„Złotowidząca” zaciekawiła mnie samym tytułem oraz przecudną
okładką. Opis na tyle książki niestety był dość skąpy, więc za bardzo nie
mogłam się nim sugerować, niemniej postanowiłam dać tej powieści szansę. Czy
żałuję swojej decyzji?
Lee Westfall mieszka wraz z rodzicami w
Dahlonego w Georgii. Jej życie nie jest usłane różami, ale dziewczyna jest
szczęśliwa. Ma kochającą rodzinę, wspaniałego przyjaciela, a także przepiękną
klacz – Peonię. Na dodatek dysponuje czymś, co może być dla niej zarówno darem
jak i przekleństwem. Nastolatka jest bowiem w stanie wyczuć nawet najmniejsze ilości
złota, co może sprowadzić na nią niebezpieczeństwo z racji panującej wówczas gorączki
złota. Na domiar złego jej ojciec jest bardzo chory, w wyniku czego to Lee musi
przejąć jego obowiązki i utrzymać rodzinę oraz gospodarstwo. Na szczęście
rodzic uczył ją wszystkiego od najmłodszych lat, więc nie sprawia jej to
ogromnego problemu. Sytuacja nastolatki ulega jednak drastycznej zmianie – jej rodzice
zostają zamordowani, najlepszy przyjaciel opuszcza ją i wyjeżdża, a ona zostaje
skazana na towarzystwo wuja, który nie ma wobec niej dobrych zamiarów. Nie
pozostaje jej więc nic innego jak ucieczka. Przybiera więc nową tożsamość i
przeprana za chłopaka wyrusza na poszukiwanie swojego przyjaciela.
„Ktoś
mnie chwyta z tyłu i obraca do siebie. To Cosme. Ściska mnie na tyle długo, by
szepnąć:
– Nie bądź zimna, Eliso. Nie bądź taka jak ja.
Chwiejąc się, robię krok do tyłu.
– Ale... to pomaga.
Potrząsa głową.
– Nie. Wydaje ci się, że tak, lecz wcale tak nie jest.”
– Nie bądź zimna, Eliso. Nie bądź taka jak ja.
Chwiejąc się, robię krok do tyłu.
– Ale... to pomaga.
Potrząsa głową.
– Nie. Wydaje ci się, że tak, lecz wcale tak nie jest.”
Szczerze mówiąc, spodziewałam się po tej
książce czegoś zupełnie innego. Myślałam, że Rae Carson stworzyła własny,
alternatywny świat, gdzie ludzie ogarnięci żądzą bogactwa nie cofną się przed
niczym, by zdobyć tak cenny kruszec, jakim jest złoto. Spodziewałam się dużej
ilość magii ze smokami albo krasnoludami siedzącymi na końcu tęczy. Moje
zdziwienie było więc ogromne, kiedy okazało się, że akcja powieści toczy się w
roku 1849 i to w znanej nam rzeczywistości. Fantastyka nie stanowi więc filaru
historii, ale jest jedynie dodatkiem. Przyznaję, że początkowo byłam do takiego
pomysłu nastawiona bardzo sceptycznie, ale z czasem zaczęłam się do niego
przekonywać. Mimo że zdecydowanie wolę powieści kipiące od czarów, to coś tak subtelnie
fantastycznego stanowiło dość przyjemną odmianę.
„Miłość
piękniejsza jest od rubinów, słodsza od miodu, smakuje lepiej niż królewskie
wino. A nikt nie kocha bardziej niż ten, kto chce życie oddać w imię miłości.
Moja miłość to jak otwarty flakon z wonnymi perfumami.”
Postać głównej bohaterki również
zasługuje na szczególną uwagę. We współczesnych jej czasach kobiety miały
zupełnie inną pozycję społeczną niż współcześnie. Źle postrzegane było przede
wszystkim to, by parały się „męską robotą”. Lee nie ma jednak wyjścia. Musi
przejąć obowiązki ojca i wcale jej to nie przeszkadza. Ponadto wraz z rozwojem
wydarzeń napotyka kolejne przeszkody i coraz trudniejsze wyzwania, którym udaje
jej się sprostać dzięki swojemu silnemu charakterowi. Jednocześnie Carson nie
zrobiła z niej Mary Sue, co może wielu z Was zaskoczyć, bo i mnie wprawiło w zdziwienie.
„Czyż
to nie jest tak, że Bóg wybiera tych, którzy na tym świecie ból znoszą i dla
nich przeznacza miejsce w raju? W cierpieniu dopiero rozumiemy, jak potrzebna
nam jest sprawiedliwa prawica Boga. I nasze potrzeby duchowe stają się
ważniejsze od fizycznych.”
Książka porusza także trudne tematy,
takie jak okrucieństwo człowieka wobec człowieka, konflikt białych ludzi z
indiańskimi plemionami, niewolnictwo, a także problem osób ogarniętych gorączką
złota oraz chęcią szybkiego wzbogacenia się. Jest to jednak także wspaniała przygotówka
z ciekawymi postaciami, mówiąca o ogromnej wartości przyjaźni oraz odwagi. Do
tego niewielki, jednak dość istotny fantastyczny motyw dopełniający całość.
Trzeba przyznać, że pomysł na fabułę Carson miała bardzo oryginalny i
niezwykły.
„Tu, na
zachodzie, wszystko jest większe. W związku z tym chyba powinnam poczuć się
mniejsza, ale jest odwrotnie, ja też rosnę, ja i cały świat we mnie.”
Książka ma
także słabsze strony. Przede wszystkim jest to literatura drogi, gdzie motyw
podróży jest szeroko zarysowany. Czasami czytanie mogło się przez to dłużyć i
nużyć, więc osoby nie lubiące czegoś takiego, mogą się w pewnych momentach
męczyć. Sama wolę wartką akcję osadzoną na niewielkiej przestrzeni, jednak
dzięki tak poprowadzonej fabule mogłam lepiej poznać świat opisany w książce.
Wszystko zależy więc od naszych preferencji i punktu widzenia.
Myślę, że „Złotowidząca”
ma szanse spodobać się wielu z Was. Nawet osoby nie lubiące fantastyki mogą ją
polubić i odnaleźć w niej synonim rozrywki. Jeżeli jesteście gotowi wyruszyć wraz
z bohaterką do ogarniętej gorączką złota Kalifornii – sięgnijcie po powieść Rae
Carson. Jednak jeśli wolicie bardziej magiczne książki i nie przepadacie za
podróżami – chyba lepiej, jak ją odpuścicie.
OCENA: 8/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Jaguar!
Sara Chrzanowska
Uwielbiam takie klimaty i właśnie taką tematykę - mamy tytuł kawał historii USA (niewolnictwo, gorączka złota) :) muszę przeczytać!
OdpowiedzUsuńhttp://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/
Ja też lubię takie klimaty! Gorąco polecam :)
UsuńZauroczył mnie tytuł. Tematyka też jest ciekawa. Wydaję mi się, że po lekturze "Syna" z chęcią sięgnę po tę książkę :D
OdpowiedzUsuńTutuł to pierwsze co mnie do tej książki przyciągnęło. No i okładka. Okładka jest piękna ❤
UsuńTa okładka jest boska *.* Kupiłabym książkę tylko dla niej. Ale zarys fabuły bardzo mnie intryguje. Muszę zapamiętać ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, okładka jest boska. Chociaż tak podzielony tytuł trochę dziwnie wygląda :D
Usuń