
"Wiedział, że
pętla, którą założył mu na szyję, zacznie się zaciskać
i odbierać mu tlen. Wtedy będzie chciał się z niej wyzwolić, poluzować więzy, a nawet największym twardzielom pomaga jedynie prawda."
i odbierać mu tlen. Wtedy będzie chciał się z niej wyzwolić, poluzować więzy, a nawet największym twardzielom pomaga jedynie prawda."
W niewielkiej Chełmży pod taflą skutego lodem jeziora
zostają znalezione zwłoki nastolatka. Kilka metrów dalej, w łódce, zwłoki
bezdomnego mężczyzny. Nic nie wskazuje na to, że są to ofiary przestępstw. Nikt
nie dopatruje się związku tych dwóch śmierci. Prócz Bernarda Grossa.
W małej miejscowości gdzie wszyscy się znają, jednego
dnia, w niewielkiej odległości od siebie, zostają odnalezione zwłoki nastolatka
i dorosłego mężczyzny. Cała społeczność miasteczka jest wstrząśnięta. To, co
dla wszystkich wygląda jak nieszczęśliwy wypadek komisarzowi Grossowi nie
pozwala porzucić śledztwa. Drążąc odnajduje powiązanie między dwiema zmarłymi
osobami a także głośnym zaginięciem trójki osób dziesięć lat temu. Mnożą się
tajemnice, mnożą się kłamstwa. Gross zmaga się ze zmową milczenia, z własnymi
problemami rodzinnymi i problemami swojego zespołu.
„Wrzody trzeba nacinać, zanim pękną.”
Doszukałam się, co prawda tylko dwóch, ale niepotrzebnych
scen i właściwie nie wpływają one na moją ocenę ogólną powieści, jedynie nie dają
mi spokoju. Scena dokonującej się zdrady małżeńskiej, pikantna, ale raczej niepotrzebna. To
powieść kryminalna a nie „50 twarzy Szarego”, wystarczyło wspomnieć, że romans,
że zdrada, bez wdawania się w szczegóły. Odnoszę wrażenie, że może autor chciał
się sprawdzić w pisaniu takich scen, wyszła całkiem nieźle tylko nic do fabuły
„Skazy” nie wniosła.
Niepotrzebna scena nr 2: Gross wchodzi do restauracji,
zjada posiłek, wypija herbatę i wychodzi. Pół strony nie wiadomo, po co
zadrukowanej. Żeby jeszcze w tym czasie rozmyślał o śledztwie…
Czytam, jestem mniej więcej w połowie i czekam na
fajerwerki. Wszystkie opinie, jakie słyszałam były pochlebne, a ja nie widzę
powodów tych zachwytów. Jest solidna policyjna robota, komisarz, który nie
odpuszcza sprawy, tylko dlatego że ma przeczucie, że nie jest tak prosta na jaką wygląda. Przechadzamy się ze śledczymi po Chełmży, zaglądamy w różne zakamarki
gdzie czai się zło. Odkrywamy ludzkie dramaty, komuś zaginęli rodzice, utopił
się nastolatek, czyjaś matka została napadnięta, czyjaś matka została zabita.
Sama nie wiem czy nawet spektakularne zakończenie jest w
stanie uratować opinię „Skazy”, jako sensacyjnej powieści, mrocznego kryminału.
Zasługuje na pochwałę nieustępliwość Bernarda, który
wiedziony jedynie intuicją, zaczyna zadawać całkiem niewinne pytania, ale to
brak odpowiedzi sprawia, że jeszcze bardziej chce odkryć prawdę. A w ten
mozolny trud, powolnego odkrywania prawdziwego biegu zdarzeń, w to łączenie
wszystkich cienkich jak włos wątków w silny sznur faktów, wciąga czytelnika.
„Chodziło o prawdę historyczną. ‹‹Dokładnie
tak samo jak w śledztwie››, pomyślał Gross, kiedy odłożył narzędzia i zgasił
lampę, ale nie ruszył się z miejsca. W śledztwach chodzi wyłącznie o prawdę.”
Zdecydowanie wszelkie niedociągnięcia nadrabia fakt, że
cała zagadka dwóch śmierci jest niezwykle intrygująca. Tajemniczy bezdomny i
nastolatek, brak powiązań, ogromna ilość hipotetycznych wersji zdarzeń.
Tajemnicze zaginięcia sprzed dziesięciu lat. Czytelnik mimowolnie razem z
Grossem głowi się nad możliwymi rozwiązaniami. Tymczasem podrzucane, co jakiś
czas fragmenty historii z przeszłości, zamiast rozjaśniać, dodatkowo gmatwają
sprawę. Nie odkładasz książki, mimo że do przodu posuwasz się w mozolnym
tempie, ale chcesz wiedzieć, co się naprawdę wydarzyło. Ten fakt również stanowi
o sile tej książki. Potrafi mimo braku „fajerwerków” zatrzymać czytelnika na
swoich kartach. Może to właśnie ukryta moc Małeckiego?
Zakończenie, moment, w którym wątki zaczynają się
przeplatać, łączyć, a intryga się rozwiązuje. Napięcie, które wzbudza w
czytelniku próba nadążenia za myślami, które kłębią się w głowie. Mam wrażenie,
że mój „procesor” za chwilę spłonie. Jednak udało się przeciągnąć mnie na "skażoną" stronę zwolenników tej powieści.
Wierne odwzorowanie topografii miasta, z jednej strony na
plus, bo widać autor przygotował się do tego. Każdy przecież mógłby sprawdzić
czy dane ulice rzeczywiście się krzyżują. Ale dla czytelnika spoza Chełmży nie
mają wielkiego znaczenia nazwy ulic, wystarczyłoby napisać "skręcił w ulice po
prawej","szedł prosto wąską uliczką" w tych rozbudowanych opisach można się
wręcz zagubić.
W moim odbiorze
„Skaza” to połączenie kryminału i obyczajowej powieści psychologicznej. Wątki
związane z zagadkową śmiercią nastolatka i bezdomnego na zamarzniętym
jeziorze oraz zaginięcia trojga osób dekadę temu przeplatane są wewnętrznymi
monologami, scenami z życia osobistego bohaterów. To jakby dwie zupełnie różne
książki, poszczególne elementy wzbudzają różne emocje. Ja po zakończeniu
czytania dałam sobie kilka dni na uporządkowanie myśli. Początkowo byłam zła, za ten brak spektakularnych akcji, za brak sensacji. Okazało się jednak, że ta książka poruszyła mnie, tylko były to zupełnie inne struny mojej duszy niż bym
się tego spodziewała.
Ocena : 7,5 / 10
Magdalena SzL
Jeny.. czekam już zniecierpliwieniem na ekranizację tego dzieła. Fabuła z opisu wydaje się bardzo ciekawa ale książek nie mam czasu niestety czytać chyba, że znajdę audiobooka :D
OdpowiedzUsuńA wiesz że audiobook to mógłby ciekawie brzmieć, o ile odpowiedni głos będzie czytał.:)
UsuńRobert Małecki: Dziękuję za recenzję! Miło! :-) A jeśli chodzi o audiobook to przeczytał go znakomity lektor i aktor Piotr Grabowski. Polecam serdecznie - powieść dostępna na audioteka.com. :-)
UsuńOoo to potwierdzam, dobry głos.
UsuńPlanuję wkrótce po nią sięgnąć! :)
OdpowiedzUsuń