Są pewne miejsca na świecie,
które nadal pozostają niedostępne, ale coraz więcej ludzi postanawia odkrywać
nowe kultury, poznawać świat będący do tej pory poza ich zasięgiem. Takie
przedsięwzięcie z pewnością jest bardzo kosztowne, wymaga dużo planowania i też
trzeba poznać rejon, w który się udajemy, aby niepotrzebnie nie narażać się na
niebezpieczeństwo. Zdarzało mi się już czytać książki podróżników czy nawet
słuchać ich opowieści i wiem jak ważne jest dobre przygotowani do wyprawy.
Jednak te trudy zawsze są im wynagradzane, bo na miejscu mają okazję poznać świat,
którego wcześniej nie znali.
Może zacznę w ogóle do tego, kim
jest Robert Ziółkowski i dlaczego w ogóle postanowił napisać tę książkę. Autor
przez szesnaście lat pracował w policji, ale od jakiegoś czasu jest również
pisarzem i na rynku wydawniczym ukazało się kilka jego powieści sensacyjnych.
Nie miałam okazji czytać żadnej, ale mam nadzieję, że kiedyś uda mi się
nadrobić zaległości, bo coś mi się wydaje, że nie pożałuję. Robert Ziółkowski w
książce ,,Karamoja” opisuje swoją podróż
do Ugandy i wizyty w miejscach, gdzie żyją ludzie z tytułowego plemienia.
Postanowił przenieść swoje obserwacje, spostrzeżenia czy uwagi, na papier,
ponieważ w innych publikacjach czy nawet w internecie, nie znajdziemy zbyt
wielu informacji o tych ludziach i ich tradycjach.
[…] Nigdy nie słyszałem, żeby Mary narzekała. Pyta, ile krów dałem za swoją żonę, i jest zdumiona, kiedy odpowiadam, że ani jednej.- Nie kochałeś jej?!- Kochałem…- Jeśli nic za nią nie dałeś – przerywają mi – to nie ma dla ciebie wartości! Jak jej rodzina mogła ci ją oddać?
Gdy dostałam książkę w swoje
ręce, szczególną uwagę zwróciłam na jej wykonanie. Z pewnością jest solidne,
ale najbardziej spodobały mi się śliskie strony, na których bardzo ładnie
wyglądają wszystkie fotografie, których jest cała masa. Ogólnie książka jest
dość spora, bo liczy ponad czterysta pięćdziesiąt stron, ale całość jest zszyta
w taki sposób, że czyta się ją bardzo wygodnie, mimo sporej wagi, która jest
spowodowana kartkami o lepszej jakości.
Od razu można dostrzec, że autor
ma już doświadczenie z pisaniem książek, bo jego styl jest bardzo ładny,
poprawny, ale jednak potrafi być elastyczny i dopasować język do publikacji.
Tutaj wkradło się trochę swobody i to jest ogromna zaleta, bo w końcu chciałam
przeczytać relację z podróży, a nie powieść z dialogami, barwnymi epitetami i zbędnymi
opisami. Na szczęście tutaj wszystko grało, tekstu jest raczej sporo, ale prawie
na każdej stronie znajduje się jakaś fotografia, więc ta ilość nie przytłacza.
Dzięki szczegółowości autora możemy dokładnie poznać kulturę tego plemienia,
ich zwyczaje czy nawet poczytać o przygodach, które spotkały podróżników
podczas drogi.
Całość jest podzielona na
tematyczne rozdziały, które są bardzo konkretne i opisują określone
zagadnienia. To też jest fajnie rozwiązanie, bo nie tworzy się chaos, można
poukładać sobie wszystkie informacje, bo jest ich naprawdę sporo. Autor nie
szczędzi nam opowieści, ciekawostek i zagadnień, które do tej pory były
nieznane, przynajmniej dla mnie, bo nigdy nie słyszałam o plemieniu Karamoja.
Nie miałam pojęcia, że Uganda jest państwem, które kryje takie niespodzianki.
Czuję, że naprawdę szczegółowo zapoznałam się z kulturą tych ludzi i to tyko
dzięki Robertowi Ziółkowskiemu, który zakochał się w Afryce i postanowił
dokładnie poznać miejsce, które miał okazję odwiedzić już rok wcześniej. W
książce naprawdę nie brakuje zaskakujących informacji, niektóre opisane przez
niego wydarzenia wywołują uśmiech na twarzy, a inne sprawiają, że jest nam
smutno albo jesteśmy źli.
Tak, Sudan Południowy to teraz piekło. Miliony ludzi uciekły do sąsiednich państw. Widziałem obóz uchodźców Dinka w Masindi. Widok ludzi pozbawionych wszystkiego oprócz życia jest przygnębiający. W oczach mieli strach podszyty bezradnością. Życie imigranta stoi w miejscu, nie zostaje nic innego, jak wspominać przeszłość i rozpaczać. Przyszłości po prostu nie ma.
Co do zdjęć, o których już
wcześniej trochę wspomniałam… Jest ich po prostu strasznie dużo, pokazują
przeróżne rzeczy, osoby albo sytuacje, dzięki czemu mamy okazję dokładniej
zobaczyć, o czym tak naprawdę piszę autor, bo czasami miałam wrażenie, że sobie
po prostu żartuje. Wiedziałam, że na świecie nadal jest naprawdę sporo plemion,
które są po prostu zacofane i żyją w swoim własnym gronie, odprawiają przeróżne
rytuały i wierzą w bogów, boginie i tak dalej… Jednak niektóre informacje mną
wstrząsały, a oglądanie zdjęć obrazujących chociażby rytuał Asapan, było dla
mnie lekko przerażające. Mimo wszystko, cieszę się, że autor postanowił
podzielić się z nami aż tyloma fotografiami.
,,Karamoja. Ostatni wojownicy” to
książka, która z pewnością jest idealna dla osób interesujących się geografią,
światem czy innymi kulturami. Autor z dużą szczegółowością przybliża nam to,
jak wygląda życie plenienia, opisuje przeróżne kwestie i dodatkowo treść jest
urozmaicona o fotografie będące idealnym zobrazowaniem poruszanych kwestii.
Polecam, bo jest to jedna z lepszych książek podróżniczych, jakie czytałam!
Ocena: 10/10
Za możliwość
przeczytania dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka
Patrycja Bomba
0 komentarze:
Publikowanie komentarza