Ostatnie dwie noce upłynęły mi na próbie odpowiedzi na pytanie: co się stało z Daisy Mason? Ośmioletnia Daisy bowiem zniknęła, i to w bardzo dziwnych okolicznościach – podczas swojego własnego przyjęcia urodzinowego, pośród tłumu kolegów, koleżanek, dorosłych, zajętych grillowaniem i świętowaniem. Jak to możliwe, że nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, i co najważniejsze – że nikt nie zauważył porwania małej Daisy w przebraniu Stokrotki? A więc wraz z autorką i wydawnictwem Filia spróbujmy rozwikłać zagadkę: „Kto porwał Daisy Mason?”?
W tej sprawie
ewidentnie jest coś dziwnego… Widzimy to
już w prologu, który sygnalizuje nam, że mała Daisy znalazła się w
niebezpieczeństwie. Jest to jednak tak krótki prolog, że nie jesteśmy w stanie
niczego stwierdzić, tym bardziej – pamiętajcie – mamy do czynienia z thrillerem
psychologicznym, a te lubią nam płatać figle i rzeczy lubią okazywać się
zupełnie inne, niż nam się wydaje…
Zacznijmy jednak
od początku: sprawę zniknięcia małej Daisy obejmuje detektyw Adam Fawley,
który, jak się okazuje w dalszej części historii, również ma za sobą
traumatyczne przeżycia związane z rodzicielstwem. Detektyw zna się jak widać
jednak na rzeczy, i od razu uprzedza nas, byśmy nie byli zaskoczeni:
Nie spodoba się to Wam, ale zaufajcie mi,
robiłem to częściej, niż chciałbym się katować wspomnieniami. W przypadku takim
jak ten – dziecka – dziewięć na dziesięć razy robi to ktoś bliski.
Adam, jako
narrator, daje nam do zrozumienia, czego możemy się spodziewać. Taka sugestia
sprawia, że od razu skupiam podejrzenia na rodzicach. Zresztą, jak tu nie
podejrzewać matki, która wydaje się zimna jak lód, nadmiernie opanowana, a w
dzień zaginięcia własnego dziecka każe policjantom zdjąć buty przed wejściem do
domu, żeby nie zabrudzić dywanu? Nie trzeba być nawet rodzicem, żeby zdawać
sobie sprawę, jak dziwnie to brzmi.
Sprzątanie, składanie. Obeszła cały ogród,
żeby jako tako wyglądał. Zrobiła to już po tym, jak dowiedziała się, że jej
córka zaginęła.
Do licha, gdyby
moje dziecko zaginęło, nie obchodziłby mnie ani dywan, ani nawet wygrana w
totka! Matka Daisy, która tak bardzo chce wpasować się w towarzystwo na
przedmieściach Oxfordu, zachowuje się tak nieracjonalnie, że trudno uwierzyć w
jej niewinność.
No dobrze, ale nie
tylko matka wydaje się podejrzana. Co z ojcem? Co prawda wydaje się zrozpaczony
zniknięciem swojej „małej, ślicznej dziewczynki”, jak mówi o Daisy, ale jest w
jego rozpaczy coś dziwnego, coś niepokojącego. Tyle się w dzisiejszych czasach
słyszy o molestowaniu seksualnym dzieci, nawet w tych z pozoru „normalnych” rodzinach…
Czy właśnie to mogło spotkać Daisy? – ta myśl towarzyszyła mi niemal od
początku, i jak się okazuje, nie całkiem bezpodstawnie. Wraz z rozwojem akcji
na jaw wychodzą brudne grzeszki rodzinne, tragedie z przeszłości, skrywane
tajemnice, problemy z dziećmi…
A propo dzieci,
jest również brat Daisy, Leo, który nie dość że szykanowany przez kolegów, to
jeszcze całkiem zagubiony, z którego zachowaniem prawdopodobnie coś jest nie
tak. Jest milczący, zupełnie nie chce rozmawiać o zdarzeniach z feralnego
przyjęcia. Są również koleżanki, z którymi Daisy a to się przyjaźni, a to się kłoci.
To trochę szalone, w końcu to tylko dzieci, głupotą byłoby je podejrzewać, ale…
Może się panu wydawać, że to tylko niewinne
przepychanki na placu zabaw, ale dzieci biorą takie rzeczy całkiem poważnie. (…)
Tak jak to najwyraźniej się stało w przypadku pana córki. Poza tym zdziwiłby się
pan, do czego zdolne są dzieci pod presją. Nawet jeśli mają tylko osiem lat.
