![]() |
[źródło] |
Tytuł ponętny i zachęcający chyba każdą kobietę. Bo w końcu
każda z nas wydaje ogromne sumy na kosmetyki w supermarketach, drogeriach czy u
kosmetyczek. I to nic złego, że chcemy zadbać o swoją urodę, aby skóra była jędrna
i młoda jak najdłużej. Jedni uważają to za próżność, lecz każdy z nas docenia
kult młodości, bo to oznacza zdrowie i witalność. I choć sama przez większość
mojego życia byłam dość sceptyczna, jeśli chodziło o jakąś większą pielęgnację,
tak im jestem starsza tym mocniej zdaję sobie sprawę, że tę urodę co posiadam
nie dano mi raz na zawsze.
Dawniej (czyli jak byłam „młodą nastolatką”, jak to się u
nas w domu mawiało) wiedzę na temat oczyszczania twarzy, kremów i malowania
twarzy uzyskiwałam… z magazynu Bravo Girl (zostawcie komentarz, jeśli też
czytaliście;). Koleżanki też nie miały takiej wiedzy, starsza siostra miała
jakieś tam swoje kosmetyki, ale nie wiedziałam po co jej, a jakoś tak nie
gadałyśmy zbyt często ze sobą (w końcu ja dla niej wtedy byłam nieznośną
gówniarą;). Z wiekiem pojawił się
Internet, więc i większa dostępność do tejże wiedzy. Ale nigdy nie wpadłam na
pomysł, aby wykorzystywać tego, co rośnie na łące czy na działce, aby móc stać
się piękniejsza i to mniejszym kosztem! Owszem, babcia ma pasiekę i znam
naturalną siłę produktów pszczelich, mama suszy majową pokrzywę i ją pije, z
cebuli robi się syrop, babka szerokolistna jest dobra na gojenie się ran, a
kapusta – jako okład na spuchnięte części ciała. Ale praktycznie wiedza, którą
użytkowały nasze babcie i prababcie, gdy nie było takiej dostępności do chemii,
jaką mamy dziś, praktycznie ginie wraz ze starszymi pokoleniami.
Cieszę się więc, że powstają takie publikacje jak pani
Katarzyny. Takie, które każą zwrócić uwagę, że można za pomocą natury, tej najbliższej
z łąk i pól, zadbać o swoje piękno
zewnętrzne. I o ile niektóre rośliny są mi znane i widywane, tak część nazw
sprawia, że muszę poszperać w Internecie i sprawdzić, co to w ogóle jest.
Otrzymujemy informacje dotyczące produkcji kosmetyków lub baz do nich, mamy przepisy, sposób mieszania
substancji i do czego te wytwory mogą nam służyć.
![]() |
[źródło] |
Jednakże nie jest to tak przejrzyste i oczywiste, jak
zakładałam, że będzie. Opisy wraz z listą składników pojawiają się w każdym rozdziale, lecz jak dla takiego
totalnego laika, jakim się czuję w kosmetyce zielarskiej (jeśli mogę tak to
ująć) jest to zbyt mało zrozumiałe. Może właśnie ta prostota sprawia, że albo
nie do końca wszystko rozumiem, co autorka próbuje nam przekazać, albo
oczekiwałam … jeszcze prostszych rozwiązań. Okazuje się również, że niektórych
rzeczy nie da się wykonać bez alkoholu albo zakupu masha shea, witamin w
kroplach lub gliceryny. Mimo to autorka podkreśla, że zakupy te nie są drogie,
a mogą spowodować, że zaoszczędzimy ogrom majątku wykorzystując właśnie te
składniki i to, co oferuje nam łąka.
Aby oddać cesarzowi co cesarskie to ukłon dla autorki za cenną
lekcję przyrody i kosmetologii. Znajdziemy na łamach książki pojęcie roślin i
co mogą one dobrego wnieść w nasze życie, a dokładniej – dla naszej cery.
Pomysły, które można samemu wykonać, sprawiają, że aż chce się pomaszerować w
kierunku łąki i poszukać coś dla siebie.
![]() |
[źródło] |
Zamysł świetny, lecz moje oczekiwania sprawiły, że poczułam
się lekko rozczarowana. Może też to kwestia zredagowania książki i innego
rozłożenia tekstu? O ile przed przeczytaniem książki byłam gotowa biec na łąkę,
tak po wszystkim… raczej odłożyłam to w czasie. Ale z pewnością kilka metod
będę chciała przetestować, choć już nie z takim entuzjazmem. Polecam tę książkę
wszystkim, którzy próbują być jak najbardziej eko, bo to już jest dla mnie
najwyższy krok wtajemniczenia J
Moja ocena 7,5/10
Dziękuję wydawnictwu
MG za możliwość przeczytania książki.
![]() |
[źródło] |
Emilia Pieńko
Super blog, pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu swoim i wszystkich współautorów tegoż bloga :) No i założycielki! (to nie ja, ja tu tylko czasem coś napiszę;)
Usuń