Margaret
Parsons była zwyczajną gospodynią domową. Trochę staroświecką,
nawet jak na 1964 r., nieatrakcyjną i ubogą. Mieszkała razem z
mężem w małym, niewyróżniającym się domku, gdzieś na
kanadyjskiej prowincji. Panią Parsons można było podejrzewać o
to, że ma najczystsze futryny w mieście, ale nie o to, że zostanie
uduszona na jakimś odludziu. Motywy tej zbrodni były nieznane, a
ofiara do bólu przeciętna. Dlaczego więc została zamordowana? I
kto to mógł zrobić? Sprawę prowadzi dwóch policjantów Wexford i
Burden, którzy badając życie pani Parsons odkrywają sekret, który
wiąże ta niepozorną, szarą myszkę z elitarnymi mieszkańcami
miasteczka, w którym żyła.
Analizę
utworu zacznę od wad , gdyż jest ich niewiele. Może to kwestia
tego, że czytam za dużo kryminałów, ale szybko domyśliłam się
kto jest mordercą i dlaczego pani Parsons została zamordowana.
Jeśli mogę coś zasugerować to, aby rozwikłać zagadkę, trzeba
skupić się, na tym, aby szukać nieoczywistych rozwiązań. Nie
powiem więcej, ale myślę, że sporo osób się domyśli jaki może
być finał. Przyznaje jednak, że nie wszystko okazało się być
oczywiste i np. zachowanie jednego z bohaterów, bezpośrednio
związane z wyjaśnieniem sprawy, mnie zaskoczyło.
Można
się również przyczepić do tego, że w gruncie rzeczy dowody
jakimi dysponowała policja po zakończeniu sprawy są kolokwialnie
mówiąc słabe, a teza dowodowa mogłaby zostać z łatwością
obalona. Mam również wątpliwości czy znaczna część dowodów
mogłaby być wykorzystana w postępowaniu sądowym z uwagi na
doktrynę „owoców zatrutego drzewa”, która jest mocno
zakorzeniona w systemie prawa amerykańskiego i być może
kanadyjskiego. Jeśli więc będziesz odczuwać cień współczucia w
stosunku do mordercy to jest duże prawdopodobieństwo, że ta osoba
nie trafiłaby do więzienia.
Co do
walorów powieści to należy wymienić jej klimat. Utwór został
napisany w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku i to widać,
zarówno w zachowniu bohaterów, problemach jakie porusza, jak i w
tym jak została napisana ta książka. Przede wszystkim „Z
najlepszymi życzeniami śmierci” nie szokuje brutalnością i nie
buduje zbytnio postaci detektywów, którzy są postaciami
pierwszoplanowymi. Jest to dość symptomatyczne, gdyż świadczy o
tym, że zamiarem autorki nie było napisanie serii książek.
Historia skupia się wokół morderstwa i jest w tym coś cudownego,
ponieważ nie raz czytając współczesne kryminały (zwłaszcza
debiutantów) odnosiłam wrażenie, że w powieści jest bardziej
dopracowana główna postać i to na niej skupia się fabuła, a
morderstwo to tylko niezbyt fortunna okazja, aby pokazać jej
wyjątkowość.
Podoba
mi się również to, że policjanci Burden i Wexford to zwykli
ludzie bez problemów nałogowych, rodzinnych czy fobii społecznych.
Jest to miła odmiana, gdyż aktualnie co druga książka z tego
gatunku ma głównego bohatera, który boryka się z tego typu
kłopotami.
Wspomniałam
nieprzypadkowo o debiutantach, gdyż recenzowana książka jest
właśnie pierwszą publikowaną powieścią w dorobku literackim
Ruth Rendell. Nie jest to utwór doskonały, ale ma wiele cech, które
świadczą o kunszcie pisarskim jej autorki Przede wszystkim jej
postaci są różnorodne, autentyczne, ale nie są przesadzone i
wypowiadają się w różny sposób. Pisarka zmienia perspektywę i
czasem towarzyszymy śledczemu Burdenowi, czasem Wexfordowi, a innym
razem patrzymy z perspektywy tajemniczego Doona. Nie jest przegadana,
ale odpowiednio zarysowuje portrety psychologiczne postaci. Czasem
rzuca pewną sugestie w tej kwestii, pozostawiając czytelnikowi
miejsce do poczynienia własnych domysłów.
Książka
jest krótka, lekka i idealnie nadaje się dla tych, którzy chcą
odpocząć od współczesności.
Ocena
8/10
Anna
Mackiewicz
Książka w sam raz na urlop ;)
OdpowiedzUsuń