Książki
historyczne rządzą się swoimi prawdami. Jedne są, nie bójmy się nazwać rzeczy
po imieniu, niewyobrażalne nudne dla czytelnika niezorientowanego w temacie czy
nielubiącego historii, inne zaś mają w sobie pierwiastek obecny także w
powieściach fantastycznych, kiedy to czytelnik ma wrażenie podróży w całkowicie
nierealny, fascynujący wszechświat. A to jedynie podróż w czasie, krótka czy
długa, zawsze niezwykle interesująca. Dlatego sama osobiście zobowiązuje się do
bronienia powieści historycznych całą sobą. Do pewnego momentu.
Ludwik
Stomma, tak samo jak w poprzedniej czytanej przeze mnie jego książce, tak i w
"Historiach niedocenionych" podjął się trudnego wyzwania, powiedzmy,
otworzenia ludziom oczu w spoglądaniu na pewne fakty historyczne. Daje
czytelnikowi swego rodzaju perspektywę, która pozwala spojrzeć na powszechnie
znane wydarzenia historyczne i zadać sobie pytanie: jakie konsekwencje mają pewne wydarzenia? I z
tego zadania autor wywiązuje się absolutnie znakomicie - pisze o faktach, które
doskonale znałam, ale ubiera je także w odpowiedni kontekst i udowadnia mi, że
na historię Joanny d'Arc czy Henryka VIII można mówić dużo szerzej, niż zwykle
słyszy się w różnego rodzaju źródłach. W "Historiach niedocenionych"
znajdziemy nawet rozdział na temat Adama i Ewy!
Las Casas grzeszy nie tym, co napisał, ale tym, co przemilczał i czego
z katolickiej pruderii nie chciał zauważyć.
I
sama w sobie treść merytoryczna książki nie budzi we mnie żadnych zastrzeżeń.
Widać, że Ludwik Stomma, z zawodu etnolog i antropolog kultury, zdecydowanie
zna się na rzeczy i jest w stanie opisywać pewne momenty historii niemal w
nieskończoność. Czuć w czytanych słowach jego zainteresowanie tematem i
prawdziwą pasję w dzieleniu się z innymi z pozoru małymi faktami, które mogą
wywołać w czytelniku reakcję w stuli "aaaaaa, to jednak tak było".
![]() |
[źródło] |
Z
tym że zarówno z "Historiami niedocenionymi" jak i z "Historiami
przecenionymi" jest jeden istotny problem, który jest problemem w mojej
perspektywie i wcale nie musi on być wadą w oczach innych czytelników. I wcale
nie chodzi tutaj o jakiekolwiek błędy autora, absolutnie nie. Sęk w tym że ja,
jako czytelnik szukający w literaturze historycznej swego rodzaju przygody,
tutaj strasznie się zawiodłam. To kompletnie nie ten typ literatury. Ludwik
Stomma nie stara się tworzyć fabularyzowanej powieści. On po prostu opisuje
fakty, przez co ma się nieznośne uczucie czytania... podręcznika do historii. A
mnie osobiście podręcznik do historii kojarzy się w dużej mierze z najgorszymi
momentami mojej szkolnej kariery, więc wrażenie to ma duży wpływ na odbiór tej
książki.
Nadchodzi czas bilansów. Mają one dwa wymiary: stricte militarny i
polityczny.
Całość
czyta się dobrze, mimo wszystko autor ma bardzo lekkie pióro, co ratuje
odrobinę całość bez względu na ogólną nudę. Jednakże w "Historiach przecenionych"
zwróciłam także uwagę, że poczucie humoru autora kompletnie nie współgra z moim
i kilka komentarzy, które miały ewidentnie rozbawić czytelnik, dla mnie okazały
się niepotrzebne i w pewnych momentach nawet niesmaczne.
Zarówno
"Historie niedocenione" jak i "Historie przecenione" są
zdecydowanie książkami dla fanów historii, którzy uwielbiają poszerzać swoją
wiedzę z danych okresów historycznych. Dla takich przeciętnych zjadaczy chleba,
wydaje mi się nie być to odpowiednią lekturą.
Ocena: 6/10
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Iskry.
~Monika Majorke
I co do podsumowania z końca recenzji się zgodzę.
OdpowiedzUsuń