„Bosonoga bogini”- oh, jakże to dostojnie brzmi! Przed
oczami jawi się wizja ponętnej, delikatnej niczym piórko na wietrze niewiasty,
którą czeka przygoda życia u przystojnego gentelmana, zakończona happy endem
rzecz jasna. Gdy dodać do tego utrzymaną w iście romantycznym (żeby nie
powiedzieć: cukierkowym) stylu okładkę, jesteśmy niemal pewni, że czeka nas
pełna uniesień love story na miarę „Wichrowych wzgórz".

Czego zatem się spodziewać, sięgając po „Bosonogą boginię”
(wydawnictwo Replika)? Z pewnością humoru. Z humorem tym mamy do czynienia już
na pierwszych stronach, kiedy to autorka zaskakuje nas niezrozumiałymi na
pierwszy rzut oka, nieco przydługimi tytułami rozdziałów. Przyznaję, że w
początkowych rozdziałach ten rodzaj humoru do mnie nie przemawiał. Nie tyle
sama fabuła, bo ta była bez zarzutu, jak bohaterowie i ich niekiedy
nierozgarnięte wypowiedzi drażniły mnie. Nastawiona więc nieco sceptycznie
postanowiłam jednak brnąć dalej, by przekonać się, co się stanie, gdy zgłoszona
przez przyjaciółki-wariatki do najnowszego reality-show Alicja zakwalifikuje
się i wyjedzie, by skutecznie NIE szukać swej drugiej połówki. Wraz z rozwojem
akcji ten specyficzny humor stał się największą zaletą książki, a ja łapałam
się na tym, że od czasu do czasu śmieję się w głos i z niecierpliwością
oczekuję, co jeszcze spotka Alicję w zamku ekscentrycznego hrabiego
Dakulskiego.
"Gadam z zaciekiem na suficie. Ale czy ja kiedykolwiek byłam
normalna? Przecież z gipsowym krasnalem imieniem Wiesiek gadam na okrągło. O
Pasztecie i Rudym Sto Dwa nie warto nawet wspominać, bo akurat z kotami to
wielu ludzi gada i nikt tego nie traktuje jako dziwactwo."
Kogo z nas stać na takie szaleństwo? Raczej niewielu. I to
mi się w „Bosonogiej bogini” podoba najbardziej - odrobina nierozsądku, który
sprawia, że patrzymy na życie z lekkim przymrużeniem oka i zdajemy sobie
sprawę, że nie warto traktować wszystkiego tak bardzo serio. Alicja z pewnością
nie traktuje wszystkiego serio, a już najmniej reality show, w którym się
znalazła. Kręcenie programu przypomina komedię pomyłek, a samo szukanie
„drugiej połówki pomarańczy” raczej nie wróży niczego dobrego, mimo że na
horyzoncie pojawia się tajemniczy Leon, który podejrzanie często kręci się
wokół Alicji i otacza ją nadmierną troską. Czy po trzech nieudanych związkach
Alicję czeka w końcu happy end u boku kawalera z programu? A może Leon wcale
nie jest idealnym kandydatem? Tego zdradzić nie zamierzam, ale musicie wiedzieć
jedno: Czarkowska przygotowała dla naszej bosonogiej bogini, a tym samym dla
nas, zaskakującą niespodziankę na zakończenie!
„Bosonoga bogini” to bez wątpienia lektura lekka, łatwa i
przyjemna. To idealna pozycja dla tych, którzy mają ochotę oderwać się na
chwilę od nieco nudnej codzienności i zatracić w pełnej niedorzecznych zwrotów
akcji historii. To jednak głównie spora dawka śmiechu, więc jeśli chwilowo nie
widzicie powodu do radości, czym prędzej biegnijcie po „Bosonogą boginię”, bo u
boku tej szalonej rozwódki nie sposób się smucić!
Ocena: 9/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwo Replika
Izabela Jurkiewicz
0 komentarze:
Publikowanie komentarza