Co myślicie, patrząc na tę okładkę? Przystojniak w dobrze
skrojonym garniturze (no dobrze, może nie widać twarzy, ale sylwetka pozwala
snuć najśmielsze fantazje w tej materii!) w połączeniu z tytułem: „Pan
perfekcyjny” sugeruje, że mamy do czynienia z naprawdę interesującym mężczyzną!
Jakby tego było mało, swoją postawą zdaje się zapraszać nas do siebie. Jakkolwiek
by to nie zabrzmiało.
Z bijącym sercem korzystam z zaproszenia autorki, Jewel E.Ann, wchodzę, otwieram,
mijam tytuł i Filię, po czym jestem. I rozpoczynam lekturę
najbardziej gorącego, a zarazem nieszablonowego romansu, jaki zdarzyło mi się
ostatnio czytać, choć prolog do romantycznych nie należy.
Już na wstępie dowiadujemy się, że nasz przystojniak, Flint
Hopkins, to facet z przeszłością. Jest zamożny, mieszka w luksusowej dzielnicy,
w pięknym domu, z synem, a więc wydawałoby się, że ma wszystko, czego może
zapragnąć. Pewnie byłby szczęśliwy, gdyby nie jeden szczegół.
Heidi urodziła mi
syna, po czym ją zabiłem.
To najważniejszy, i właściwie jedyny powód, dlaczego Flint
nigdy się nie uśmiecha. Poczucie winy jest tak silne, że nawet nie próbuje być
szczęśliwy. Kiedy wynajmuje lokal nad swoim biurem niejakiej Ellen Rodgers,
wydaje mu się to zwykłą transakcją biznesową. Sprawy się komplikują, bowiem
Ellen okazuje się… muzykoterapeutką, która w godzinach pracy „leczy” ludzi za
pomocą instrumentów. Jakby tego było mało, okazuje się tak pokręcona, że staje
się dla Flinta prawdziwym utrapieniem. On widzi w niej upierdliwego
najemcę, choć niepokojąco pociągającego, ona zaś od razu bezpośrednio zwraca uwagę na jego „seksowny garniturek”,
jak go w myślach nazywa. W dodatku nic sobie nie robi z nakazu opuszczenia
lokalu, co więcej – zaprzyjaźnia się z autystycznym synem Flinta, ku niezadowoleniu
jego ojca. I jak to w romansach bywa, od niechęci do miłości jeden krok…
Ellen to prawdziwy wulkan energii. To kobieta tak
interesująca, aż nieprawdopodobna. Nie dość że ma ciekawą pracę, hoduje szczury
o wdzięcznych imionach, takich jak Bach czy Lady Gaga, to jeszcze odważnie
flirtuje z mężczyzną, który ewidentnie chce jej się pozbyć ze swojego życia. Inna
kobieta na jej miejscu dawno by skapitulowała, uniosła się dumą i odeszła, ale
nie Ellen.
- Co byś zjadł? – pyta Ellen.
- Odwieziemy Ellen i
zjemy w domu – kwituję.
- Pizzę. – Młody szczerzy
zęby w uśmiechu. – W Pizza Luce.
- Nigdy tam nie byłam.
Jedziemy. – Puszcza do mnie oko.
Zaklinaczka węży.
Początkowo jej zachowanie brałam za desperację, ale im
bardziej ją poznawałam, tym bardziej przekonywałam się, że ona po prostu taka
jest. Radosna, zadowolona z życia, optymistka, która nigdy się nie poddaje i
nie daje się odstawić na boczny tor. Choć i ona nosi za sobą ciężki bagaż
doświadczeń… Czytając trochę jej zazdrościłam podejścia do życia, rzadko
spotyka się takie osoby i rzadko idzie się przez życie z taką determinacją. A szkoda.
Ci dwoje nie myśli o wspólnym życiu, nie planuje ślubu, założenia
rodziny. Flint ma już zresztą rodzinę – syna, któremu winien jest prawdę. A ta
jest bolesna i ciąży Flintowi niczym kula u nogi. W książce pojawia się motyw
autyzmu. Przyznaję, po raz pierwszy mam z takowym do czynienia, dlatego tym
bardziej cieszę się, że „Pan perfekcyjny” trafił w moje ręce. Do tej pory
sądziłam, że skoro autyzm, to dziecko wycofane, zamknięte w sobie. Dobrze jest
się przekonać, że chore na autyzm dzieci mogą być równie otwarte jak te zdrowe
i wieść normalne życie. Taki właśnie jest Harrison, autystyczny syn Flinta, niezwykle
inteligentny i dowcipny – dzięki jego postaci powieść z pewnością zyskuje.
Biorąc pod uwagę wydarzenia z przeszłości i chorobę syna, Flint wychodzi z
założenia, że nie ma prawa do szczęścia, do ułożenia sobie życia na nowo. Zresztą
gdyby nie Ellen, pewnie już zawsze pozostałby bierny. Po raz kolejny to kobieta
musi wziąć sprawy w swoje ręce i choć trochę zdumiewała mnie samotna niekiedy walka
Ellen o ten związek, całym sercem byłam z nią i trzymałam kciuki za tych dwoje.
Bo choć łączyła ich bardzo niecodzienna relacja, widać było, że są dla siebie
stworzeni.
„Pan perfekcyjny” to romans, ale nie taki z cyklu „pokochali
się i żyli długo i szczęśliwie”. Bohaterów nie trafia strzała amora i nie
zakochują się od pierwszego wejrzenia. Do happy endu wiedzie bowiem długa,
bardzo wyboista droga. Najpierw jest niechęć połączona z pociągiem fizycznym, która
z czasem przeradza się w romans – i tu niespodzianka dla wszystkich tych, którzy
lubią sceny miłosne: takich scen jest tu zaskakująco dużo, i to opisanych ze
szczegółami. Trochę to cieszy, a trochę nie – nie spodziewałam się, że powieść tak
bardzo skojarzy mi się z serią o Christianie Greyu. Tu też mamy do czynienia z
przystojniakiem w garniturze, któremu towarzyszy aura tajemniczości i który nie
jest w stanie stworzyć związku z kobietą. Na szczęście tu podobieństwa do Greya
się kończą. Sięgając jednak po książki pani Jewel należy liczyć się z tym, że
czeka nas romantyczna, pełna uniesień i dramatów historia, w końcu autorka sama przyznaje,
że jest uzależniona od romansów. Tak więc jeśli marzy Wam się dobry romans, lecz
nieco nieszablonowy, sięgnijcie po tę pozytywną pozycję!
Ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu FILIA
Izabela Jurkiewicz
nie przepadam za romansami, ale ten wydaje mi się wart przeczytania. skoro porusza w sobie tyle wątków i nie jest szablonowy to może będzie to też i dla mnie "pan perfekcyjny" :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam