![]() |
Źródło |
Niekiedy mam tak,
że jestem pewna już od pierwszych stron, że z daną książką się nie polubię.
Czasem miewam tak, że od pierwszych stron nie potrafię się oderwać i muszę
czytać i czytać. Niestety, ale w przypadku „Właściwego Rytmu” miała
miejsce ta pierwsza opcja. Przepraszam, ale zwyczajnie żadnego bohatera nie
potrafiłam tutaj polubić, z żadnym z nich nie nawiązałam jakiejś głębszej
więzi, która sprawiałaby, że danemu bohaterowi kibicowałabym z całego serca. Na
minus odbieram także przekleństwa, których było tutaj chyba z milion. Ja
naprawdę potrafię zrozumieć, że czasem są takie sytuacje, których nie da się
inaczej oddać niż poprzez siarczyste przekleństwo, ale żeby musieć je umieszczać
aż w co drugim słowie? To raczej lekka przesada.
Minusem jest także sam format
książki, który przypomina B5, a do tego małe litery. To wszystko sprawiało, że
książkę czytało się zwyczajnie źle. Historia nie była nawet w najmniejszym
stopniu wciągająca, bohaterowie jacyś nijacy, żaden z nich nie wyróżniał się
niczym wyjątkowych, częste przekleństwa, które po prostu zrażały mnie do
dalszej lektury. Sama główna bohaterka, Rebeka, przez wszystkich nazywana
pieszczotliwie po prostu Reb, irytowała mnie swoim niezdecydowaniem i wahaniem.
Niby z jednej strony potrafię ją zrozumieć, bo po tym, co przeszła z Sedem,
zwyczajnie boi się mu ponownie zaufać, ale ona najpierw chciała pójść z nim
znów do łóżka, a kiedy tylko zaczynało być goręcej, stwierdzała, że jednak nie,
że to jeszcze nie ten czas. No ludzie! Dlatego w tym miejscu przyznaję
ogromnego plusa dla Seda, za to, że potrafił być aż tak cierpliwy.
„Dojechaliśmy
pod budynek sądu kilka minut przed rozpoczęciem rozprawy. Gdy patrzyłam na
Gabriela i widziałam jego zbolałą minę, aż ścisnęło mi się serce. Dobrze, że po
wszystkim zabieram go do nas. Mimo wszystko on tak bardzo kochał Amandę, a to
takie przykre.”
Życie Rebeki i
Seda jest naprawdę pokręcone. Niby na początku byli ze sobą szczęśliwi, ale
gdzieś po drodze utracili miłość wzajemną, wszystko się rozsypało w drobny mak
i postanowili wziąć rozwód. Czy to oznacza, że rozdzielą się na resztę życia?
Nic bardziej mylnego! Nadal ich do siebie ciągnie, nadal coś czują, jednak fakt
jest taki, że Reb nie mówi swojemu byłemu o ciąży i sama próbuje jakoś sobie z
nią poradzić z pomocą swoich najbliższych. Żeby już nie przedłużać, maluchy się
rodzą, a Sed w końcu się o nich dowiaduje. I jak to łatwo jest przewidzieć ta
młoda para próbuje ponownie ze sobą poukładać swoje życie. Rozczulające były
próby nakarmienia maluchów przez Seda, kiedy już mogły jeść co innego niż mleko
matki, ale w sumie trzeba sobie przyznać, że dawał radę nawet z ich
przewijaniem. I robił to sprawniej niż Reb!
„Moje ciało
uderzyła niepohamowana fala emocji. Tak różnych i sprzecznych. Jednak te, które
wzbudził we mnie tym delikatnym pocałunkiem, wygrały. Pożądanie, pragnienie
sprawiły, że opadłam na poduszki, a Sed na mnie, nadal całując moją pierś.”
Owszem, były
momenty tutaj, które wywołały na mojej twarzy uśmiech, jednak stanowiły one
mniejszość. Przez większość lektury byłam poirytowana i zastanawiałam się,
kiedy się wciągnę w przedstawioną tutaj akcję. Zresztą, co ja mówię?! Jaką
akcję? Tutaj nie było żadnej akcji jak dla mnie. Wszystkie zdarzenia, które
następowały po sobie, były jakby za mgłą i miało się wrażenie, jakby autorka
wymyślała je na siłę. No, przepraszam bardzo, ale to co tutaj otrzymałam nie
przemówiło do mnie w najmniejszym stopniu i nikomu nie polecę tej książki,
nawet największemu wrogowi.
Ocena: 4/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Novae Res
0 komentarze:
Prześlij komentarz