![]() |
[źródło] |
Chociaż
od zawsze uwielbiałam czytać powieści grozy, do tej pory nie miałam okazji
zapoznać się z pozycjami obowiązkowymi dla miłośników tego gatunku, a
mianowicie z powieściami Shirley Jackson. Ta amerykańska pisarka zyskała sławę
i na zawsze zapisała się w historii literatury takimi powieściami jak Loteria, Nawiedzony
dom na wzgórzu oraz Zawsze mieszkałyśmy w zamku. I to właśnie tę
ostatnią pozycję mam przyjemność dziś dla Was recenzować we współpracy z
wydawnictwem Replika.
Marricat
Blackwood wraz z siostrą Constance i schorowanym wujem Julianem zamieszkują
rodzinną posiadłość. Oddalona od wścibskich spojrzeń mieszkańców posiadłość
wydaje się swoistym azylem, gdzie cała trójka wiedzie spokojne życie, po
tragedii która dotknęła rodzinę. Mimo całkowitego odizolowania się od
pozostałych mieszkańców miasteczka kobiety wydają się być szczęśliwe. Niestety,
wszystko kończy się wraz z przybyciem czarującego kuzyna Charles. Mężczyzna w
jednej chwili, zjednuje sobie sympatię Constance, która zgadza się z nim w
najmniejszej kwestii dotyczącej prowadzenia domu. Jakie intencje kierują
mężczyzną? I do jakiej tragedii może to doprowadzić?
Od
powieści grozy oczekuje się, że będzie ona straszyć, a nocą czytelnik nie
będzie mógł zasnąć w obawie przed potworami z ostatniej książki. W moim
przypadku, ulubionymi powieściami grozy są takie gdzie główną rolę odgrywają
duchy, demony czy jak ostatnio stwory z mitologii słowiańskiej. W przypadku Zawsze
mieszkałyśmy w zamku nie mamy do czynienia z żadnym z powyższych potworów,
a mimo to autorce udała się wywołać u mnie lekką gęsią skórkę i niepokój który
towarzyszył mi przez całą lekturę.
"Był to nasz ostatni piękny, wiosenny dzień,
aczkolwiek, jak by podkreślił stryj Julian, nawet się tego nie domyślaliśmy.
Zjadłyśmy z Constance lunch, chichocząc i nie mając pojęcia, że gdy napawałyśmy
się szczęściem, on już dobierał się do zamkniętej bramy, zerkał w głąb ścieżki
i krążył po lasku, powstrzymywany chwilowo przez ogrodzenie naszego ojca."
To
czego nie można odmówić autorce to zdecydowanie zdolność do tworzenia
wyjątkowej aury tajemniczości i grozy. Już od samego początku czytelnik
zastanawia się, co właściwie się stało w posiadłości Blackwoodów i dlaczego
okoliczni mieszkańcy są tak wrogo nastawieni do dziewcząt. Ponadto, zachowanie
Marricat i jej tendencja do nadawania szczególnej roli pewnym przedmiotom,
przywodzi na myśl stare dobre powieści o wiedźmach, mistyce i okultyzmie. Z
każdym kolejnym słowem, atmosfera się zagęszcza na tyle na tyle, że wręcz
czujemy w kościach nadchodzący kataklizm. Duża zasługa w tym również
zastosowanego sposobu narracji, ponieważ cała historię poznajemy z perspektywy
Marricat, która miejscami jest uroczą, słodką nastolatką, by za chwilę życzyć
śmierci w męczarniach, wszystkim okolicznym mieszkańcom.
![]() |
Shirley Jackson |
Jednak
najbardziej straszą w tej powieści ludzie. Słodka Marricat, bezgranicznie
oddana starszej siostrze, próbująca chronić ją na każdym kroku, a jednocześnie
wzbudzająca w czytelniku niepokój i pewnego rodzaju grozę. Constance, trwająca
w marazmie i otępieniu, wykonywająca swoje zadania niczym robot pozbawiony
świadomości. Kuzyn Charles, który od razu wzbudza w czytelniku niechęć, której
w trakcie trwania powieści nie sposób się pozbyć i mieszkańcy miasteczka,
opętani przez szał oraz chęć zniszczenia i mordu. Właściwie mimo kilku dni od
zakończenia powieści, nadal nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, kto w tej
powieści tym naprawdę złym i chyba to jest właśnie w tej pozycji najlepsze. Że
nawet po zakończeniu historii i poznaniu wszystkich tajemnic Blackwoodów,
autorka nadal trzyma Nas w swoistej niepewności.
"Nie
mogę się powstrzymać, kiedy ludzie się boją. Zawsze mam ochotę wystraszyć ich
jeszcze bardziej."
Zawsze
mieszkałyśmy w zamku Shriley Jackson to jedna z tych książek, które się
kocha lub którą się nienawidzi. Jedni będą widzieli w niej nudną, przydługą
historię w której właściwie się nic nie dzieje, a dla innych będzie to naprawdę
wciągająca złowieszcza lektura, z ciężką, lepką atmosferą zbrodni. Osobiście
zdecydowanie wpisuje się w tę drugą grupę i jeszcze nie raz z chęcią wrócę do
tej powieści, by na nowo odkrywać tajemnice posiadłości Blackwoodów.
Ocena 10/10
Za powieść ogromnie dziękuję wydawnictwu Replika!
Anna Pawłowska
0 komentarze:
Publikowanie komentarza