Skandale w kościele katolickim to
dość drażliwy temat dla większości ludzi, zwłaszcza głęboko wierzących. Jednak nawet
wśród księży dochodzi do sytuacji, które ocierają się o granicę prawa lub po
prostu są jawnymi przestępstwami. Tym razem jednak nie miałam do czynienia z
książką opisującą prawdziwe wydarzenia, a powieścią. Przypomniała mi ona o
pewnym powiedzeniu, a mianowicie wierzę, że we wszystkim jest ziarno prawdy.
Edward Nasiadka, przełożony
Zgromadzenia Księży Katechetów, zostaje zamordowany. Mark zostaje poproszony o
rozwiązanie zagadki tej śmierci i odnalezienie zabójcy, zanim media na dobre
rozpowszechnią informację o tych wydarzeniach. W trakcie swojego prywatnego
śledztwa nawiązuje współpracę z komisarzem Biedą i razem odkrywają wiele tajemnic
prowincjała Nasadki, ale także innych księży ze Zgromadzenia. W obliczu tych
informacji, każdy wydaje się podejrzany – współpracownicy, księgowe czy
furtian. Sprawa staje się coraz trudniejsza i zagmatwana, ale okazuje się, że
być może tajemnicza śmierć ministranta sprzed trzydziestu lat, ma związek z
morderstwem Nasiadki. Czy Mark i Bieda rozwiążą zagadkę?
,,Moją szefową i mentorką została Janina Kajda, już w macicy swojej
matki zaprogramowana na księgową. Sucha, oschła, w okularach i z kalkulatorem
zamiast serca. Stara panna, bez mężczyzny, bez dzieci, której ulubioną lekutrą
była najnowsza nowelizacja ustawy o VAT. Chociaż u księży pracowała niedawno,
na księgowości zjadła zęby (dlatego musiała wprawić sobie sztuczne górne
jedynki i dwójki…).”
Ostatnio trafiam na naprawdę
wiele książek, które rozpoczynają się od spisu wszystkich bohaterów i
wyjaśnieniu, kim są. Jest to dla mnie niesamowite ułatwienie, bo często jestem
rozkojarzona i nie mam kompletnie pamięci do nazwisk, zwłaszcza jeśli na raz
pojawi się ich bardzo wielu. Tutaj często gubiłam się w tych wszystkich
imionach księży, ale na szczęście zawsze mogłam zerknąć na ściągę i dzięki temu
lepiej było mi zrozumieć wydarzenia.
Książka intryguje już od
pierwszych stron i dzieje się to za sprawą prologu. Jego akcja toczy się trzydzieści
lat przed wydarzeniami opisanymi w dalszej części powieści. Byłam ciekawa jak
autorka powiąże te dwa tematy i dość długo musiałam na to czekać, ale w końcu
dostałam naprawdę interesujące połączenie faktów oraz dogłębne wyjaśnienie
sytuacji z prologu, która naprawdę mnie ciekawiła.
Rzadko mam okazję czytać książki,
które pokazują w ten sposób kościół. Oczywiście autorka nie skupia się tylko na
piętnowaniu słabości księży, nie wrzuca ich do jednego worka, a pokazuje, że są
dobrzy i źli. Dzięki temu, że postanowiła poruszyć dość drażliwy temat, jej
książka była świeża, miała duże pole do popisu, bo niewiele osób wcześniej
wykorzystało taki pomysł. Dla mnie oryginalność jest bardzo ważna i z czystym
sercem mogę powiedzieć, że znalazłam ją w książce ,,Krew na sutannie”.
,,- Ostatnio mordercy rozmnażają się jak muchomory sromotnikowe po
deszczu. Kurwa mać, urządzili sobie casting na mordercę! Prokurator wściekły,
bo miał taką fajną morderczynię, a tu nagle ksiądz też chce być mordercą.”
W pewnym momencie zaczynają
pojawiać się rozdziały, które stanowią pamiętnik jednej z bohaterek – Beaty.
Początkowo nie wiedziałam, o co chodzi, po co w ogóle autorka postanowiła
poświęcić tej kobiecie tak znaczną część swojej książki i trochę zagubiłam się
w jej wspomnieniach. Jednak z biegiem stron, ten problem sam się rozwiązał, a
ja zrozumiałam wszystko, o czym wcześniej czytałam. Gdy jestem już po lekturze,
mam wrażenie, że szczegółowość tego pamiętnika była zbyt duża, bo rozdziały
ciągnęły się po kilkanaście stron, było w nich dużo opisów emocji, a trochę
mniej konkretów. Te rozdziały, moim zdaniem, zdominowały książkę i odwracały
uwagę od śledztwa w sprawie zabójstwa. Owszem, Beata i jej życie były mocno
związane ze sprawą, ale w tym wszystkim było za dużo przeszłości, a za mało
teraźniejszości.
,,Jedyne media, które nie kłamią, to woda, gaz i prąd.”
Finał nie jest przewidywalny, a
to dzięki wielokrotnym zwrotom akcji i mieszaniem nawet w wątkach miłosnych.
Wszystko fajnie połączyło się w całość i na uznanie także zasługuje styl
pisania autorki, który jest bardzo lekki i niewyszukany, ale odpowiedni do tego
typu powieści. Całość czyta się szybko, płynnie i bez większych problemów. W środku
znajdziemy dużo opisów, są emocje i świetne dialogi.
,,Krew na stanie” to książka
godna polecenia, ponieważ trzyma w napięciu, fabuła jest intrygująca i nie
brakuje w niej licznych zwrotów akcji. Jednak nie wszyscy będą mieli ochotę
czytać o świecie, w którym księża nie do końca są pozytywnymi charakterami.
Myślę jednak, że autorka zachowała umiar i nie obrzuca nikogo błotem ani nie
wkładała do jednego worka.
Ocena: 9/10
Za możliwość
przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prozami
Patrycja Bomba
Trzeba będzie przeczytać, zwłaszcza ze leży w zasięgu reki :)
OdpowiedzUsuńNie spotkałam się jeszcze z zamieszczonym spisem bohaterów (no chyba, że w dramatach :D ) a faktycznie to duże ułatwienie :)
OdpowiedzUsuń