Z twórczością Stephena
Kinga mam zerowe doświadczenie. Co prawda coś mi przemyka w
podświadomości, że
być może kiedyś, dawno temu coś czytałam, jednakże może być to tylko moja bujna
wyobraźnia podsycona wieloletnią chęcią sięgnięcia po niejedną z powieści tego
pisarza. Upatrzyłam sobie więc najnowszą wydaną powieść pod tytułem „Uniesienie”
i postanowiłam ją koniecznie przeczytać.
![]() |
źródło |
Książka jest bardzo
cienka, na zaledwie 170 stronach, zadrukowanych dużą czcionką z pustymi
stronami, ilustracjami, wcięciami i zdobną ramką dają nam po prostu bardzo
długie opowiadanie. Częściowo jest to i wada i zaleta. Osobiście preferuję
dłuższą lekturę, gdyż tak mało stron nie nadaje się na podróże pociągiem, czy
autobusem, bo czyta się błyskawicznie. Może na niezbyt długą wizytę w kolejce
do lekarza, oczywiście na NFZ, będzie w sam raz. Zaletą jest w sumie nie
przeciąganie na siłę całego pomysłu, dostajemy tylko tyle, ile autor zapewne
chciał nam przekazać i nie silił się na sztuczne zwiększanie objętości. Dobry
papier i cała oprawa dają ulgę oczom, a kartki wertuje się migiem i jednego
wieczoru przeczytałam dwie książki miast planowanej jednej. Generalnie wydanie
oceniam bardzo pozytywnie.
Przechodząc do najważniejszego,
mianowicie treści, to pisząc całkiem szczerze, mnie nie porwało. Ot, takie
średnie opowiadanie, całkowicie poprawne, spójne, lekko tajemnicze, takie
całkiem w porządku. Niestety nic ponadto. Nie będę kłamać, że po przeczytaniu
tej powieści nie wracałam do niej myślami, bo jeden fragment całkiem mnie
zaintrygował. Zrównanie pojęcia czasu z wagą, jedno i drugie jest abstrakcyjne
w innej mierze, oba postanowiliśmy ująć w pewne opisowe karby i zechcieliśmy
nimi zarządzać. Potrzebujemy tego, jest to nam niezbędne, jednak co się stanie,
gdy jedno z nich, a w tym przypadku waga, nie będzie obrazować nam naszych
oczekiwań? Co jeśli masa pozostanie ta sama, jednak jej waga zacznie
bezustannie spadać w dół?
Przypadek, jaki dopada
naszego głównego bohatera jest delikatnie ujmując, niezwykły. Zaczyna on tracić
regularnie swoje do niedawna nadprogramowe kilogramy, mimo pochłanianych ogromnych
ilości jedzenia, zaś jego ciało nie zmienia swej objętości nawet na centymetr.
Najdziwniejsze jednak jest to, że żadne noszone przez niego przedmioty nie mają
wpływu na jego wagę, ani ubrania, ani hantle, krzesła, po prostu nic.
Serdecznie zaprzyjaźniony z nim emerytowany doktor jest bardzo zaniepokojony i
równocześnie świadomy, że to nie jest naturalne, normalne zjawisko, a przypadek
Scotta zapewne jedyny na skalę światową.
Czas płynie, Scott
czuje się z każdym dniem coraz lepiej, dowiadujemy się o nim więcej, a i jego
przypadłość zaczyna odkrywać przed nami całkiem intrygujące oblicze. W całej
historii jednak chodzi o coś zgoła więcej, do konserwatywnego miasteczka Castle
Rock wprowadziło się pewne urocze małżeństwo, które jednak ma ogromnie pod górkę
przez swą orientację. Czy utarczka o psie kupy może przerodzić się w sympatię
między najbliższymi sąsiadami? Cóż, los pisze niejedną zwariowaną historię,
która to w „Uniesieniu” nabrała rozmachu. Nic więcej już Wam nie zdradzę.
Nie żałuję, że
przeczytałam tę powieść, żałuję jednak, że zabrakło w niej poczucia grozy, jakiegoś
większego lęku, bo przeczytałam wszystko z ciekawością, lecz bez jakiegokolwiek
stresu. Liczyłam na jakieś psychologiczne gierki, wyzwanie dla umysłu, dostałam
zaś zwyczajną, jak dla mnie historię o niezwykłym przypadku i wyścigiem z
czasem by postąpić właściwie.
Ocena 6/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Albatros
Ula Wasilewska
Wstyd się przyznać, ale nigdy nie czytałam nic Kinga. Jakoś nigdy wcześniej nie interesował mnie ten gatunek, ale kto wie, może w końcu się przełamię, bo to marka sama w sobie. Ale może niekoniecznie jeśli chodzi o tę powieść. :)
OdpowiedzUsuń~Pola z www.czytamy-to.blogspot.com