![]() |
źródło |
Osobiście bardzo lubuję się w tematyce
ziół, zbieractwa, dbania o zdrowie, jak i w obcowaniu z naturą. Generalnie nie
posiadam na własność wielu opracowań w tejże tematyce, lecz posiłkuję się
sprawdzoną wiedzą publikowaną w tylko kilku istotnych miejscach w sieci i cenię
sobie też niewielu znawców, ponieważ z ziołami, jak i z wszelkimi lekami, nie ma
żartów. Zdarza się jednak, że czasem otrzymuję jakąś książkę i z przyjemnością
zabieram się za zapoznawanie z jej treścią.
W ostatnich dniach miałam przyjemność
przeczytać „Siłę ziół” autorstwa Patrycji Machałek. Kobiety, która latami
zdobywała swoją wiedzę teoretycznie, oraz praktycznie i postanowiła wszystkie
znane sobie informacje zebrać w jedne dzieło. Niestety, nigdzie nie znalazłam informacji, po jakich szkołach jest Pani Machałek, więc doprawdy ciężko mi oszacować, na ile jest osobą kompetentną w tej dziedzinie. Nie skreślam, ale też nie będę całkowicie i bezkrytycznie ufać - jak w sumie każdemu i Wam, drodzy Czytelnicy również zawsze zalecam trochę dystansu w stosunku do różnych publikacji.
Wydanie jest przepiękne, te złote
tłoczenia na okładce oraz malowane zioła zdobyły me serce. Wnętrze również prezentuje
się doskonale, niestety mam zastrzeżenia, czy też może raczej przestrzegam, by
uważać i nie dotykać wilgotnymi dłońmi, bądź nie dopuścić, by żadna kropelka
wody nie padła na okładkę. Jest ona wykonana z bardzo przyjemnego w dotyku
papieru, który niestety chłonie od razu wodę i się lekko wybrzusza. Jednakże na
pocieszenie dodam, że jeśli kropelki były małe i szybko, delikatnie osuszone,
okładka ma szanse wyglądać później na nietkniętą – ja miałam taką przygodę i
serce mi krwawiło. Teraz bardziej z nią uważam.
Najważniejszą częścią książki jest
Wstęp, którego nikt nie powinien pomijać. Dalej znajdziemy krótki niezbędnik,
który pomoże nam zrozumieć, mówiąc kolokwialnie: co jest czym i jak to zrobić.
Bardzo potrzebna wiedza, jeśli mamy zamiar wykorzystywać przepisy w praktyce.
Druga część tej pozycji to przepisy, co
jest super, to nie tylko lecznicze, czy wzmacniające nasz organizm, ale też…
kosmetyczne. Szczerze, to ja zawsze się obawiam tej sekcji w każdej publikacji
od osób mi nie znanych. Szczęśliwie przepisy tu zawarte są naprawdę podstawowe
i stosując się do wszelkich zasad bezpieczeństwa, obostrzeń i biorąc pod uwagę
stan własnego zdrowia, jak i konsultację z lekarzem w przypadku choroby i
przyjmowania innych leków, myślę, że można je spokojnie stosować przez zalecany czas - jednak nie daję Wam żadnej na to gwarancji, z resztą autorka też nie.
Wiem, że może to strasznie brzmi, jednak takie są realia, zioła to nie cukierki, też można przedawkować, zatruć, czy się uczulić. Osoby dobrze zaznajomione w temacie rozumieją powyższe wywody.
Wiem, że może to strasznie brzmi, jednak takie są realia, zioła to nie cukierki, też można przedawkować, zatruć, czy się uczulić. Osoby dobrze zaznajomione w temacie rozumieją powyższe wywody.
W trzeciej części mamy opisane aż 34
zioła. Dowiemy się co nieco o ich pochodzeniu, różne wierzenia, ciekawostki, a
także o substancjach czynnych i ich poszczególnym działaniu na różne
dolegliwości, czasem przeczytamy jakieś ostrzeżenia oraz oczywiście co możemy z
nich przyrządzić. Ta część jest moją ulubioną, naturalnie zrodziła we mnie
mnóstwo dodatkowych pytań, ale to raczej normalne dla osób, które chcą się
jeszcze bardziej wgłębiać w temat ziołolecznictwa. Niestety, jeśli ktoś szuka tradycyjnego zielnika, to się srogo zawiedzie. Z załączonymi zdjęciami, choć niewątpliwie bardzo ładnymi, nie pokusiłabym się o żadną identyfikację ziół. Do tego kompletnie się nie nadają i nie są opisane w odpowiedni sposób.
Moim jedynym zastrzeżeniem, jest zbyt
lekką ręką dana jedna wskazówka, mianowicie sugestia, aby cyt. ”W gruncie
rzeczy możesz potraktować te receptury trochę jak instruktaż DIY i na podstawie
wybranego przepisu stworzyć własny, w którym wykorzystasz zioło najlepiej
odpowiadające twoim potrzebom.” Z jednej strony autorka wcześniej nas uczula i
ostrzega przed różnymi konsekwencjami, by później radzić coś tak
nieodpowiedzialnego, szczególnie dla osób początkujących. Na szczęście na końcu
dodaje, że trzeba też odpowiedniej dawki
rozsądku. Skorzystam więc i dodam od siebie, abyście samodzielnie nie
eksperymentowali z nowymi przepisami na początku ziołolecznictwa, bo… nie ma
takiej potrzeby! W tej książce znajdziecie mnóstwo przepisów, a i w sieci
możecie zainspirować się choćby przepisami wspaniałego dr Rożańskiego, czy też
zajrzeć na bloga Klaudyny Hebdy, albo poszukać Łukasza Łuczaja, już nie będę wypisywać innych, również godnych zaufania. Na wszystko
przyjdzie czas, jeśli tylko zapragniecie sami więcej zdobywać wiedzy,
to kto wie? Może będziecie mogli coś skomponować bez szkody. Tymczasowo
polecam zapoznać się z publikacjami o ziołach, wziąć się za porządny zielnik, zdobywać wiedzę i działać.
Podsumowując polecam tę pozycję jako ciekawostkę, ciekawą lekturę dla początkującego zielarza, ale nie celem zbieractwa i identyfikacji ziół. Książka jest interesująca dzięki cudownej oprawie graficznej, spójnej, przejrzyście podzielonej treści i fajnym przepisom, jednak dla mnie to zdecydowanie za mało. Chętnie przeczytałam, jak się wykonuje różne specyfiki z ziół, ciekawostki o opisywanych roślinach, jak i o ich substancjach czynnych, naprawdę mi się to podobało. Niemniej jednak mam większe wymagania, wiec do mojej biblioteczki trafią jeszcze inne pozycje.
Ocena 6/10
Za możliwość przeczytania dziękuję
Wydawnictwu Znak
Ula Wasilewska
Ula, dzięki za recenzję. Zastanawiam się czy wobec tego możesz polecić jakąś inną pozycję dla początkującego zielarza?
OdpowiedzUsuń