![]() |
[źródło] |
Jak
już nie raz podkreślałam, w stosunku do książek, które
zamierzam przeczytać, staram się nie mieć wygórowanych oczekiwań.
Nie czytam recenzji, czasem nawet nie zaglądam na tylną okładkę,
gdzie mogę przeczytać zarys fabuły i kilka zdań od recenzentów.
Jednak coś mnie podkusiło. Zajrzałam i... żałuję. Dlaczego?
Zdradzę Wam później.
„Sześć
cztery” to kryminał, który przedstawia realia japońskiej
policji. Głównym bohaterem jest Youshinobu Mikami, szef Biura
Prasowego Policji. Przez długie lata Mikami był śledczym, który
zajmował się przestępczością, ale w wyniku przesunięć
kadrowych trafił do wspomnianego wyżej biura. Czytelnicy poznają
go, gdy przechodzi kryzys. Zarówno zawodowy, jak i prywatny. Ten
pierwszy wynika z utajnienia danych ciężarnej sprawczyni wypadku.
W Japonii w roku 2002, kiedy to rozgrywa się akcja powieści, dane
sprawców i ofiar przestępstw były bowiem podawane do wiadomości
publicznej, a ograniczenie dostępu do tych informacji stanowiło
policzek dla prasy. Dodatkowo za kilka dni ma odbyć się wizyta
komendanta głównego, który ma złożyć honory w domu ofiary w
nierozwiązanej od czternastu lat sprawie o kryptonimie „Sześć
cztery”. Wspomniane śledztwo dotyczyło porwania i morderstwa
małej dziewczynki. Sprawcy tej strasznej zbrodni nigdy nie dało się
ustalić. Mikami ma zorganizować wizytę komendanta, lecz napotyka
opór ze strony ojca ofiary, który nie chce uczestniczyć w
uroczystości. Mężczyzna musi dowiedzieć się, co stoi za
niechęcią załamanego ojca i zaczyna prowadzić swoiste „śledztwo
o śledztwie”. Droga do prawdy jest jednak wyboista, gdyż pomiędzy
wydziałami, w którym Mikami dotychczas pracował i pracuje obecnie
narasta konflikt. Dodatkowo niektórzy śledczy prowadzący sprawę
„Sześć Cztery” odeszli z policji w niejasnych okolicznościach.
Jeśli zaś chodzi o kryzys natury prywatnej to protagonista powieści
boryka się z bólem po stracie dziecka: jego nastoletnia córka
Ayumi uciekła z domu i ani żona, ani on nie mieli od ponad trzech
miesięcy wiadomości od dziecka. Do czasu, kiedy zaczynają
odbierać głuche telefony...
Gdyby
ktoś nie przeczytał powyższego akapitu, a wiedziałby tylko, że
„Sześć cztery” to kryminał, to mógłby przypuszczać, że
będzie to kolejna książka o poszukiwaniu mordercy ze śledczym,
który ma liczne problemy. Ile już takich powieści było? Mnóstwo.
Można zapytać: czy cokolwiek nowego da się wymyślić? Jak widać
można. Autor postawił na oryginalność; bazą jego powieści jest
bowiem historia zamordowanej dziewczynki oraz zaginionej córki
głównego bohatera, a głównym tematem jest śledzenie relacji i
walk pomiędzy poszczególnymi wydziałami w policji oraz pomiędzy
funkcjonariuszami z dziennikarzami. Czy to może się podobać?
Większości krytyków się podoba. Czy mi też?
Nie
bardzo. Owszem, druga część fabuły skupia się na swoistym
„śledztwie w śledztwie” i jest to dość oryginalny pomysł
(chociaż coś podobnego mamy w dużo skromniejszej formie w np. „Pierwszym śniegu” Jo Nesbø), ale opisy utarczek o zachowanie
autonomii wydziałów rozpisane na ponad siedemset stron to stanowczo
za dużo. Gdyby nawet książkę skrócić o połowę, można by
dojść do stwierdzenia, że powieść Yokoyamy ma nieśpieszną
akcję. Niestety, przy takich gabarytach utworu mogę tylko napisać,
że powieść Yokoyamy ma monotonną fabułę, która jest
rozwleczona do granic przyswajalności czytelnika.
Poza
nadmiernym rozciągnięciem tematu, myślę że problem tej książki
polega na „konflikcie mentalności”. Autora i moim. W powieści
bohaterowie podchodzą do pracy jak do obiektu kultu: szef jest
bóstwem, któremu nie można przeszkadzać, a wizja skargi do niego
to niemal koniec świata, nawet jeśli to co jest jej przedmiotem
można odparować jednym zdaniem. Dorośli ludzie zachowują się w
sposób egzaltowany i nerwowy z powodu czegoś, co z mojej
perspektywy jest błahostką. Obawiam się, że właśnie tu tkwi
powód, dlaczego tak mi się dłużyła lektura „Sześć cztery”.
Według mnie zawodowe problemy, z którymi boryka się Mikami, są po
prostu nadmiernie wyolbrzymione.
Powieść
jest porównywana do „Millenium” Larsona. Podobieństwo jest i
polega według mnie na tym, że „Dziewczyna, która igrała z
ogniem” i „Zamek z piasku, który runął” są opowieścią o
pewnym spisku. Mamy tu również podobieństwo fabularne, gdyż w
„Mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet” także mamy
dziewczynę, która zniknęła i została (najprawdopodobniej)
zamordowana. Niektórzy recenzenci mówią, że chodzi o nastrój
tych powieści. Ja bym powiedziała, że bardziej widzę tu zbieżność
w upodobaniu do detali i pisaniu długich tekstów. To co jednak jest
atutem Larsona, czyli charakterna główna bohaterka, tu jest
słabością – Youshinobu Mikami jest po prostu pracowitym,
ambitnym i pewnym siebie policjantem, który absolutnie niczym
oryginalnym się nie wyróżnia. Niestety, podobnie drugi plan, który
jest pełen pracowitych i zaangażowanych zawodowo osób, zlewających
się ze sobą.
Jakieś
zalety książki, poza oryginalnym pomysłem na fabułę? Autorowi
udało się stworzyć w wiarygodny sposób rozbudowany świat. Myślę, iż trzeba to docenić, gdyż opis struktury wydziałów policji, przy tak licznym gronie drugoplanowych bohaterów to naprawdę koronkowa robota. Językowo książce nie ma co zarzucić, a jej początek wręcz
zachęca do lektury.
Wracając
do pierwszego akapitu mojej recenzji, odpowiem na pytanie: dlaczego
żałuję, że przeczytałam tzw. „polecajki” z okładki „Sześć
cztery”. Powodem tego było to, że rozbudziły we mnie nadzieję,
że mam przed sobą pozycję genialną, niezapomnianą, do której
chętnie będę wracać. Tak niestety się nie stało. Szkoda mi
potencjału, jaki miał autor. Gdyby książka była krótsza może
by mi przypadła do gustu? Tak to pozostało mi tylko docenić fakt,
że pomysł na fabułę był po prostu oryginalny.
Ocena
5/10
Za
możliwości przeczytania dziękuję wydawnictwu Literackiemu.
Anna
Mackiewicz
Brzmiało naprawdę nieźle i chętnie bym przeczytała, ale tak rozwleczonych książek o wolnej fabule nie lubię :/
OdpowiedzUsuń