"- Myślałem, że wam nie wolno pić alkoholu.
- U nas nie wolno - odpowiedział z uśmiechem starszy z Arabów.
- Ale tu u was Allach nie widzi."
Ryszard Ćwirlej w swojej najnowszej książce przenosi nas do 1989 roku, nie było mnie wtedy jeszcze na świecie, a smaczki tamtejszych czasów znam tylko opowieści, tym bardziej wszystko mnie intrygowało. W Warszawie trwają obrady Okrągłego Stołu, a w Poznaniu w tym samym czasie dochodzi do serii tajemniczych morderstw. Martwy ni to Arab, ni to Niemiec ze skręconym karkiem, zakłóca spokój, patrolujących drogę główną, milicjantów. A gdyby ktoś za jednego, jakże w tamtych czasach trudnego do zdobycia, papierosa oferował Wam pokazanie PRAWDZIWEGO trupa, zgodzilibyście się? Grupka młodych chłopców zgadza się ochoczo, co skutkuje opróżnieniem żołądka kilka minut później. Od tych "incydentów" w zasadzie rozpoczyna się nasza historia. Z czasem takich niewyjaśnionych morderstw jest dużo więcej, komenda wojewódzka milicji, ma ręce pełne roboty, jak by się wydawało. Nielegalny handel wymiany walut kwitnie, a dziwnym trafem miejscowi handlarze dewizami zaczynają znikać z tego świata, jeden po drugim. W sklepach ciężko jest o kakao i camele, a marmurkowe dżinsy, ostatni krzyk mody, chce nosić każdy! Panie w szwalniach mają ręce pełne roboty, a właścicielka jednego z najbardziej popularnych poznańskich butików, ma ręce pełne pieniędzy. Jak się okazuje później, nic nie może przecież wiecznie trwać.
"- To pewne?
- Masz to jak w banku!
- No to położą mnie do trumny w portkach z lampasami.
- Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze trochę sobie połowisz ryb na tym
swoim odludziu w Puszczy Noteckiej."
Muszę przyznać, że autor z wieloma rzeczami trafia w samo sedno. Dziwna śmierć Niemca, która być może wcale nie jest spowodowana zbyt szybką jazdą po oblodzonej drodze, a w bagażniku same rarytasy! Torba pełna dolarów, ile możliwości dają takie pieniądze! No i wódka też nie może się przecież zmarnować. Takim sposobem auto denata zostaje opróżnione przez niezawodną milicję.
Małe zamieszanie robi się dopiero wtedy, kiedy do uszu pana komendanta dochodzą informacje, iż dwójka jego milicjantów kupuje sporej wielkości mieszkania, na jakże rozchwytywanych Ratajach!
No bo jak to? Że jego ludzi na mieszkania stać, a samego komendanta nie? Wyjątkowo śmierdząca sprawa. Dla za pewne nie tylko poznańskiej milicji każda okazja dobra jest, by się napić. Czy to służba czy też nie, butelka żytniej nigdy się nie zmarnuje.
Ocena: 9/10
Za możliwość przeczytania książki, dziękuję Business & Culture
Jak akcja w Poznaniu, to muszę przeczytać :D
OdpowiedzUsuńTo mój kolejny książkowy wybór po świetnym "Podejrzanym" :)
OdpowiedzUsuń