Między prawdą a fikcją
Tak
jak życie jest drogą nieustannych poszukiwań, tak literatura wydaje się być labiryntem,
którym należy kroczyć, aby dotrzeć do celu, jakiego szukaliśmy… Tak się dzieje
zwłaszcza dziś, gdy pisanie książek stało się bardzo powszechne, a autorem może
stać się każdy, jeśli nawet nie przez
wydawnictwo, to chociażby dzięki „cudowi Internetu”. Nie chcę tu jednak snuć
rozważań nad pozytywnymi i negatywnymi skutkami procederu robienia z siebie
pisarza czy pisarki. Jeśli ktoś czuje potrzebę aktu twórczego i podzielenia się
swoim „płodem” z innymi, niech to sobie robi, nic mi do tego… I co z tego, że
czasami dzieło nosi znamiona bylejakości… Dla rodzica przecież nawet dziecko
szpetne jest najpiękniejsze na świecie, tak jak książka dla jej autora. Coraz
częściej odnoszę jednak wrażenie, że ilość panoszącej się w księgarniach i
Internecie literatury jest tak wielka, że wybór czegoś odpowiedniego czasami
graniczy z cudem. Zwłaszcza, gdy chcemy przekroczyć obszar, w którym do tej
pory się poruszaliśmy. Doświadczyłem tego, pewnie jak wielu, a może i każdy,
osobiście. Zaczytany w klasykach i trzymający się swoich ulubionych twórców,
reprezentujących przeróżne gatunki literackie, których wymieniał tu nie będę, zwłaszcza,
że dzisiejszy podział czasami wydaje mi się archaiczny i pozbawiony sensu, stanąłem
kiedyś przed wyborem, co dalej… Przecież wśród morza, ba… oceanu książek
zalewających księgarnie, wyłowić można równie cenne okazy, jakie już znamy. I tak, dochodząc już do
meritum mojego przydługiego wstępu, wynikającego z mojego wrodzonego i nieokiełznanego gadulstwa, trafiłem na wtedy
jeszcze mało znanego i nie tak popularnego jak dziś Łukasza Orbitowskiego i
jego „Inną duszę”.
„Inna dusza”, bo między innymi o niej, a nie o
samym autorze chcę tu pisać, stanowiła jedynie preludium do mojego odkrycia.
Okazało się bowiem, że można czytać o zbrodniach nie tylko w kryminałach, ale
także w literaturze faktu, która nie jest suchą relacją pozbawioną literackiej
fantazji. Poszperać w aktach sądowych, znaleźć zaskakujące, nie do końca rozwiązane
zbrodnie, porozmawiać z mordercami i rodzinami ofiar, zastanowić się nad
psychiką zabójców i drogą
domysłów, prawd, półprawd, a czasami i „nieprawd” napisać książkę – ni to kryminał, ni to
reportaż… A jeśli te zbrodnie znajdowały się jeszcze na pierwszych stronach
gazet i rozpalały wyobraźnię żądnych sprawiedliwości tłumów… Brzmi to wyśmienicie…
I rzeczywiście tak jest. Jako pierwszy odkrył to przede mną Łukasz Orbitowski
właśnie w „Innej duszy”. Zanim zaczął pisać swoją książkę, spędził wiele dni w
archiwum sądowym, gdzie przeglądał akta, poszukując opisu zbrodni, która wymyka
się jakiejkolwiek logice i pozostaje w sferze absurdu ludzkiego postępowania… Znalazł
taką w Bydgoszczy. Lata 90 - młody
chłopiec zaprzyjaźniony z dwójką innych dokonuje dwóch morderstw… Dlaczego…?
Łukasz Orbitowski nie odpowiada na to pytanie, bo czy można zrozumieć ludzką
psychikę i motywacje, jakie człowiekiem kierują w życiu… Pisarz, zanim nakreślił fabułę swojego
utworu, kilkakrotnie spotkał się z odsiadującym karę zbrodniarzem, rozmawiał z
jego przyjaciółmi i rodziną. Później, opierając się o fakty, połączył je i
stworzył rzecz wyjątkową… Dwie narracje, behawiorystyczny sposób opowiadania
oraz to ciągłe pytanie, które zadaje sobie pewnie każdy z nas, kim jest albo
kim może stać się człowiek… Książka Orbitowskiego nie jest jednak reportażem,
ale też nie jest zwykłą powieścią. Autor z jednej strony opiera się na prawdzie,
ale z drugiej snuje domysły, wprowadza zaskakującą narrację, rysuje ciekawych bohaterów,
dynamizuje fabułę i buduje napięcie, jakiego nie powstydziłby autor najlepszych
kryminałów lub thrillerów.




Nie polecam tych
książek ludziom o słabych nerwach, nie polecam też dla tych, którzy poszukują w literaturze tanich sensacji. Myślę,
że jednym z najważniejszych elementów
tych utworów jest próba pokazania nam, że zanim kogoś ocenimy, nawet jeśli jest
to czasami najgorszy zwyrodnialec, najpierw spróbujmy go zrozumieć, co oczywiście
nie powinno umniejszyć kary za popełnione czyny.
Ciekawa recenzja. Rzadko czytam takowe "od deski do deski" Ta jednak ujęła mnie elokwencją autora. Gratuluję. A książkę przeczytam bo bardzo mnie zainteresowała!
OdpowiedzUsuń