
O
czym jest „Kiosk na środku rzeki”? Jest to powieść stanowiąca swoistą mieszankę
sensacji, fantastyki i odrobinę political fiction. Mieszankę bardzo ciekawą pod
względem fabuły, jak i realizacji. Otóż pewnej mglistej nocy policjant Zenon
Niepozorny wybiera się łodzią na patrol Wisły. Wszystko przebiega jak zwykle dobrze
do momentu, w którym funkcjonariusz zbliża się do mostu Poniatowskiego (w
Warszawie). Ku jego zdumieniu zacumowała tam stara łódź, na której pokładzie
był… kiosk. Wygląd łodzi, jak i nietypowe miejsce zacumowania, budzi jego
zawodową, jak i ludzką, ciekawość, a zdumienie wzrasta, gdy okazuje się, że statek
wydaje się być opuszczony. Rankiem łódź znika, ale policjant jest pewny tego,
co widział. Czy to był statek – widmo? I po co cumował przy moście? O tym Drogi
Czytelniku dowiesz się podczas lektury książki.
Sam
pomysł na fabułę jest bardzo oryginalny i mimo elementów nadnaturalnych spójny
oraz logiczny. Sporo jest w niej wątków humorystycznych, zaś prezentowany
dowcip jest sarkastyczny, a opisane sceny chwilami satyryczne. Pod koniec
książki tempo akcji przyspiesza i autor serwuje nam relację pościgu, którego
nie powstydziłby się sam James Bond. Zdarzają się autorowi opisy zbyt długich
scen (np. dyskusja polityka ze swoją podwładną o wynagrodzeniu), które niewiele
wnoszą do głównego wątku, a jako wątek poboczny są po prostu nudne. Na szczęście
takich jest niewiele i odbiór książki jest ogólnie dobry.
Walorem jest
talent oratorski autora. Tomasz Sobieraj w łatwy sposób posługuje się językiem,
prezentując szeroki zasób słownikowy oraz gawędziarski styl wypowiedzi.
Wady?
Niestety, nie udało się ich uniknąć. Rozumiem, iż cała książka ma mieć wydźwięk
humorystyczny, ale etykietujące nazwiska postaci mnie nie bawiły, zwłaszcza, że
opierają się na stereotypach (np. Anna Wścibska – dziennikarka) i
uproszczeniach (np. Jan Flisak – kapitan statku). Oczywiście, można się zastanawiać,
czy jest się czego czepiać. Według mnie tak, gdyż nadając takie, a nie inne
nazwisko postaci, po pierwsze, narzucamy czytelnikowi sposób jej odbioru, a po
drugie, jest to stygmatyzacja – patrzymy na postać tylko pod jednym kątem, a
przecież chyba każdemu autorowi zależy, aby wykreowani przez niego bohaterowie
byli wielowymiarowi i dzięki temu bardziej interesujący. Po trzecie, w
przypadku przytoczonej już Anny Wścibskiej, jej nazwisko nie miało nic
wspólnego z charakterem, a przynajmniej nie było to poparte żadnymi anegdotami
z życia postaci.
Następna
wada dotyczy fragmentu powieści, w którym to autor opisuje konferencję prasową.
Nie podzielam homofobicznych poglądów, ale szanuję ludzi, którzy prezentują
odmienne stanowisko na ten temat, o ile tylko nie wyrażają go w sposób
obraźliwy. Zaprezentowana w książce postać dziennikarza-homoseksualisty została
przedstawiona stereotypowo i w sposób prześmiewczy, a nadto późniejsze usunięcie
go ze statku oraz wyzwiska, jakie padły w jego kierunku, podkreślają
homofobiczny wydźwięk całej sceny. Może gdyby inny dziennikarz został podobnie
potraktowany, nie odniosłabym takiego wrażenia. Oczywiście rozumiem zamysł
autora, iż cały wątek rejsu i konferencji jest satyrą, ale mam wrażenie, że
względem tej konkretnej postaci została przekroczona granica tego, co dopuszcza
ten gatunek literacki. Na koniec tego wątku, pragnę przypomnieć, Drogi
Czytelniku, że prezentowane w książce wypowiedzi to fikcja literacka, która nie
koniecznie odzwierciedla poglądy autora.
Co
do okładki, dla mnie jest zupełnie neutralna. Na plus zasługuje fakt, iż
umieszczono na niej elementy bezpośrednio nawiązujące do treści książki.
Ogólne
wrażenie z lektury mam dobre. Przede wszystkim doceniam pomysł na fabułę; jest
bardzo ciekawy, a jednocześnie nie nadmiernie wydumany.
Ocena 6/10
Za możliwość
przeczytania dziękuję wydawnictwu Novae Res.
Anna Mackiewicz
0 komentarze:
Publikowanie komentarza