
Kraków, ostatnie dni roku 1898, profesorowa
Szczupaczyńska zostaje zaproszona do znajomych na seans spirytystyczny. Ciekawa
tej nowej mody, a także osób, które będą jej tego wieczoru towarzyszyć, udaje
się do doktorostwa Beringerów, do domu iście egipskiego, by spędzić porywający
wieczór. Miało być zaćmienie księżyca i wirujący stolik i medium łączące się ze
światem umarłych. I wszystko to było, a jakże, i Przybyszewski postać zagadkowa
i młodzian o dziwnym imieniu, nazwiska nawet nie była w stanie powtórzyć i pani
Pszornowa w sukni zjawiskowej, i zagraniczny absynt. Do tych atrakcji dołączył również doktor
Beringer, dzięki któremu seans spirytystyczny zakończył się nietypowo, gospodarz postanowił efektownie zejść z tego świata. A właściwie
postanowiła tak strychnina… No i Szczupaczyńska sprawy musiała wziąć w swoje
ręce, innej rady nie było. Zaniedbała troszkę Ignacego a raz go nawet „troszkę”
uśpiła, by pomóc sędziemu śledczemu w rozwikłaniu zagadki. Zbliża się noc
sylwestrowa a ona biega po całym Krakowie, fortunę wydaje na fiakra, odbywać
musi często nieprzyjemne rozmowy, trafiać w ślepe zaułki, wszystko by prawda
zatriumfowała.
"Pogawędka nasza przyjemną była nad wyraz, ale kondolencje same się nie złożą!"
"Pogawędka nasza przyjemną była nad wyraz, ale kondolencje same się nie złożą!"
Język stylizowany na retro, słownictwo ciekawe, wiele słów musiałam
przyswoić a okazały się synonimami takich, których używamy na co dzień. Mój
zasób słów uległ powiększeniu, mam nadzieję. Bardzo rozbudowane zdania,
trzeba się "wkręcić" w czytanie, w taką stylistykę, przestawić na
taki język i narrację, ale tak właściwie, mimo że było mi na początku trudno, już
po pierwszym rozdziale odkryłam, że tak jak procesorowa Szczupaczyńska
ekscytuje się poszukiwaniem przestępcy tak i ja z zaciekawieniem czytam o jej
przygodach nie chcąc się odrywać. Początkowe trudności okazały się jedynie
początkowe. A przygody, no cóż, kto by się spodziewał, że stateczna
krakowska matrona uda się do kawiarni owianej złą sławą i goszczącej właściwie
tylko dekadentów płci męskiej, że nowy rok witać będzie w domu samego Szatana,
a pracownikom prosektorium urządzi piekiełko. Ciekawie rozwijająca się fabuła,
co i rusz wychodzące na jaw zaskakujące informacje, pikantne szczegóły z życia
osób uczestniczących w seansie. Niespodziewane powiązania, koligacje, motywy
zbrodni. Powieść utrzymuje napięcie do ostatnich stron, bo przecież do licha,
każdy miał motyw i sposobność. Profesorowa w chwili zwątpienia wyraża nawet
obawę, że to spisek ich wszystkich.
Dla jednych postać Przybyszewskiego oraz to, że w książce
właściwie mówi swoimi słowami będzie atutem, dla mnie to postać nieprzyjemna,
choć przyznam, że pasująca do swej roli jak ulał. Zagadka kryminalna również
okazuje się nie być cudownie obmyślaną, co do szczegółu intrygą i na myśl mi
przywodzi słowa, „ ale to już było”, gdzieś to czytałam, już ktoś to wymyślił.
Jednak ten zarzut własny sama muszę utrącić, bo cały szkopuł w tym, że to nie
rozwiązanie zagadki jest najważniejsze a proces dochodzenia do niego.
Wszystkie rozmowy Zofii, listy, liściki i potajemne spotkania z sędzią
Klossowitzem, to całe clou treści.Postać profesorowej to majstersztyk połączenia panny Marple z
Dulską. Czego autorka (czyli autorzy) wcale się nie wstydzi.
Odnajduję
podobieństwo do panny Marple (starsza pani, wścibska, ale bardzo subtelnie, skuteczna niczym miecz rozcinający węzeł gordyjski) mi, jako miłośniczce Agathy
Christie samo przez się nasuwa się ta analogia. Sama konstrukcja fabuły,
rozwiązanie zagadki oraz ostatni rozdział bardzo w stylu królowej kryminałów.
Słów kilka należy również wspomnieć o autorce, czyli
autorach. Maryla Szymiczkowa, to postać, za którą ukryli się jej twórcy – Jacek Dehnel i
Piotr Tarczyński. Nie jest to jednak postać widmo, stworzyli ją i dali życiorys
i niejako tchnęli życie pozwalając jej stać się nie tylko była korektorką „Tygodnika
Powszechnego” i dawną gwiazdą „Piwnicy pod baranami”, ale też autorką książek.
![]() |
źródło |
Bardzo klimatyczna książka, w magiczny sposób, za pomocą słowa, przenosi nas, i to całkiem niepostrzeżenie, do Krakowa na przełomie ostatniego roku wieku XIX. Słyszymy język, chodzimy po uliczkach, wdychamy smog i ta podróż sprawia ogromną radość. A do tego jeszcze tropimy zabójcę.
Przyznam szczerze,
że można mieć mieszane uczucia i można podejść do tej książki z dystansem. Bo
nie jest to porywający kryminał, z sensacyjną akcją, wieloma ofiarami i grą w
podchody z zabójcą. Ta opowieść ma swój własny klimat. Nietypowa śmierć, więc i
rozwiązania nietypowe. Przy okazji doświadczamy historii. Dla tych, co lubią
detektywistyczną powieść, taką w stylu klasyków gatunku, będą bardzo kontenci. Rasowy
kryminał retro. Ja sama myślę, że skusiłabym się na dwie poprzednie książki o przygodach
profesorowej Zofii Szczupaczyńskiej i to nie tylko z miłości do królowej
kryminałów, ale również z sympatii do niej samej, do Zofii oczywiście.
„Iwaniec może idiotą nie jest, ale geniuszem zbrodni
takoż” no i jak tu jej nie lubić.
Ocena : 7
/ 10
Magdalena SzL
Zaintrygowałaś mnie językiem stylizowanym na retro. Zapoluję na tę pozycję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Postaci serio mówią takim "dziwnym" językiem :) wiele słów z ciekawosc sprawdzałam.
Usuńna taniaksiazka.pl jest teraz bardzo fajna cena :)
Usuń