ewentualność.
W moim
przekonaniu z „Małym atlasem ptaków” może się zapoznawać już nawet roczne
dziecko. Forma jest na tyle trwała, że może on trafić do małych rączek bez
ryzyka, iż kartki zostaną wyrwane lub zgniecione, a ilustracje nie przytłoczą
maluszka. W zależności oczywiście od poziomu zainteresowania można również
zacząć czytać książkę, choć nie jest to konieczne, aby cieszyć się jej
zawartością. Warto zaznaczyć, że „Mały atlas ptaków” jest idealną pozycją dla
dzieci wychowanych metodą Marii Montessori.
Książka
jest niewątpliwie piękna, a jej lektura kształcąca. Moja rodzina jest nią zachwycona
i ja również podzielam ten zachwyt!
Ocena 10/10
Anna
Mackiewicz
(adnotacja: na zdjęciu oprócz książki umieszczono pacynkę sowę produkcji Ikea)
Szkoda że nie ma zdjęc zawartości
OdpowiedzUsuńRównież ciekawi mnie środek, ponieważ już na etapie zapowiedzi wiele oczekiwałam od tej publikacji.
OdpowiedzUsuń