![]() |
[źródło] |
Zacznę od tego, że bardzo
spodobał mi się pomysł na tę książkę. Większość opowiadań dla dzieci opisujących rozłąkę z rodzicem skupia się na aspekcie przejścia dziecka pod
opiekę innej osoby (opiekunki) lub instytucji (najczęściej przedszkola). Jest
to ważny moment w życiu całej rodziny i z reguły wiąże się z powrotem
dotychczasowego opiekuna dziecka do pracy. Literatury na ten temat jest całe
mnóstwo, również seria o Tupciu Chrupciu ma kilka pozycji poświęconych
adaptacji przedszkolnej i różnym wydarzeniom z życia przedszkolaka.
Tymczasem
autorka „Tupcia Chrupcia. Mama idzie do pracy” przedstawia zupełnie inny aspekt
– Tupcio chodzi już do przedszkola, ale jego mama przebywa w domu, zajmując się
nim jako gospodyni. Pewnego dnia rodzice Tupcia dochodzą do wniosku, że powinna
wrócić do pracy z uwagi na sytuację finansową rodziny. Mama Mysz szybko znajduje
pracę, ale jej synek martwi się tym. Boi się zmian i nie chce ich. Obawia się również,
że będzie spędzał mniej czasu ze swoją mamą.
Jak widać z
powyższego zarysu fabuły, było to zupełnie inne ujęcie problemu rozłąki z
rodzicem. Kłopotem nie był fakt przejścia pod opiekę inną niż matki, ale lęk
przed nowym, nieznanym. Osobiście nie kojarzę żadnej książki, która by
pochyliła się nad tym tematem. A przecież taka zmiana, jaką jest powrót do
pracy czy rozpoczęcie nowej, jest rewolucją nie tylko dla rodzica, ale i dla dziecka.
Każdy rodzic, który łączy sprawowanie pieczy nad swoją pociechą z pracą wie, że
taka opieka wygląda zupełnie inaczej niż gdy się jest ze swoim pupilem cały
czas. Jest mniej czasu, więc pewne czynności trzeba robić w większym pośpiechu.
Wielu rodziców mówi, że dzięki pracy podniosła się jakość spędzanego wspólnie
czasu z dzieckiem. Z drugiej strony wielu rodziców skarży się na brak
cierpliwości dla swojej pociechy i przemęczenie. Sytuacja w każdej z rodzin
jest inna i powrót do pracy może wpłynąć różnie na relacje wewnątrzrodzinne.
Przechodząc do
szczegółów, pragnę pochylić się nad pewną wadą książki. Przede wszystkim żaden
z rodziców Tupcia nie raczył z nim porozmawiać na temat zmiany, jaka miała
nastąpić w ich życiu. Mała Myszka zrozumiała fakt pójścia jego mamy do pracy
jako znak, że nie chce z nim przebywać i że go nie kocha. Podczas wyjścia do
pracy mama Tupcia widząc jego łzy zdobyła się jedynie na zdawkowe: „Nie płacz,
Tupciu, jeszcze będziemy mieć czas na zabawę”. Bez uścisków, bez wyjaśnień.
Według mnie rodzicom Tupcia zabrakło wyobraźni. Mnie osobiście trudno byłoby zaakceptować
sytuację, w której nie porozmawiałabym z moim dzieckiem o tym. Zwłaszcza, że de
facto jeśli chodzi o organizację dnia, w życiu myszek nie było wiele zmian. Tupcio
przebywał część dnia w przedszkolu, a mama odbierała go z niego jak zwykle.
Brak komunikacji na ten temat, choćby zdania „Synku odbiorę cię jak zwykle z
przedszkola” jest dla mnie absolutnie niezrozumiały. Myślę, że po lekturze tej
książki koniecznym jest przeprowadzenie uzupełniającej rozmowy z dzieckiem na
temat tego, czego zabrakło w fabule opowiadania.
Co do walorów
książki to była ona ładna pod względem graficznym – zresztą jak każda z tej
serii. Spodobała mi się okładka, która nawiązywała w sposób symboliczny do
fabuły książki i ukazała sedno problemu Tupcia poprzez prezentację jego
skulonej postawy ciała i czujnego wyrazu pyszczka. Podobało mi się również to, o
czym już wspomniałam na początku recenzji – oryginalny pomysł na fabułę.
Przypadło mi również do gustu to, że poza powrotem do pracy, autorka pochyliła
się nad tematem pracy w kontekście wykonywanego zawodu. Również finał
opowiadania zaliczam do zalet książki, bo cała rodzina myszek okazała sobie
czułość i było to radosne zakończenie.
Polecam tę
książkę wszystkim rodzicom powracającym do pracy zawodowej jako wstęp do
rozmowy z własną pociechą.
Ocena
8/10
Za
możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Wilga.
Anna
Mackiewicz
0 komentarze:
Publikowanie komentarza