![]() |
[źródło] |
Zanim przejdę do analizy książki,
na wstępie mała ciekawostka. Jest ona istotna, mimo, że pierwsze wrażenie będzie
inne. Możliwe, że domyślacie się czym jest przysionek. Jest to dawna nazwa
przedpokoju, sieni lub część budowli przed wejściem, otoczonej kolumnami. Jednak
w XIX w. istniał jeszcze jeden przysionek o innym przeznaczeniu – "Przysionek śmierci" lub inaczej
zwany "Domem dla pozornie umarłych". Był to budynek ufundowany przez pewnego bogatego
hrabiego zamieszkałego w Poznaniu. Położony na cmentarzu miał służyć jednemu –
uchronić osoby, które miały być pochowane przed pogrzebaniem żywcem. Budynek
nie ostał się długo, został rozebrany po kilku latach, lecz pamięć o nim
pozostała.
Dlaczego
o tym wspominam? Czytając notkę o autorze i tytuł książki miałam co do niej
pewne wyobrażenia. Liczyłam na utwór nieco melancholijny, egzystencjalny i
głęboki. Przede wszystkim miała być to uczta intelektualna z mrocznym klimatem.
Wydawało mi się, że „Przysionek, dom dla pozornie umarłych” będzie tym czym był
niedzisiejszy Przysionek z poznańskiego cmentarza: książką (miejscem), które
koi duszę. Miała mówić o rzeczach ostatecznych, a jej treść miała stanowić
pewne podsumowanie różnych przemyśleń.
Tymczasem
– „Przysionek, dom dla pozornie umarłych” okazał się być czymś innym. Zanim
odpowiem czym dla mnie był, kilka słów stanowiących zarys fabuły. Czterech
kolegów: Rafał, Grzegorz, Artur i Dawid znają się od dawna. Mimo, że każdy
wiedzie inne życie, co wtorek spotykają się razem w knajpie „Einfahrt” („brama”
w języku niemieckim), aby powspominać i podzielić się własnymi przemyśleniami. Każda z opowiedzianych anegdot tworzy odrębne opowiadanie - rozdział.
Pomysł
na fabułę wywoływał u mnie przyjemne skojarzenia. Chyba każdy z Was prowadził
takie dysputy w podobnych okolicznościach, czyż nie? Ostatnio mam szczęście do
książek, których akcja „snuje się”, więc takie anegdotki nieśpiesznie
opowiadane przy piwku wydały mi się jak najbardziej w moim aktualnym nastroju.
Bohaterowie
utworu opowiadają historie ze swojego życia (głównie), na różne tematy. Między
innymi poruszane są takie kwestie jak: niewykorzystana szansa na miłość,
powierzchowne ocenianie innych, uleganie zgubnym pokusom, poczucie bezużyteczności,
podejście do osób niepełnosprawnych intelektualnie, próba zmierzenia się ze śmiercią
(w bardzo fizycznym sensie) czy śmierć własnego dziecka. Są to tematy ważne,
poruszające serce i dające ogromne pole do popisu na ciekawą opowieść.
Tymczasem
czytając kolejne rozdziały narastało w moim umyśle co raz to większe i większe
pytanie. Brzmiało ono: „No i??”. Czekałam na coś co mnie zaskoczy, wzruszy,
rozbawi lub nakłoni do refleksji. Szukałam błysku – a dostałam niewypał. Po pokonaniu
ponad dwustu stron spodobały mi się trzy rozdziały i jeden zdenerwował, co
nawet uważam za w pewnym sensie walor, gdyż poruszył w ogóle we mnie jakieś emocje.
Reszta była mi kompletnie obojętna. Na drugi dzień od zakończenia lektury nie
pamiętałam o czym w ogóle czytałam. Brakowało mi również elementu, który przewiązałby
mnie do bohaterów. Sami w sobie budzili sympatię, jednak nie zainteresowanie. Nie
odmawiam autorowi lekkości pióra, jednak sama biegłość w operowaniu nim to za
mało, aby przykuć uwagę czytelnika.
Jak
już wspomniałam spodobały mi się trzy rozdziały, a konkretnie „Rowerek” (podnosząca
na duchu opowieść o potrzebie bycia użytecznym), „Skarpetki” (zabawna anegdotka
z życia codziennego) i „Santa Claus is coming to town…” (refleksyjna opowiastka
o człowieku, który dostrzega kontrast pomiędzy światem obwieszonym lampkami
choinkowymi i biednymi ludźmi, wyrzuconymi poza jego ramy).
Chcąc
zakończyć recenzje pozytywnym akcentem świadomie pomijam kwestię czwartego
rozdziału (dla tych co czytali „Przysionek” – nie chodzi o „Upiora”). Pomysł na
początek fabuły był ciekawy, językowo i stylistycznie było zgrabnie, ale
poza kilkoma dającymi do myślenia lub zabawnymi rozdziałami ogólnie było nijako. Rozczarowałam się. Miałam znacznie wyższe oczekiwania co tej książki. Możliwe, że zbyt duże.
Ocena
5/10
Za
możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu MG.
Anna
Mackiewicz
Zastanowię się jeszcze nad tą książką, ale raczej mnie nie kusi. Szkoda, że ta pozycja nie wywołuje większych emocji i że była taka nijaka, bo pomysł na fabułę rzeczywiście jest ciekawy.
OdpowiedzUsuń