Długowłosa naga dziewczyna z warkoczem oplecionym zieloną
wstążką, z powtykanymi gdzieniegdzie ptasimi piórami – tak prezentuje się
okładka kryminału Anny Trojanowskiej o znaczącym tytule: „Człowiek z brzytwą”
(wydawnictwo Zysk i S-ka). Te dwa aspekty już na wstępie, zanim przeniesiemy
się w świat fikcji literackiej, mówią nam, z czym przyjdzie się Czytelnikom
zmierzyć: zabójstwo, tajemnica, trup, poszukiwanie zbrodniarza… I tak w istocie
jest: oto Czytelnik staje się świadkiem zbrodni. W Zakładzie Przyrodoleczniczym
na Mazowszu ginie młoda kuracjuszka. Wstępne oględziny wykazują, że było to
samobójstwo, jednak nie wszyscy są o tym przekonani. Z czasem okazuje się, że
faktycznie doszło do morderstwa, dziewczynie obcięto włosy, na jej ciele widnieją
dziwne ślady, zaś zbrodniarz pozostaje na wolności… Gdy pojawia się kolejna
ofiara, komisarz Połżniewicz ma już pewność: w miasteczku grasuje seryjny
morderca i trzeba zrobić wszystko, by go powstrzymać.
I co, przepióreczko?
Tak to już jest, kto wodzi na pokuszenie, ginie marnie.
Wydawałoby się, że takich kryminałów jest na pęczki: tu
zbrodnia, tu komisarz, tu śledztwo, które rzuca podejrzenie na wszystkich
znanych nam bohaterów. Mam jednak dla Was niespodziankę: choć może „Człowiek z
brzytwą” wydaje się taki, jak inne kryminały, zupełnie od nich odbiega. Autorka
stworzyła bowiem kryminał retro, którego akcja dzieje się w XIX wieku, dzięki
czemu towarzyszy nam niespotykany jak dotąd klimat, zaś bohaterowie posługują
się specyficznym językiem. Paradoksalnie ponurą atmosferę zbrodni potęgują
upały, które nawiedziły tego lata Mazowsze. Opisy pogody są tak plastyczne, że
czytając sama mam ochotę obetrzeć pot z czoła. Fakt, że zbrodnie popełniane
są w gorący, upalny dzień, potęgują uczucie niepokoju.
Oczywiście jak we wszystkich
znanych mi kryminałach pojawia się komisarz, na którego barki spada obowiązek
pojmania mordercy, jednak miłą odmianę stanowi tutaj fakt, że nie sposób tu
dojrzeć samochodów, telefonów, broni wyciąganych za każdym razem, gdy trzaśnie
gałązka w lesie. Jednym słowem: jest inaczej i bardzo dobrze się tę inność
czyta. Mamy tu cygara, konne powozy, rewolwer, fraki i długie kloszowane
suknie, a nawet sceny prania bielizny w pobliskim jeziorze.
No i brzytwa rzecz jasna, jakże ważny atrybut w tejże powieści. Brzytwa
ma tu symboliczne znaczenie. Jak nietrudno się domyśleć, stanowi narzędzie
zbrodni. Nieco trudniej będzie jednak Czytelnikowi wydedukować, kto stoi za
tymi wszystkimi zbrodniami w miasteczku i jakie jest ich podłoże. Podejrzani w
oczach komisarza wydają się wszyscy w zakładzie, nie bez przyczyny jednak.
Wielu bohaterów zachowuje się podejrzanie i nie mówi całej prawdy, ku irytacji
komisarza.
Prawda zawsze go
interesowała, szczególnie ta, która ukazywała niepokojącą i złożoną ludzką
naturę, skrajności, do jakich zdolny jest człowiek. Jednocześnie doszedł do
wniosku, że oprócz doświadczenia i krytycznego umysłu w jego pracy nie mniej
ważne jest wyczucie, stanowiące niemal dodatkowy zmysł czy instynkt, dzięki
któremu potrafił wyłowić fałszywe tony z morza zalewających go słów, kłamstw i
półprawd.
Mamy doktora Libaszko, który staje się podejrzanym z racji
odnalezienia ciała młodej rudowłosej dziewczyny, mamy siostrę Urszulę, która
mimo swego tytułu jest tak zimną i nieprzyjemną osobą, o czym komisarz
niejednokrotnie mówi, że z miejsca wydaje się nie bez winy. Jest jeszcze właściciel
pobliskiej fabryki mączki kostnej, Bukowski, którego tajemnicza przeszłość i owiane
tajemnicą interesy czynią go podejrzanym… O zbrodniarzu zaś wiemy tyle, ile narrator
wszechwiedzący nam zdradzi. Powoli, stopniowo opowiada o jego przeszłości, dzięki
czemu Czytelnik zyskuje informacje, co pchnęło mordercę do takich działań.
Wydaje się on tak delikatny, dystyngowany, a jednocześnie dopuszcza się zbrodni
w biały dzień, co czyni go tym bardziej niebezpiecznym, aż nieraz ciarki
przechodzą.
No cóż, przed komisarzem Połżniewiczem nie lada zadanie… Na
szczęście do pomocy ma Drużyńskiego, swego zastępcę, który w powieści jest
bardzo pozytywną postacią. Oprócz tego, że z zapałem towarzyszy komisarzowi
podczas śledztwa, nierzadko sam przesłuchuje podejrzanych i cierpliwie
wysłuchuje jego narzekań, pełni jeszcze funkcję „informatora” – swoją wiedzę
niezbędną do prowadzenia śledztwa czerpie z rozmów z innymi, kręceniem się to
tu, to tam, żeby nie powiedzieć: z podsłuchiwania miejskich plotek. A tych w
mieście nie brakuje. Ludzie mówią, i to dużo. Plotkom tym nie może oprzeć się
również żona komisarza, Emilia. Wiadomo, sprawy służbowe sprawami służbowymi,
ale komisarz też człowiek – problemy życia prywatnego nie są mu obce. Nieco
przygnębiający jest fakt, że komisarzowi nie układa się w życiu osobistym –
coraz częściej nie może porozumieć się z żoną. Ciekawe jest to, w jaki sposób
Emilia próbuje rozmawiać z mężem o morderstwach i dochodzeniu. W ich związku
zauważam pewien schemat: ona pyta, on nie odpowiada (co zresztą ma sens, jakby
się zastanowić), na co Emilia całkiem przypadkiem podsuwa mu różne nowe
informacje zasłyszane na rynku, na ulicy, podczas wydarzeń kulturalnych w
miasteczku. Fragmenty poświęcone ich relacjom z pewnością działają na korzyść
powieści, bowiem są nie tylko odskocznią od śledztwa, ale także sprawiają, że
komisarz staje się w naszych oczach nie tylko komisarzem, ale również Kornelem
Połniewiczem, człowiekiem takim jak my, pełnym rozterek, zadumy, wątpliwości.
„Człowiek z brzytwą” to kryminał, który zasługuje na uwagę.
Choć akcja nie biegnie tu wartko jak rzeka, trup nie goni trupa i momentami
dominują sceny niekończących się rozmów z podejrzanymi, zdecydowanie nie ujmuje
to kryminałowi. Tekst dobrze się czyta, oczywiście pod warunkiem, że jesteśmy
gotowi na to, by przenieść się do XIX-wiecznej Polski, której towarzyszy specyficzna aura.
Ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwo Zysk i S-ka
Izabela Jurkiewicz
Bardzo mi się podobała ta książka, chociaż trochę domyślałam się tego, kto za tym wszystkim stoi. Mimo wszystko jednak nie wszystko udało mi się przewidzieć. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka ma przepiękną okładkę. Sięgnęłabym po nią bez wahania, bo jestem fanką kryminałów, ale obawiam się, że nie odjadę się w XIX-wiecznej polskiej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tamczytam.blogspot.com