
Dzisiaj na tapecie jest
nowy „Sherlock Holmes. Pojedynek z Irene Adler”. Komiks umożliwia nam wcielenie
się w jedną z dwóch postaci: Irene Adler lub oczywiście Sherlock’a Holmes’a.
Naszym zadaniem jest rozwikłać dwa skomplikowane śledztwa z pomocą unikalnych
zdolności obranej postaci oraz wykorzystując określone przywileje, również
przypisane do wybranego detektywa. Będziemy mogli radzić się naszych znajomych
w konkretnym śledztwie i zadawać określoną ilość pytań naszym świadkom, czy też
podejrzanym.
Bardzo przypadła mi do
gustu możliwość grania razem z inną osobą, co za tym idzie, realnej
rywalizacji. Polega to na wybraniu postaci i samodzielnym odegraniu jednego śledztwa
- gdzie zawsze Irene zaczyna - następnie po zapisaniu swoich wyników
przekazujemy komiks drugiemu graczowi, czyli Sherlock’owi, by on też rozwiązał
pierwszą zagadkę i zapisał wyniki. Po czym przechodzimy do drugiego śledztwa na tych samych zasadach, by na sam koniec
sprawdzić, kto jest lepszym detektywem. Nie ukrywam, od razu fajniej grało mi
się z lubym.
Uświadczymy tu jak
zawsze kilka możliwości zakończeń, może zagadkę rozwikła Irene, a może Sherlock,
mogą zrobić to razem, ale też mogą wspólnie nie wpaść na prawidłowe rozwiązania.
Nie znaczy to jednak, że przygoda się kończy, bo kadry pchną nas dalej w
ciekawą akcję. Na samym końcu będziemy zliczać wszystkie nasze punkty uzyskane
za różne rzeczy, jak choćby uważnie wypatrywane i zliczane wizytówki Irene, a
grając wspólnie wyłonić możemy najlepszego detektywa.
Czy są jakieś minusy? W
mym odczuciu niestety tak. Kompletnie nie regrywalna dla mnie jest ta pozycja.
O ile w pozostałych komiksach paragrafowych miałam ogromną chęć i motywację ponownie
przechodzić różne ścieżki wyborów i poznawać historię od kolejnej strony, tak
tutaj zabrakło iskry do powtórzenia rozgrywki. Ot, rozwikłaliśmy zagadki i nie było
po co już wracać, ani co sprawdzać. U nas zdecydowanie jednorazowa pozycja, co
nie umniejsza fajnej zabawie, jaką przeżyliśmy i psst, nie graliśmy znowu tak w
ekspresowym tempie. Nie wiem, czy powyższe odczucia mam przez to, że graliśmy
razem, ciężko teraz to ocenić.
Miałam problemy z
częścią zagadek, to nie są zadania do rozwiązywania w trymiga, przynajmniej dla
mnie i często nie podobała mi się ta świadomość (to nie jest minus), ale cóż poradzić, dobrze, że czytanie
wciąż było fajne. Bardzo miło zaskoczyły mnie rozwiązania zagadek na końcu książki.
Z nieba spadły, bo często przy poprzednich pozycjach myślałam, że rozwiązania po
prostu istnieć nie mogą. Byłabym zachwycona, gdyby do poprzednich komiksów
paragrafowych wyszła jakaś mała ulotka z zawartymi rozwiązaniami zagadek,
chętnie bym je sobie sprawdziła na stronie internetowej. Naprawdę, niektóre ciągle
obijają mi się gdzieś z tyłu głowy.
Tak wiec, polecam, czy
nie polecam? Przychylam się ku temu drugiemu stwierdzeniu, bo choć obecnie nie
mam ochoty więcej rozgrywać śledztw, to jednak nie będzie to pierwsza książka,
do której zwyczajnie nie wrócę. Najważniejsze są dla mnie miłe wspomnienia z
rywalizacji, jaką podjęłam ze swoim mężem, dobra zabawa i świetnie spędzony czas.
Podchodząc do tego w ten sposób, to było warto.
Ocena 7/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu FoxGames
Ula Wasilewska
0 komentarze:
Publikowanie komentarza