Terry Brooks to amerykański pisarz
fantasy. Urodził się w Sterling w stanie Ilionois. Ukończył Hamilton College
oraz Washington and Lee University. Znany jest głównie z high fantasy i
zaliczony został do grona najwybitniejszych twórców tego gatunku. Jego
najsłynniejszy cykl „Kroniki Shannary” sprzedał się w nakładzie ponad 20
milionów egzemplarzy.
„Kamienie elfów Shannary” to drugi tom „Kronik
Shannary” autorstwa pisarza, o którym możecie nieco więcej dowiedzieć się w
poprzednim akapicie. Jeżeli jeszcze nie czytaliście recenzji pierwszej części, odsyłam
Was do postu, gdzie ją znajdziecie (klik).
Starożytne drzewo Ellcrys umiera, a siły
zła tylko czekają, by wraz z jego śmiercią powrócić na ziemię…
Magiczne drzewo Ellcrys przez lata
stanowiło ochronę przed powrotem demonów do Czterech Krain. Jednak teraz
roślina obumiera, a utrzymywana przez nią Ściana Zakazu słabnie z dnia na
dzień, przepuszczając do świata elfów, ludzi, trolli i gnomów złe, przerażające
demony.
Księżniczka Amberle, półelf Wil Ohmsford
oraz waleczna Eretria postanawiają wyruszyć na misję, mającą na celu
znalezienie sposobu na odrodzenie się drzewa. Podczas podróży bohaterowi
napotkają wiele przeszkód oraz będą musieli stawić czoło niebezpieczeństwu. Ich poczynaniom
przyglądają się dwie potężne istoty. Nad ich zadaniem czuwa bowiem legendarny
druid – Allanon, ale jednocześnie każdy ich krok śledzi najgroźniejszy z
demonów, bezlitosny Dagda Mor.
"Zło, mój
chłopcze, nie umiera tak po prostu: ono trwa i rozwija się. Zło uwięzione nie
jest złem pokonanym. Ono będzie rosnąć, wzmagać się i kipieć, aż w końcu... w
końcu zdoła się uwolnić."
Muszę przyznać, że o ile pierwsza część „Kronik Shannary” nie do końca
przypadła mi do gustu, o tyle druga okazała się naprawdę ciekawą lekturą. W
dalszym ciągu widać w twórczości Brooksa powiązania z książkami Tolkiena,
jednak amerykański autor coraz bardziej się od nich oddala i kieruje się własną
ścieżką. Jest to niewątpliwy plus powieści, szczególnie, że nie sądziłam, by
akurat ten aspekt książek uległ zmianie.
"Sam określasz
siłę z jaką przeciwstawisz się swoim wrogom; ona musi wyjść z ciebie, nie z
samych kamieni. Nie mogę zmierzyć siły, która jest w tobie. Jedynie ty możesz
to zrobić."
Akcja w „Mieczu Shannary” momentami strasznie mi się dłużyła i nie
mogłam doczekać się jej końca. Tutaj natomiast jest ona już wciągająca,
ciekawa. Zawiera więcej zwrotów, fabuła stała się bardziej rozbudowana, a opisy
już tak mocno nie nużą, chociaż zdarzały się momenty, w których najchętniej
przekartkowałabym kilka stron w poszukiwaniu czegoś bardziej interesującego. Niemniej widać poprawę, z czego niezmiernie się cieszę.
"Twój dom
jest wszędzie tam, gdzie go stworzysz - powiedział Allanon - a twój lud tam,
gdziekolwiek zechcesz, by był. Ale to, za co jesteś odpowiedzialna, nie zawsze
zależy od twojego wyboru i przyzwolenia."
Język powieść od samego początku
był lekki i prosty, a styl autora przypadł mi do gustu. Pomimo wielu wątków i
postaci czytelnik nie gubi się w historii, nie musi wracać kilka stron
wcześniej i analizować, co działo się w poszczególnych momentach. Ponadto co
jakiś czas dowiadujemy się o poczynaniach kilku postaci jednocześnie, a nie
tylko jednej, głównej, co również niewątpliwie jest plusem, bowiem dzięki temu
lepiej poznajemy bohaterów i bardziej się z nimi zżywamy.
Jeżeli zastanawiacie się, czy warto
sięgnąć po książki Terry’ego Brooksa, to myślę, że mogę Wam je na chwilę obecną
polecić, pod warunkiem że dysponujecie dużymi pokładami cierpliwości i
wyrozumiałości. Jednak jeśli szukacie książek nietuzinkowych, pozbawionych
podobieństw do innych powieści, to „Kroniki Shannary” mogą Was odrobinę
zawieść.
OCENA: 5/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwu Replika.
Sara Chrzanowska
Czytałam. Bardzo fajna seria :)
OdpowiedzUsuńna razie ogladałam jedynie serial, lecz książki również mam w planach
OdpowiedzUsuń