![]() |
[źródło] |
„Alarm
w przedszkolu” to kolejna publikacja o znanej i lubianej
dziewczynce o imieniu Zuzia. Tym razem mała bohaterka styka się z
pewną nieprzyjemnością, która może przydarzyć się każdemu,
nie tylko przedszkolakowi. Jeśli jesteście ciekawi co spotkało
Waszą ulubienicę to zapraszam do lektury niniejszej recenzji.
Sam
tytuł może być zwodniczy, więc uprzedzam, że nie jest to książka
o procedurach przeciwpożarowych. Pewnego dnia Zuzia i jej koledzy z
przedszkola zaczynają się intensywnie drapać po głowie. Opiekunka
sprawdza im głowy i odkrywa smutną prawdę: we włosach dzieci
pojawili się lokatorzy. Nauczycielka ogłasza „alarm wszawy”.
Książeczka szczegółowo opisuje proces walki z pasożytami, a
także w uroczy sposób przedstawia skąd się biorą młode weszki.
Atutem
tego utworu jest to, iż fakt posiadania wszy nie stygmatyzuje osoby,
która stała się mimowolnie ich żywicielem. Autorki z całą
stanowczością podkreślają, że taka sytuacja może przydarzyć się
każdemu, również takiej osobie, która podchodzi do kwestii
higieny bardzo skrupulatnie. „Alarm wszawy” to element życia
przedszkolaka, który budzi lęk w rodzicach. Bohaterka książeczki
uczestniczy w procedurach, które mają doprowadzić do eksmisji
dzikich lokatorów – myje włosy specjalnym płynem, mama wyczesuje
jej włosy, a zabawki, pościel i ubrania Zuzi zostają wyprane w
wysokiej temperaturze. Nawet zabawka zostaje włożony na jakiś czas
do zamrażalnika, aby zlikwidować problem. Następnie mama i
dziewczynka sprzątają dokładnie mieszkanie. Myślę, że jest to
bardzo ważne, że pisarka tak skrupulatnie opisała te wszystkie
czynności, gdyż gdyby taka sytuacja zaistniała u naszego dziecka,
pod wpływem lektury mogłoby ono podnieść je na duchu, gdyż
wiedziałoby co je czeka i że te działania są skuteczne.
Jedynie
czego mi zabrakło w tym utworze to wątku dotyczącego profilaktyki
wszawicy, Nie od dziś wiadomo, że lepiej zapobiegać niż leczyć,
lecz pisarka pominęła ten wątek. Możliwe, że temat ten byłby
zbyt szeroki i odstawałby od fabuły, dlatego też nie zdecydowano
się na poszerzenie treści.
W
książce przedstawiono również historyjkę skąd się biorą jaja
wszy, na przykładzie weszki o imieniu Zygmunt. Opowiadanie zostało
opatrzone ilustracjami, które przedstawiają fizjonomię pasożyta w
bardzo ujmujący sposób. Nie są to rysunki pełne detali i nie
odzwierciedlają ich rzeczywistego wyglądu, ale odpowiada mi to, że
te obrazki nie będą potęgowały lęku przed pasożytami u dziecka.
Nie sądzę również, aby młodsi czytelnicy poczuli sympatię do
tych stworzonek, gdyż historia Zygmunta została skomentowana przez
Zuzie z wyraźną odrazą.
Co
ciekawe, w tej publikacji wydawnictwo Media Rodzina nie umieściło
wkładki reklamowej przedstawiającej serię Mądra Mysz i
ograniczyło się do przedstawienia jej na tylnej okładce. Myślę,
że to dobra decyzja, gdyż czytelnik skupi się wyłącznie na
fabule książki, a funkcja marketingowa zostanie spełniona, gdyż
wiem po mojej córce, że dzieci bardzo uważnie śledzą te
propozycje wydawnicze na końcu.
Dla
kogo polecam Zuzie? Przede wszystkim dla przedszkolaków, które
prędzej czy później zetkną się z „alarmem wszawym” w swojej
placówce. Książeczka na pewno przyda się też dzieciom, które
właśnie doświadczają lub doświadczyły tematu na samych sobie i
potrzebują jakoś sobie poukładać w głowię tą sytuację.
Ocena
10/10
Anna
Mackiewicz
0 komentarze:
Publikowanie komentarza