![]() |
[źródło] |
„Cydr z Rosie” to pierwsza część
autobiograficznej trylogii, opowiadająca o dzieciństwie pisarza Laurie’go Lee,
osadzona w realiach międzywojennej angielskiej wsi. Laurie Lee mieszka razem ze
swoją matką i licznym rodzeństwem (także przyrodnim) w małym, ubogim domku,
gdzieś na „końcu świata”. Ojciec Lee opuścił rodzinę, gdy jego syn i jednocześnie
narrator powieści miał kilka lat, a o jego „obecności” świadczą jedynie
niewielkie pieniądze, które przesyła na utrzymanie. O samym pisarzu dowiadujemy
się niezbyt wiele; ważniejszym dla autora było bowiem skupienie się na przedstawieniu
sylwetek członków rodziny, przyjaciół i sąsiadów oraz opisanie krótkich
wydarzeń z ich życia. Książka stanowi zapis wspomnień, które zostały
usystematyzowane w taki sposób, że każdej osobie lub wydarzeniu został
poświęcony konkretny rozdział. Pomiędzy nimi nie ma logicznej zależności,
jedynie wydarzenia z życia rodziny Lee zostały mniej więcej podane
chronologicznie.
Przyznam
szczerze, że dawno po przeczytaniu książki nie miałam takiego „kaca
czytelniczego”. Z jednej strony zapis wspomnień Laurie Lee przypominał mi
trochę świat przedstawiony w „Dzieciach z Bullerbyn” lub „Ani z Zielonego
Wzgórza” tylko w wersji dla dorosłych i nie tak zabawnej. Nostalgiczny raj
utracony, pełen malowniczych opisów, pięknej przyrody, prawie nieskażonej
cywilizacją. Życie ukazane w książce jest ściśle związane z naturą: bywa to
czas obfitych zbiorów, podjadania porzeczek z krzaków, zabaw na zamarzniętym
jeziorze lub wylegiwania się w cieniu w upalny dzień. Codzienność, mimo że
chwilami bardzo trudna, zachwyca swą prostotą i radością płynącą z dziecięcych
zabaw głównego bohatera. Z drugiej strony rzeczywistość, w której dorastał
autor książki jest wypełniona biedą, czasem traumatycznymi doświadczeniami
takimi jak ratowanie domu przed powodzią i chorobami, które często go trapiły.
Życie pozostałych mieszkańców wioski także nie jest usłane różami: morderstwo,
samobójstwo, smutny koniec pary nierozłącznych małżonków. Te wszystkie
wydarzenia kładą się cieniem na idyllicznym wizerunku tej małej społeczności.
Czemu więc doświadczyłam wspomnianego kaca? Mimo trosk prezentowanych przez
autora, myślę, że każdy kto przeczyta tę książkę będzie miał wrażenie, że ten
wykreowany, miniony świat był niezwykle piękny i kuszący swą prostotą. Kto wie?
Może w kimś obudzi się tęsknota za takim życiem albo przypomną się miłe
wspomnienia z dzieciństwa? Jednocześnie czytelnik będzie miał świadomość, że to,
o czym czyta, to opis miejsca, które już nie istnieje i nigdy nie powróci. Trudno
się po tym odnaleźć w świecie pełnym nowoczesnych technologii i zgiełku
miejskiego życia.
„Cydr z Rosie”
nie jest książką dla każdego. Nie ma w niej emocjonujących wydarzeń, które
porażą czytelnika i wciągną go na tyle, że przeczyta ją w kilka godzin. Oczywiście,
powieść Lee to ledwie ponad trzysta stron, więc spokojnie jest to wykonalne.
Niemniej jednak czytelnik nie powinien tego robić, gdyż ta książka to poezja
pisana prozą, którą należy się delektować. Myślę, że właśnie dlatego autor
nazwał tę powieść jako „Cydr z Rosie”. Z jednej strony jest to oczywiste
nawiązanie do fabuły, z drugiej książka przypomina ten jabłkowy trunek. Picie cydru
wymaga pewnej celebracji, choć nie jest to najszlachetniejszy alkohol i nie
poraża snobizmem. Ta książka właśnie taka jest: prosta historia, która wymaga,
aby dawkować ją powoli.
Bohaterowie są
różnorodni, jednak czy zapadają w pamięć? Według mnie nie. Problem z tą książką
jest taki, że nie ma ona w zasadzie żadnego głównego wątku. Każdy z jej rozdziałów
można czytać osobno, w zasadzie w dowolnej kolejności. Mnie osobiście trudno
było nawiązać więź z którymkolwiek bohaterów, gdyż często była to tylko postać
opisana na kilku stronach. Z samym głównym bohaterem również miałam ten
problem, gdyż autor marginalizuje swój udział w różnych wydarzeniach.
Ogromnym
atutem powieści jest język, jakim posługuje się autor. Bogaty i sugestywny. Każde
słowo jest istotne i znajduje się na swoim miejscu. Myślę, że należy docenić
również ogromny nakład pracy, jaki włożył tłumacz Jerzy Łoziński, aby
przełożony tekst prezentował tak wysoki poziom. Podejrzewam, że nie było łatwo
oddać ducha książki napisanej w tak poetyckim stylu, ale panu Łozińskiemu to
się udało.
Ogólnie dobre
wrażenie po lekturze dopełnia okładka powieści. Malowniczy pejzaż nawiązujący
do fabuły i rozświetlona kolorystyka. Dla mnie jest ona po prostu bajkowa. W
książce znajdują się szkice John’a Warda, które dopełniają treść powieści
poprzez prezentację sylwetek bohaterów.
Dodam na
koniec, że „Cydr z Rosie” doczekał się aż trzech ekranizacji. Myślę, że w
wolnym czasie na pewno się na którąś skuszę.
Ocena
8/10
Za
możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Anna
Mackiewicz
Zapowiada się ciekawa przygoda czytelnicza, będę miała książkę na uwadze. :)
OdpowiedzUsuń