![]() |
[źródło] |
„Co
się stało? Małe wypadki” to ostatnia część trylogii Karoliny i
Hansa Lijklema, z którą przyszło mi się zapoznać. O
wcześniejszych częściach, czyli „Co się stało? Wielkie plamy”
możecie przeczytać tu, natomiast o „Co się stało? Straszny
bałagan” można przeczytać pod tym linkiem. Nadmieniam, że
wszystkie te części można przeglądać w dowolnej kolejności.
Charakteryzując
po krótce całą serię należałoby wskazać, iż są to utwory
przeznaczone do wspólnej lektury dziecka i rodzica. Warunkiem
koniecznym jest to, aby najmłodszy czytelnik umiał swobodnie się
porozumiewać. Zabawa polega na odczytywaniu pytania „Co się
stało?” i oglądaniu ilustracji, na podstawie której dziecko i
rodzic wymyślają historyjki co mogło się stać, a następnie
rodzic odczytuje poprawną odpowiedź. Jak widać nie jest to
publikacja dla każdego, a lektura może być powtórzona, ale
niezbyt prędko, aby się nie znudzić.
Tematyka
„Co się stało? Małe wypadki” to drobne kontuzje i urazy oraz
tytułowe wypadki. Naszym celem jest zastanowić się nad tym jak
ktoś złamał rękę, nogę, skaleczył kolano, podbił oko itd.
Według mnie jest to najmniej zabawna książka z całej serii –
może to dlatego, iż generalnie fakt, że ktoś sobie np. wybił ząb
nie jest powodem do śmiechu niezależnie od okoliczności. Po
reakcji dzieci, z którymi czytałam mogę stwierdzić, że one
również podzielały to zdanie.
Miałam
przyjemność przetestować „Małe wypadki” z trzylatką oraz
siedmiolatką i muszę przyznać, że ta część bardziej przypadła
do gustu starszej dziewczynce. Myślę, iż to wynika z tego, że
posiadała ona większe doświadczenie życiowe i wiedziała, że
następstwem danej czynność może być kontuzja. W przypadku
trzylatki lektura okazała się totalną porażką, gdyż nie
potrafiła ona powiązać faktu, iż np. ktoś sobie wybił ząb z
jakąś czynnością. Muszę przyznać też, że nasze pomysły o tym
co się mogło stać powtarzały się, co nie miało miejsca w
przypadku poprzednich pozycji z tego cyklu. Łatwiej też można było
domyślić się prawidłowej odpowiedzi.
Nie
bardzo rozumiem jaki sens ma ta książka. Nie jest ona zabawna, a
mimo uśmiechniętych buziek bohaterów z obrazków mam wrażenie, że
przesłanie „ok, zdarzają się wypadki” nie działa w sytuacji,
której się znaleźli. Bagatelizowanie faktu, że obraz spadł na
głowę śpiącego dziecka czy zbicie okularów znajdujących się
prawdopodobnie na nosie nie jest w porządku., Jeśli spadający obraz
byłby cięższy to mógłby zabić, a zbite szkło trwale uszkodzić
oko, a przynajmniej oszpecić. Utwór nie zachęca do niczego jak to
miało miejsce w przypadku „Wielkich plam” oraz nie zaskakuje -
jak w przypadku „Strasznego bałaganu”. Mam wrażenie, że
autorzy chcieli poruszyć temat bliski rodzicom i dzieciom, ale nie
bardzo wiedzieli po co. Dla oswojenia się z faktem, że kontuzje się
zdarzają i pokonaniu swojego lęku? Wątpię, aby ta pozycja na
kogoś zadziałała w ten sposób, a nawet podejrzewam, że może
wywołać przeciwny efekt.
Czy
polecam ten utwór? Niestety nie. Lektura książki dla dzieci
powinna stanowić przyjemność, a „Co się stało? Małe wypadki”
odwołuje się do niemiłych wspomnień, trywializuje cierpienie i na
siłę szuka humoru tam, gdzie go nie ma. To nie jest ani dobre, ani
przyjemne.
Ocena
2/10
Za
możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Widnokrąg.
Anna
Mackiewicz
0 komentarze:
Publikowanie komentarza