Historia
obfituje w wydarzenia, które przeciętny człowiek zna choćby ze słyszenia i choć
może niewiele wiedzieć o szczegółach, to instynktownie wie, że było to
wydarzenie ważne i skutkujące ogromnymi konsekwencjami lokalnymi, a czasem
także światowymi. Chociażby bitwa pod Grunwaldem czy wyprawa na Rosję
Napoleona. Podstawowy kurs historii zakorzenia w pamięci młodych ludzi pewne
ikoniczne wydarzenia, choć zdarza się, że ich rozgłos wcale nie był zasłużony.
Ludwik Stomma w swojej książce "Historie przecenione" stara się
obalić pewne mity dotyczących kilku wydarzeń historycznych i udowodnić, że
rzeczywistość czasem różni się od tego, co uczą w szkołach. Autor przeprowadza
czytelnika właściwie po wszystkich epokach, rozpoczynając od starożytności,
kończąc na wydarzeniach z dwudziestego wieku.
"Tak naprawdę Ameryką zainteresował Europę dopiero Hernan Cortes,
kiedy, począwszy od 1519 r., zaczął wysyłać do Sevilli statki pełne złota.
Zaistniała jednak Ameryka w powszechnej świadomości mieszkańców starego
kontynentu po podbiciu przez Francisco Pizarro w latach 1532-1534 kolejnego
Eldorado."
Książka
nie ma formy powieści, to raczej zbiór swego rodzaju opowieści autora,
popartymi solidnymi dowodami na to, że było tak a nie inaczej. W książce
wyraźnie przebija się typowy dla historyków tok prowadzenia fabuły, pełen
szczegółów i prowadzący stopniowo do ostatecznego punktu całej historii. I
właściwie w tym miejscu rozpoczyna się mój problem z tą książką, który łączy
się zarówno z treścią, jak i oprawą całego dzieła.
Wiele
razy powtarzam, że książki historyczne, o czymkolwiek by nie opowiadały, mają w
sobie ogromną siłę i powinny być doceniane w szerszym gronie odbiorców
współczesnej literatury. Jednakże stwierdzenie to, w moim odczuciu, ma
słuszność tylko wtedy, kiedy autor przedstawia swoje myśli w sposób jasny,
lekki i przyjemny, lecz jednocześnie rzeczowy. Tutaj problemem dla mnie było
chociażby to, że przez długi czas w książce jeden akapit dłużył się na kilka
stron. Dodatkowo opisywał szczegółowo pewne wydarzenia historyczne wraz z
wstawkami przemyśleń autora w taki sposób, że czytało się szybko i łatwo,
ale... pod koniec strony kompletnie nie wiedziałam, o czym w ogóle czytam. Nie
potrafię określić, czy to wina stylu autora czy formy książki (ale przyznaję,
okładka jest świetna!) i jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie dla wszystkich
jest to wada. Niestety, mnie to skutecznie dekoncentrowało, przez co jeżeli
miałabym bez zaglądania do książki opowiedzieć, o czym była, mogłabym mieć z
tym spory problem.
"Wielu historyków epoki, w tym tak wybitni, jak Fryderyk M.
Kircheisen, Jacques de Bainville, Jonathan North czy współcześnie Jean Tulard,
uważa, że wojny napoleońskie były w swojej politycznej istocie konfrontacją
Francji i Wielkiej Brytanii. To Londyn organizował kolejne antyfrancuskie
koalicje, uniemożliwiał ustanowienie napoleońskiego ładu na kontynencie,
płacił, podjudzał, intrygował."
Dlatego
książkę Ludwika Stommy polecam przede wszystkim prawdziwym pasjonatom historii
i tym, którzy nie boją się wielu suchych faktów, przeplatanych z anegdotami,
które tworzą długie i ciągnące się w nieskończoność opisy. Przyznaję, pomysł na
książkę uważam za niesamowicie trafiony, lecz forma odrobinę za bardzo
przypomina mi o tym, dlaczego młodzi czytelnicy generalnie nie przepadają za
literaturą historyczną. Po prostu... nudzi, jeżeli nie jest napisana w
przystępnej i ciekawej formie. Dla mnie, gdzie uważam się za fankę literatury z
tego gatunku, książka ta była łatwa w odbiorze i równie łatwa w kompletnym
wymazaniu jej z pamięci.
Jeżeli
jesteście pasjonatami historii, bierzcie w ciemno. Jeżeli dopiero chcecie poromansować z literaturą
historyczną, w ciemno bierzcie coś innego.
Ocena: 5/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Iskry.
~Monika Majorke
Uwielbiam literaturę historyczną i bardzo chętnie przeczytam; dzięki za podrzucenie tego tytułu, bo nie miałam o nim bladego pojęcia :D
OdpowiedzUsuń