Zapewne każdy z Was spotkał się choć raz z określeniem „psychopata”.
Niewielu jednak wie, że istnieje również określenie „socjopata”, które czasem można
stosować zamiennie. Jeśli ciekawi Was ten temat, a jednocześnie lubicie czytać,
mam dla Was dobrą wiadomość: nie musicie biec w pocie czoła do biblioteki, by
badać te terminy w tomiszczach poradników psychologicznych. Wystarczy sięgnąć po
powieść Jen Waite „Z raju do piekła”, gdzie autorka wyjaśniła w przystępny
sposób mechanizm działania tej de facto wstrząsającej choroby.
Wpisuję w google: „Kim
jest socjopata?” i otwieram pierwszy link. Tętno mi przyspiesza. Okazuje się,
że socjopatami są nie tylko mordercy. Mogą być nimi wasi sąsiedzi, koledzy z
pracy, członkowie rodziny, a nawet wasza bratnia dusza.
Miało być tak pięknie. Z retrospekcji narratorki, czyli
samej Jen, dowiadujemy się, że Jen poznaje Marco w restauracji, w której
pracuje, umawiają się na randkę, przypadają sobie do gustu, po czym stają się
zakochaną w sobie parą. Mężczyzna wydaje się idealny, podbija również serca
przyszłych teściów, zaś Jen z łatwością zjednuje sobie syna Marco, Seba, a
także jego matkę, a byłą partnerkę Marco, Natalię. Potem jest ślub, narodziny
dziecka, i choć rodzicielstwo okazuje się nad wyraz trudne, wydaje się, że
wszystko układa się w jak najlepszym porządku, a Jen i Marco tworzą szczęśliwą,
wspaniałą rodzinę.
Tymczasem jedna chwila, jeden mail wywraca życie Jen do góry
nogami. Całkiem przypadkiem dowiaduje się, że jej mąż kontaktował się z agentem
nieruchomości w sprawie mieszkania, które zamierza wynająć ze swoją dziewczyną.
Jen oskarża męża o romans, jednak ten nie przyznaje się do winy i z miejsca
wyjaśnia nieporozumienie. Jen wierzy mężowi, jednak podświadomie czuje, że coś
jest nie tak. Jak się później okazuje, przeczucie Jen okazuje się słuszne. A
potem zaczyna się koszmar, którego nie życzyłabym nawet największemu wrogowi.
Po nitce do kłębka, okazuje się, że z zachowaniem Marco coś
jest nie w porządku. Próbując ratować męża, Jen zagłębia się w literaturę, poczynia obserwacje, po czym stawia diagnozę: jej mąż okazuje się socjopatą, a cała
miłość, jaką żywił do żony i córeczki, okazuje się iluzją.
Na początku wszystkich
relacji socjopata (…) gloryfikuje swoją ofiarę czy też cel, idealizuje go i stawia
na piedestale. Nie bez powodu właśnie tę osobę obrał sobie za obiekt
zainteresowania i ścigał z wielką determinacją, która najbardziej ze wszystkich
uczuć, do jakich jest zdolny, przypomina miłość.
Nie jest jednak
miłością, o nie… Jest obsesją, zauroczeniem, żądzą posiadania, a potem
zniszczenia.
Tak też staje się w przypadku Jen, która nie może pogodzić
się z okrutną prawdą na temat swojego męża. Jest to o tyle trudne, że Jen
dopiero co została matką. Która z Was była w tej sytuacji, doskonale może sobie
wyobrazić, jak trudne są to chwile: szalejące hormony, wahania nastrojów,
nieprzespane noce, długotrwałe kolki i karmienie. Dziecko wymaga nieustannej
opieki, a świeżo upieczona matka potrzebuje wsparcia męża, ojca swojego
dziecka. Jen tymczasem traci i jedno, i drugie. Nie ma już ani męża, ani nawet
ojca dla swego dziecka.
Powieść czyta się bardzo dobrze. Mimo niemal 300 stron
pochłonęłam ją w dwa wieczory z tej racji, że ciężko się od lektury oderwać.
Narracja prowadzona jest lekko, obfituje w retrospekcje i liczne dialogi, przy
czym nie sposób narzekać na nudę. Czytałam z zapałem, ciekawa faktu, co jeszcze wyjdzie na jaw i jakim zachowaniem zaskoczy mnie Marco ( a trzeba przyznać, że choć to nie komedia, nierzadko wybuchałam niepohamowanym śmiechem...):
Serce mam w gardle,
wyobrażając sobie, jakie będą jego pierwsze słowa po próbie samobójczej. Może,
tylko może, mając w szpitalu pięć dni na samotne rozmyślania…
Otwieram wiadomość.
„Przepraszam, ze cię
niepokoję, ale jak podzielimy w tym miesiącu rachunki”?
Postawa Jen zdecydowanie jest godna pochwały. Próbuje
ratować chorego męża, odzyskać dawne życie i ukochaną osobę. Trochę razi mnie
fakt, że tak bardzo skupia się na Marco, który zresztą wcale nie ma ochoty
niczego ratować, zamiast poświęcić całą uwagę na córce. Wiem, że nie byłoby to
łatwe, jednak podobno nie ma lepszego lekarstwa na zapomnienie niż praca –
choćby praca przy własnym dziecku, które przecież tak bardzo potrzebuje matki.
W tym przypadku nie należy jednak polemizować z postawą Jen, gdyż nie jest ona
jedynie postacią, ale rzeczywistą osobą, zaś „Z raju do piekła” to nie wymysł pisarki
z doświadczeniem o bujnej wyobraźni, ale zapis prawdziwych wydarzeń z życia
kobiety, której wali się świat. Może to dziwnie zabrzmi, ale bohaterka miała w swoim życiu pecha, że znalazła miłość swojego życia. Pewnie gdyby kochała nieco mniej, łatwiej byłoby jej pogodzić się ze stratą. Prawdopodobnie należałoby przeżyć podobną
historię, by móc tak naprawdę zrozumieć motywy postępowania Jen.
„Z raju do piekła” to wstrząsająca, a zarazem wciągająca
historia o małżeństwie i zdradzie, jednak nie takiej, którą można przegadać,
wybaczyć i pójść dalej. To powieść o tym, jak dojść do siebie, gdy okazuje się,
że całe nasze dotychczasowe życie było tylko ułudą, wymysłem. To opowieść o
walce z przysłowiowymi wiatrakami, w tym przypadku okazującymi się wyniszczającą
chorobą psychiczną, o której z relacji autorki możemy dowiedzieć się bardzo wiele, unikając niezrozumiałych, zawiłych terminów, a wreszcie to opowieść o tym, że czasem trzeba zamknąć za sobą drzwi i
pójść dalej. W pojedynkę.
Jeśli mimo to nie jesteście przekonani, czy ta lektura jest dla Was, pozwólcie, że przytoczę dwa argumenty, dla których warto przeczytać "Z raju do piekła". Po pierwsze, dzięki tej historii uświadomisz sobie, jak cudownie spokojne i szczęśliwe życie wiedziesz. Po drugie, w końcu je docenisz. Aha, zapomniałabym, jest i po trzecie: bo to po prostu dobra książka.
Ocena: 9/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwo Czarna Owca
Izabela Jurkiewicz
No i zachęciłaś mnie. Jak i cała recenzją to również ostatnimi argumentami. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;**
P.