Z Niną Majewską – Brown miałam
okazję zetknąć się przy lekturze jej poprzedniej książki, „Mąż na niby”, którą
zresztą wspominam pełna emocji. Wiedziona subiektywną oceną poprzedniego dzieła
zdecydowałam się na lekturę kolejnego – „Anka i piekło szczęścia”. Chociaż
pozycja ta jest trzecią częścią serii o Ance, nieznajomość poprzednich nie
stanowiła w tym przypadku problemu.
Spodziewałam się młodej
dziewczyny, nie widzieć czemu samotnie mieszkającej singielki, tymczasem Anka
okazała się kobietą w kwiecie wieku, matką i przyszłą babcią, której daleko do wyglądu modelki. Oczywiście w niczym to nie umniejsza Ance, ale pojawia
się pytanie: czy naprawdę tak trudno stworzyć okładkę adekwatną do tego, co
znajdziemy w książce? Młoda, w dodatku uśmiechnięta i widać zadowolona z życia
dziewczyna nijak się ma do rzeczywistości przedstawionej w książce. Nikt nie
wymaga, by dawać na okładkę nieszczęśliwą, puszystą kobietę, ale jednak pewne
aspekty warto byłoby wziąć pod uwagę, tym bardziej że jedno spojrzenie na
okładkę przywodzi na myśl pozytywną, pełną humoru historię miłosną. Ot, taka
zmyłka…
O Ance wiedziałam tyle, że
zdradziła męża, a jej ukochany okazał się stalkerem zdolnym do wszystkiego,
byle tylko osiągnąć swój cel, który chyba nawet dla niego samego nie był zbyt
jasny. Na szczęście autorka zadbała o to, by ci, którzy dopiero teraz
postanowili dołączyć do grona jej Czytelników, poznali historię Anki. Tak więc
już na pierwszych stronach bohaterka-narratorka wyłuszcza Czytelnikom, jak się sprawy
mają i w jakie bagienko wdepnęła, wdając się w romans z poznanym w Internecie
Arturem.
Miało być tak pięknie! Zatracona
w codzienności, niedoceniana przez męża Anka poznaje mężczyznę, który zaczyna
dostrzegać w niej kobietę; który jest cały dla niej; który interesuje się nią
samą. Fakt, Artur interesował się Anką, szczególnie jej kontem bankowym i
trzema kredytami, które zaciągnęła, by pomóc mu w interesach (serio kobiety
mogą być AŻ TAK naiwne?...). Gdy jednak bohaterka zdała sobie sprawę, że
najlepiej jej w rodzinnym gniazdku, a romans był pomyłką, Artur pokazuje
prawdziwe oblicze.
- Wypierdalaj! Wypierdalaj z
mojego samochodu, portfela i życia! Rozumiesz? Wypierdalaj! I nie próbuj się do
mnie więcej zbliżać!
Zaskoczony moim wybuchem Artur
początkowo sztywnieje, a po chwili wybucha głośnym, wkurwiającym śmiechem.
- Jak chcesz złotko, ale będziesz
tego żałować!
(…)
Muszę zapamiętać dzisiejszą datę.
To najgorszy dzień mojego życia.
A jakie właściwie jest oblicze
Artura? Autorka stworzyła mężczyznę-bombę, tak dalekiego od stereotypów kochanka.
Facet nie ma pieniędzy, pomysłu na życie, za to ma dredy i zero gustu jeśli
chodzi o wygląd zewnętrzny. Ale przecież nie będziemy dywagować nad ubiorem,
kiedy cała uwaga skupia się na tym, co Artur ma w głowie. Tam to dopiero się
dzieje!
Wiecie zapewne, kim jest stalker.
Stalkerzy nękają swoje ofiary, śledzą, wypisują do nich tysiące wiadomości
dziennie, obserwują każdy ich krok. Artur w prześladowaniu mógłby zyskać miano
mistrza, bowiem posuwa się nawet do tego, że zaczyna niebezpiecznie zbliżać się
do rodziny swojej ofiary… Ciężko powiedzieć, w imię czego działa: niby chce być
z Anką i do znudzenia jej to powtarza, by za chwilę wyciągnąć rękę po pieniądze.
Ale na tym właśnie polega ta choroba – nigdy nie wiadomo, co nas czeka ze
strony stalkera i jak daleko się posunie.
Bohaterka od początku niemal do
samego końca bije się z myślami, w jaki sposób wyznać mężowi prawdę o
tarapatach, w jakie wpadła. Mimo zdrady, jakiej się dopuściła, sympatyzuję z
nią, bo wiem, że żałuje zdrady. Nagle, w obliczu straty rodziny, domu i swojego
miejsca na ziemi, człowiek zaczyna doceniać to, co posiadał. Brzmi jak banał,
wiem, ale ileż w tym prawdy! Z niecierpliwością czekałam na moment, w którym
Anka zdecyduje się wyznać prawdę i ponieść konsekwencje swojego czynu. Jedno
Wam zdradzę – długo mi przyszło czekać, a gdy już stało się, z wypiekami na
twarzy oczekiwałam wyjaśnienia całej sprawy. I tu, muszę przyznać, nieco się
zawiodłam, bowiem do końca zostały cztery, trzy, potem dwie strony, tymczasem
pozostawało jeszcze tak wiele niewyjaśnionych spraw. Wyjaśniły się, owszem,
choć poczułam pewien niedosyt. Odniosłam wrażenie, że autorce kończą się
strony, więc musi spieszyć z zakończeniem. Ale potem do mnie dotarło, że nie o
szczęśliwe zakończenie w tej historii chodzi, lecz o samo wyznanie prawdy,
zrzucenie ciążącego na duszy ciężaru.
„Anka i piekło szczęścia” to
kolejna udana książka w dorobku autorki. Majewska-Brown udowodniła starą jak świat prawdę: że łatwo
jest kłamać, a trudniej wyznać prawdę.
Ocena: 8/10
Izabela Jurkiewicz
Właśnie dzisiaj dotarła do mnie książka :) Ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuń