Sięgając po thriller psychologiczny, spodziewam się trzech oczywistych
faktów:
- mordercy
- śledczego o złożonej osobowości
- zaskakującego zakończenia.
Zapoznając się z zawartym na okładce opisem „Milczącego świadka” autorstwa
Alana Drew (wydawnictwo Czarna Owca) śmiem twierdzić, że dzieło to zdaje się wpasowywać w dany schemat. Nie bez powodu używam tu jednak określenia
„zdaje się”, bo czy aby na pewno?
Wybierając tę pozycję spośród innych tego gatunku, zastanowiła mnie mało
„mroczna” okładka. Choć wiadomo nie od dziś, że nie ocenia się książki po
okładce, dziwi brak krwi, odciętych kończyn, wykrzywionych twarzy. Co bowiem
wspólnego z milczącym świadkiem może mieć okno przesłonięte delikatną firanką? Jak
się jednak okazuje, może. W tekście spodziewałam się mrocznych opisów
pełnych przemocy, analizy zachowań mordercy w co drugim rozdziale ( „Milczący
świadek” ma ich aż dwadzieścia). O ile nie jest niespodzianką obecność
mordercy, o tyle w książce tego gatunku zaskakuje sposób prezentacji jego
działań: dokonywane przez niego morderstwa (niezbyt zresztą wyrafinowane, jeśli
pozbawianie kogoś życia można rozpatrywać w tej kategorii…) opisane zostają
krótko, rzeczowo, bez obnażania powodów jego postępowania, bez drastycznych
opisów wymyślnych tortur, których w książce próżno szukać, co akurat uważam za
atut- nie każdy thriller musi ociekać krwią, by wywołać dreszcz emocji. Czasem
mniej znaczy więcej. W myśl tej zasady początkowo niewiele można o samym
mordercy właściwie powiedzieć, jednak z upływem akcji wszystko zaczyna układać
się w całość i czytelnik poznaje jego tragiczną historię, która wzbudza współczucie
i pomaga zrozumieć destrukcyjne zachowania, ale z pewnością ich nie tłumaczy.
Odnoszę jednak wrażenie, że sprawa morderstw stanowi jedynie tło dla
innej historii, a to za sprawą głównego bohatera- detektywa Bena Wade’a, który
powraca w rodzinne strony, by zmierzyć się z seryjnym zabójcą, następnie z
tajemniczą śmiercią nieletniego imigranta w polu truskawek, a jednocześnie ze
swoimi demonami z przeszłości. I tu dochodzimy do drugiego elementu: śledczy o
złożonej osobowości. Zwykle autorzy raczą nas detektywami po przejściach,
rozwodnikami, którzy stracili rodziny przez swoją absorbującą pracę, którzy
wciąż jednak żywią uczucia do byłych żon i nieudolnie starają się być dobrymi
ojcami między jednym a drugim śledztwem. Podobnie zresztą jest w „Milczącym
świadku”, gdzie Wade zostaje ukazany jako rozwodnik, dobry ojciec. Być może
jestem zbyt wrażliwa, jednak wzruszają opisy chwil spędzonych z córką, nie da
się też nie zauważyć ich głębokiej relacji i tego, jakim dobrym ojcem jest
śledczy. Wade, jak się przekonujemy, jest wyjątkowy, w kolejnych rozdziałach zaskakuje
jednak informacja o jego sukcesach pływackich z lat młodości, by następnie zaszokować
informacją o tym, co się za tą karierą kryje. Sprawia to, że zaczynamy inaczej
postrzegać jego osobę, jego zachowania nagle wydają się mieć sens. Wydaje się,
że po traumatycznych przejściach bohater całkiem nieźle sobie poradził,
zachował człowieczeństwo, jednak im bliżej końca powieści, tym bardziej zdajemy
sobie sprawę, że ślady na psychice pozostają,
bowiem ciężko wyzwolić się ze szponów przeszłości.
Ostatni wspomniany element, czyli zaskakujące zakończenie, mnie nie
zaskakuje. Ale może to i dobrze, bo nie ma się wrażenia przesady. Zło
przegrywa, dobro zwycięża- po co więcej? Wade zyskuje miano bohatera, być może
również długo oczekiwaną miłość. Nie jest to jednak do końca zwycięstwo
pocieszające- przeraża fakt ignorancji ludzkiej w całej tej historii.
„Na świecie żyło całe mnóstwo złych ludzi o zdeformowanej psychice,
których należało się bać. Niektórzy mieszkali po sąsiedzku, na tej samej ulicy.
Sprawiali wrażenie takich samych jak inni, ale pod pozorem normalności skrywali
ohydne sekrety”.
Przerażające również jest to, że choć mamy do czynienia z
fikcją literacką, nietrudno o podobne przypadki w prawdziwym życiu.
Powieść Alana Drew została nazwana połączeniem thrillera, powieści
psychologicznej i obyczajowej. Osobiście nazwałabym ją powieścią psychologiczną
z elementami dobrego – bądź co bądź- thrillera, bowiem to aspekt psychologii
postaci i radzenia sobie z przeszłością zdaje się wieść prym w całej tej
historii. Co jednak nie zmienia faktu,
że całość trzyma w napięciu, warto ją poznać i zastanowić się nad apelem
autora:
„Nie powinniśmy milczeć w obliczu zła”.
Ja bynajmniej nie zamierzam, dlatego „Milczącego świadka” polecam. Nie tylko miłośnikom thrillerów, ale każdemu, kto nie boi się poświęcić kilku wieczorów na niemal 400 stron dobrej literatury.
ocena: 8/10
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca
Izabela Jurkiewicz
Świetna recenzja. Już nabrałam ochoty na przeczytanie tej książki. Jeszcze dziś biegnę do księgarni.
OdpowiedzUsuńFaktycznie okładka jest mało mroczna i świadczy bardziej o jakimś romansie niż thrillerze (zachód słońca, czy rozwiana firanka kojarzą się błogo i przyjemnie). Ale skoro to celowy zabieg to faktycznie tym bardziej zaskakuje. Dzięki za recenzje i polecenie. Trzeba przeczytać! :)
OdpowiedzUsuń