Choć głównym wątkiem
w thrillerze jest zniknięcie Daisy i wszystko oscyluje wokół tego właśnie
wydarzenia z pierwszej strony, akcja w powieści nie zawodzi. Wciąż dzieje się
coś nowego, odnajdują się kolejne tropy, kolejne ślady, które często sprawiają,
że już jestem pewna swego, już mam zamiar krzyknąć: Eureka, wiem, gdzie jest
Daisy!, gdy okazuje się, że znowu nie miałam racji. Tak bardzo chcę dowiedzieć
się, co się stało z Daisy, że chwytam się wszystkich możliwości. Dochodzi do
tego, że zaczynam podejrzewać wszystkich, nawet samego detektywa (kto wie, może
cierpi na rozdwojenie osobowości?):
Kiedy tak spoglądam na jej zdjęcia, uderza
mnie, jak bardzo przypomina matkę. Obie są bardzo podobne i jednocześnie
zupełnie różne. A potem zastanawiam się, skąd we mnie ta pewność, skoro nigdy
nie spotkałem Daisy.
W powieści
pojawiają się również bardzo sprytne zabiegi w postaci facebookowych apeli,
wpisów, komentarzy na portalach społecznościowych, które niejednokrotnie
rzucają nowe światło na sprawę, podsuwają nam nowe myśli, nowy punkt widzenia.
Nie wiem czy taki był zamysł autorki, ale ukazuje ona całą prawdę o tym, jak
wielką potęgę i siłę mają media i ocena społeczeństwa. Oprócz tego, że można
napisać tam wszystko, wylać niezliczoną ilość hejtu, to również poddać innych publicznej
ocenie, niejednokrotnie niszcząc komuś życie lub doprowadzając do tragedii. Tak
zresztą dzieje się w książce „Kto porwał Daisy Mason?”, gdzie społeczeństwo samo
wydaje wyrok na rodzinę Daisy. Kolejny motyw – motyw dziecięcej pornografii. Choć
przeczytałam już o tym wiele książek będących de facto fikcją literacką, nie
oszukujmy się – to nie tylko fikcja. Proceder ten był, jest i będzie obecny w tym
chorym społeczeństwie, w jakim przyszło nam żyć. Za każdym razem boli tak samo
i ciężko o tym aspekcie zapomnieć. W jakim stopniu mamy z nim do czynienia w
książce, jednak zdradzać nie zamierzam. Dodatkowym atutem w powieści jest
zastosowanie retrospekcji. Akcja rozpoczyna się w dniu zniknięcia Daisy, ale pojawiają
się również fragmenty wydarzeń sprzed 27, 93 dni przed zniknięciem, sprzed jednego
dnia, co dodatkowo wprowadza nowe motywy, nowe informacje, o których wie tylko Czytelnik.
Pojawiają się również treści przesłuchań, co wzbogaca książkę i sprawia, że
czyta się ją z zapartym tchem. Nie ma tu zbyt wielu przemyśleń czy wątków
pobocznych, a nawet jeśli, wszystko i tak sprowadza się do jednego: do
zniknięcia Daisy Mason i do faktu, kto zawinił.
Jak to jednak w
thrillerach psychologicznych z „zaskakującym zaskoczeniem” bywa, prawda
zaskakuje. Zwykle podchodzę sceptycznie do mało realnych, dziwnych zakończeń, od
których spadają nam kapcie z nóg, ale w tym przypadku autorka dobrze to
rozegrała. Zakończenie może i wbija w fotel, ale jednocześnie nie jest przerysowane,
a co najważniejsze: ma sens. Czy ze zniknięciem dziewczynki miała coś wspólnego
rodzina, a może to fałszywy trop? No i najważniejsze: czy Daisy żyje? Ja już
wiem, co się stało z małą Daisy Mason. I bardzo mi się ta wiedza podoba. A Ty, wiesz już "Kto porwał Daisy Mason?"?
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwo Filia
Izabela Jurkiewicz
Brzmi bardzo ciekawie i chyba przeczytam przez ciekawość, jak znajdę wolną chwilę :)
OdpowiedzUsuńPo twojej recenzji bardzo chcę się przekonać kto porwał Daisy!
OdpowiedzUsuńIntrygująca recenzja, książka i recenzja kuszą by zapoznać się z tą historią.
OdpowiedzUsuńNatknąłem się na Carę Hunter przypadkiem już jakiś czas temu, po przeczytaniu całej serii Close to Home wciągnąłem się w KTO PORWAŁ DAISY MASON? Dobra książka, wyszła spod dobrego pióra. Polecam gorąco na jesienne wieczory
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawiła ta książka i jeszcze dodatkowo tak wysoko oceniona, wiec nie pozostaje mi nic innego jak dopisać ją do listy :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie książki, wszelkiego rodzaju thrillery i kryminały, a ta książka od razu wpadła mi w oko:) Mój jesienno-zimowy must have:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Justyna z http://livingbooksx.blogspot.com