![]() |
[źródło] |
"Nawiedzony
Dom na Wzgórzu" uważany jest już za klasyk literatury grozy. Mówi się o
tym, że opowieść ta wyznaczyła pewien trend w tak zwanych "historiach z
dreszczykiem" pokazując, jak powinno się prowadzić fabułę, aby wyobraźnia
czytelnika doprowadziła go na granicę strachu. Poznając tego typu opinie wciąż
zastanawiam się... czy czytaliśmy tę samą książkę?
Powieść
Shirley Jackson opowiada o doktorze Montague, który pragnie odkryć tajemnicę
Domu na Wzgórzu, miejsca od lat nieodwiedzanego, pogrążonego niemal w mroku,
którego historia wprawia w niepokój przy samym jej słyszeniu. Tragiczna
historia rodziny, która wiele lat wcześniej zamieszkiwała starą rezydencję
pozostawiła w zimnych murach swego rodzaju grozę, która nie pozwalała
późniejszym lokatorom pozostać w nim dłużej niż kilka dni. Doktor Montague
wyznaczył sobie cel, aby dowiedzieć się, co takiego odstrasza ludzi od tego
miejsca. Dlatego postanawia napisać do osób, które mogą w jakikolwiek sposób
mieć związek ze zjawiskami paranormalnymi lub w pewien sposób są powiązane z
Domem na Wzgórzu i razem z nimi rozwikłać tą niezwykłą zagadkę. Jednocześnie
Montague poszukuje dowodów na to, że w domu rzeczywiście straszy. I tak z
Lukiem, Eleanor i Theodorą zamykają się w Domu na Wzgórzu, wyczekując na
nadejście nieznanego.
"Ten dom czuwa, nie spuszcza oczu z nikogo."
Opowieść
ta w dużym stopniu, szczególnie początkowo, przypomina mi legendarne już
"I nie było już nikogo" Agathy Christie. Tutaj również mamy swego
rodzaju zbieranie drużyny, która w pewnym momencie musi stawić czoła czemuś, co
pozornie jest wyraźnie ponad ich siły. Zamykające się same drzwi i
niezidentyfikowane dźwięki w domu napawają jego nowych, chwilowych mieszkańców
w coraz większy niepokój. Jednakże, co jest moim głównym zarzutem co do tej książki,
tutaj w ogóle nie ma klimatu.
Przez
większą część książki, a nie jest ona długa, poznajemy głównych bohaterów i to
w najbardziej nieinteresujący sposób, w jaki tylko można. Dopiero pod koniec, i
to dosłownie, bo na jakichś ostatnich pięćdziesięciu stronach zaczyna dziać się
coś, co ewidentnie jest w stanie wystraszyć, jednakże nie jest to coś, co
pozwoliłoby mi zakwalifikować tę powieść jako literaturę grozy. Na psucie
klimatu mają tutaj bardzo duży wpływ, z postaciami żeńskimi na czele. Właściwie
tylko doktor Montague i Luke, przyszły spadkobierca posiadłości, wykazują tutaj
jakąkolwiek inteligencję. Theodora i Eleonor natomiast są irytującymi
lekkoduchami, a ich przemyślenia w wielu momentach są absurdalne i nie do końca
adekwatne do zaistniałej sytuacji.
![]() |
[źródło] |
"Przetrwali razem ciemność jednej nocy, a teraz wspólnie witali
poranek w Domu na Wzgórzu. Czuli się już jak rodzina."
Czego
jednakże nie można autorce odjąć, to styl. Nie siliła się ona na ciężkie
słownictwo, jest to książka zdecydowanie uniwersalna w odbiorze. Zaletą jest
również to, jak autorka obmyśliła całą ponurą historię Domu na Wzgórzu.
Rzeczywiście, składa się to ona w dość przygnębiające i ponure wrażenie.
Drodzy
fani literatury grozy, do którego grona samozwańczo się zaliczam, znajdziecie
dużo lepsze książki z tego gatunku, mimo że pozornie to klasyka. Serio.
Ocena: 5/10
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwo Replika.
~Monika Majorke
0 komentarze:
Publikowanie komentarza