
„Niespokojni
zmarli” to thriller stanowiący kontynuację losów antropologa Davida Huntera.
Jeśli ktoś nie czytał poprzednich części to... natychmiast powinien to nadrobić!
Niemniej jednak nie będzie to konieczne, aby zrozumieć fabułę recenzowanej
przeze mnie książki. Po wydarzeniach z „Wołania grobu” David popadł w
„niełaskę” i nikt nie chce z nim współpracować. Kiedy więc otrzymuje telefon od
inspektora Lundy’ego z propozycją wydobycia i zbadania zwłok znajdujących się w
morzu u wybrzeży wyspy Mersea, antropolog bez chwili wahania się tego
podejmuje. Wszyscy podejrzewają, że wyłowione ciało należy do syna miejscowego
bogacza, Leo Villiersa, który niedawno zaginął. Leo był posądzany o przyczynienie
się do zniknięcia jego kochanki, Emmy Derby, żony miejscowego architekta.
Tymczasem prawda okazuje się znacznie bardziej zagmatwana i wyłowione ciało nie
jest jedynym, którego tajemnice odkryje nasz protagonista.
Powiem
od razu, ta książka to dla mnie 10/10 i nie dlatego, że mam słabość do całej
serii. Jest tu szereg ciekawych bohaterów (nie tylko główną postać antropologa),
mroczną atmosferę mokradeł, trochę makabry w związku z opisem zwłok i niejedną
tajemnicę do odkrycia. Mnie osobiście zaskoczyła liczba zagadek do rozwiązania
i choć przyznaję, że częściowo trafnie je rozwikłałam, to wcale nie mam uczucia
niedosytu. Wydaje mi się, że dla każdego czytelnika finał powieści będzie choć
w części sporym zaskoczeniem.
Warto
się przyjrzeć dwójce bohaterów, którzy szczególnie zaskarbili sobie moją
sympatię: Bobowi Lundy’emu i Edgarowi Holloway’owi. Pierwszy z nich to starszy
inspektor policji, z którym współpracuje Hunter. Inteligentny „stary wyjadacz”,
który cieszy się sympatią i szacunkiem wszystkich dookoła. Drugi to jego
przeciwieństwo; zagubiony w rzeczywistości i meandrach swojego umysłu;
tajemnicza postać przemierzająca mokradła. Bardzo udane kreacje, naprawdę nie
można zostać wobec nich obojętnym.
Przyznaje,
że przed napisaniem tej recenzji zerknęłam na co niektóre komentarze dotyczące
tej książki i wśród nich znalazły się głosy, iż powieść ma zbyt długie opisy krajobrazu
oraz wewnętrznego monologu głównego bohatera. Mnie te pozornie spokojne momenty
bardzo się podobały, bo to właśnie one napawały grozą, a nie chwile, w których
dochodziło do kolejnego makabrycznego odkrycia. Autor w sposób bardzo
sugestywny opisał mokradła, na których dzieje się większość fabuły i czytając
je mogłam z łatwością je sobie wyobrazić. Czułam wiejące z nich smutek,
osamotnienie i niepokój.
Powieść
została logicznie i spójnie skonstruowana, a ponad pięćsetstronicową powieść
czyta się naprawdę jednym tchem. Miałam realny problem, aby się od niej
oderwać. Jednego żałuję: przeczytałam tę książkę i chcę więcej! Pozostaje mi więc
tylko odświeżyć sobie wcześniejsze części, ale liczę na to, że Simon Beckett
nie każe mi znów czekać tak długo i już wkrótce napisze kolejną historię (najlepiej
na jutro).
Cieszę
się, że podtrzymano tradycję co do kolorystyki okładki książki. Niewątpliwie
nawiązuje ona do treści powieści
Szczerze
wszystkim polecam „Niespokojnych zmarłych”, jak i całą serię o Davidzie
Hunterze. Drogi czytelniku, na pewno nie będziesz zawiedziony, ponieważ jest po
prostu genialna.
Ocena 10/10
Za możliwość
przeczytania dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
Anna Mackiewicz
Skoro po tak opasłym tomisku chcesz więcej, to znaczy, że ta książka jest warta uwagi :) tytuł intrygujący.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/
Nie czytałam jeszcze niczego z tej serii i wygląda na to, że muszę koniecznie to nadrobić :)
OdpowiedzUsuń