
Na ekranie widzimy, dwoje kochających się ludzi. Praktycznie
nic więcej nie trzeba, by stworzyć jakikolwiek film o miłości. Gaspar Noe
poszedł jednak o krok dalej. Gdy inni w dziełach o tej tematyce przedstawiają,
zawiłe zdrady, romanse, kłótnie czy momenty pogodzeń, on pokazuje nam świat i
emocje bohaterów przez pryzmat seksu. Tak, seksu. Bo to właśnie on odgrywa w
tym filmie kluczową rolę.
Od premiery filmu minęły dwa lata, a widmo kontrowersji nad
tym obrazem jest wciąż widoczne. Świat odbiorców wyraźnie dzieli się na
zwolenników i przeciwników filmu. Poważnie myślę za opowiedzeniem się po
jednej ze stron i zdecydowanie wygrywa ta pierwsza. Seks jest dla mnie czymś
całkowicie naturalnym. Był, jest i będzie zawsze. Odnoszę wrażenie, że kiedyś
był nawet bardziej, tylko nikt nie chce o tym mówić i pamiętać. W każdym razie każdy
z nas wie co to, a większość nawet praktykuje. Dlaczego więc, gdy widzimy
stosunek na ekranie, stosunek całkowicie obnażony i pokazany w sposób
sensualny, nasze policzki stają się czerwone, i odwracamy wzrok?
Love/ Miłość. Już sam tytuł filmu sugeruje, że tam nie ma
miejsca na seks dla seksu. Każdy stosunek, czy przypadkowy, czy z partnerem
niesie ze sobą wielkie pokłady emocjonalności. I właśnie o to chodzi! Murphy i
Electra, filmowy duet idealny. Cieszą się sobą, są dla siebie, a co
najważniejsze kochają się. Kochają w sposób dwuznaczny, duchowo i fizycznie. Ich
stosunki niosą za sobą ogromne pokłady podniecającej energii. Wydaje się, że
nawet zwykłe rżnięcie jest dla nich aktem okazania uczuć, aktem całkowitego,
dogłębnego wręcz oddania się partnerowi. To właśnie te erotyczne iskry między
nimi są fundamentem ich związku. Czy to wydaje się płytkie? Być może. Jednak
czy seks nie był dawniej skonsumowaniem miłości? Najbardziej znani kochankowie
świata w zaciszach sypialni oddawali się miłosnym uciechom. To te upojne noce z
wypiekami na twarzy wspominały kochanki. To o nich śnili kochankowie na
wojnach. Taka sama sytuacja ma miejsce w filmie. Murphy bez Electry wspomina te
namiętne chwile. Ożywia je w swojej głowie bo chce, żeby znów stały się prawdą.
Ciało
pamięta przelotny dotyk, odnoszę wrażenie jakby każda wizualizacja
ruchu ciała Elektry miała odbicie w reakcji ciała bohatera. Mimo samotności, a
może właśnie przez samotność- on ją czuje.
Gdzie więc jest miejsce na wszystkie te kontrowersje? W
sposobie przedstawienia owych stosunków. Noe sięga po środki bardzo dyskusyjne.
Jego przedstawienie seksu jest mocne, zwierzęce i co najważniejsze: prawdziwe.
Tak, aktorzy uprawiają seks, kochają się, pieprzą i robią wszystkie inne
rzeczy, które my robimy w prawdziwym życiu. To nic innego jak przedstawienie tej
fascynującej czynności. Jednak moim zdaniem, mimo całego tego realizmu kadry
nie ocierają się o cienką granicę pornografii. Styl scen, chociaż odważny, jest
subtelny i zrównoważony, a wszystkie stosunki mimo różnych otoczek
przestrzennych są estetyczne. Nie dzieje się tam nic, co naprawdę wydarzyć się
nie może.
Co więcej, film jest odbierany bardziej negatywnie od
słynnej już Nimfomanki von Tiera, chociaż jego przesłanie jest dużo bliższe
nam, odbiorcom. Pozornie powierzchowna relacja, pogłębia się gdy spróbujemy
zrozumieć mechanizm zachowania bohaterów. Gdy, dopuścimy do siebie wiadomość,
że ten kontrowersyjny seks jest jednym z wielu środków wyrazu naszych emocji i
uczuć. Erotyka, a pornografia to zupełnie inne dziedziny. Nagie kobiece ciało w
sztuce, jest erotycznym obiektem pożądania, nie tandetną pornografią. Seks
powstały na skutek silnych, miłosnych emocji, nie jest kiczowatą scenką z
pierwszego lepszego pornosa. Tak samo jest u Noe, odważne sceny wynikają z
emocjonalności bohaterów, a nie z chęci wywołania podniecenia u odbiorcy.
Reżyser skupia się tu bardziej na hermetycznych odczuciach samych bohaterów, a
nie na świecie zewnętrznym.
Dlatego też, uważam film Love za pewnego rodzaju współczesny
traktat o miłości, o jakimś nowym rodzaju tego uczucia. I mimo licznych
sprzeciwów oraz negatywnej krytyki takie filmy powinny powstawać.
Na sam koniec warto dodać, że strona wizualna to nie jedyny
atut filmu. Jak wiadomo Gaspar Noe jest geniuszem w dobieraniu ścieżek dźwiękowych
do swoich projektów, a cudownie melancholijne brzmienie Funkadelic, potęguje
tylko uczucie subtelności filmu.
Dominika Burnagiel
Zainteresowałaś mnie bardzo. Muszę obejrzeć1 :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKoniecznie! :D
Usuń