
Moje pierwsze spotkanie z książką Agnieszki Gładzik miało
miejsce już jakiś czas temu, a było to podczas premiery jej najnowszej powieści
„Pomorzanie”. Jest to, bowiem w ostatnim
czasie, kolejna już pozycja literacka opiewająca o ludziach i ziemiach Pomorza
Zachodniego. Stąd i moje zainteresowanie.
Nie miałam jednak okazji by ją od razu
przeczytać. Śledziłam, więc dostępne w Internecie recenzje i opinie innych
czytelników, których zresztą było niewiele i czekałam cierpliwie na jej miejsce
w moim literackim życiu. Los chciał, że wkrótce nie tylko książka wpadła w moje
ręce, ale i nadarzyła się okazja na spotkanie z samą autorką. To było idealne
zestawienie, a kilka dni później miałam już swój własny obraz powieści i jej
bohaterów.
Powieść jest współczesną paralelą – czyli połączeniem dwóch pozornie
odrębnych wątków i dwóch tożsamości jednego miasta/regionu. W powieści możemy,
więc dopatrzeć się swoistej symboliki: niemieckiego upadającego miasta oraz
narodzin nowego polskiego Pomorza. Przypuszczam ze autorka poprzez połączenie
tych zagadnięć chciała pokazać nam drogę, jaką Szczecin przebył w dziejach,
jego mieszkańców a tym samym historię naszych przodków, którzy ukształtowali to miasto takim,
jakim widzimy je dziś.
Genezą natomiast do powstania powieści stały się jak
mniemam, nurtujące Agnieszka Gładzik pytania, jakie zadawała sobie dorastając i żyjąc
w Szczecinie, widząc jego zagubionych mieszkańców i brak symbiozy pomiędzy nimi i regionem oraz przygnębiającą
stagnację, która je dopadła. A przecież Szczecin
i Pomorze to wyjątkowo piękny i bogaty region, pełen różnorodnych kultur i historii,
o której jak się okazuje często zapominamy lub nie chcemy pamiętać.
„Tożsamość Pomorzanina
jest odbiciem morza, którego jest sąsiadem – zmienna, burzliwa i nieujarzmiona.”
Tak samo jak i powieść młodej autorki. Powieść, która stawia
czytelnikowi wyzwanie i zmusza by stanąć oko w oko z historią własną i całego Pomorza.
Łatwo i szybko może przekonać się, że książka, po którą sięgnęliśmy nie jest z
tych tradycyjnych i szablonowych dzieł literackich, które najczęściej pojawiają
się na naszym rynku. Rzadko zdarza się, bowiem by konstrukcja powieści
przybierała taka formę, jaką Agnieszka Gładzik zaserwowała swojemu
czytelnikowi. Zatem za oryginalność – daję plus,
niestety za fragmentaryczność i nieustające przeskoki w czasie – zdecydowanie nie.
Mówić bardziej szczegółowo. Autorka przenosi
nas w czasie kilkadziesiąt razy na przełomie prawie 70 lat. Nie zachowuje przy tym
żadnej zrozumiałej dla czytelnika chronologii. Łatwo, więc się zgubić w poszczególnych wątkach, zaplątać się w czasie i stracić orientację w przestrzeni opowiadanych historii.
Czytając powieść balansujemy też na dwóch płaszczyznach. Teraźniejszość i przeszłość. Poznajemy losy ludzi związanych ze sobą dość trudną i osobliwą przyjaźnią. Jednym z nich jest motyw przyjaźni małej Niemki
Heike i Polski, które spotykają się w powojennym Szczecinie, gdzie w poczuciu osamotnienia i zagubienia nawiązują ze sobą dość specyficzny rodzaj przyjaźni. Dziecinny, szczery, prawdziwy ale obarczony bólem i tęsknotą. Drugi, współczesny już wątek powieści to z kolei losy kilkorga przyjaciół, szukających własnej tożsamości i
miejsca na Ziemi.Nie obce im są rodzinne tajemnice, dylematy dorastania, niespełnione marzenia i rozczarowania.
Wszystkie postacie, jakie spotykamy w powieści „Pomorzanie” są
bardzo rzeczywiste, powiedziałabym wręcz, że do „bólu prawdziwe”. Trudo tym samym też nie zauważyć, że nie do
końca spełnieni, szczęśliwi, pogodzeni z losem – tacy niepełni. Nie wiem czy
jest to skutek silnych cech, jakie Agnieszka Gładzik im nadała, zbliżonych do
osobowości nas samych czy też towarzyszących im dylematów, historii i wielu pytań
bez odpowiedzi. Być może to też wynik
zaledwie niewielu epizodów z życia bohaterów, jakie dane nam było poznać – ich migawkowość. Podobnie obrazuje się też przestrzeń historyczna, na której autorka bazuje. Dla wytrawnego historyka, łatwo będzie połączyć poszczególne odłamki w całość i zapewne doszuka się w nich, poszarpanej, aczkolwiek jednolitej historii. Dla wielu może to jednak stanowić dość duży problem, co z pewnością zniechęci mniej wytrwałego czytelnika.
Czuję w tym miejscu też pewien niedosyt, bo każda z sylwetek
wydaje się być na tyle intrygująca osobowością, że można by było stworzyć dla
niej niezależną powieść. Wielki plus, zatem za konstrukcję osobowości bohaterów,
które jak mi wiadomo miały odwzorowanie w realnych postaciach, znanych autorce.
Cóż, zatem mogę powiedzieć na koniec? Może to ze powieść ma
dla mnie tyle samo wad, co zalet. Jednocześnie odpycha i przyciąga, złości i
wzrusza, nudzi i intryguje. Wydaje się być jednym chaosem, który dopiero z
czasem nabiera sensu. Polecam tym, którzy lubią literackie wyzwania.
Ocena 6/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Videograf SA
Edyta Sztylc
0 komentarze:
Publikowanie komentarza