Benedict Rutherford
zmęczony pracą najemnika na zlecenie, zakłada własną agencję detektywistyczną w
Londynie, która ma mu zapewnić godziwe życie. Zanim jeszcze jednak na dobre
rozkręcił interes, otrzymuje zlecenie od człowieka, któremu się nie
odmawia. Stoją też za tym niemałe pieniądze. Na domiar tego zadanie
wydaje się dziecinnie proste. To jednak tylko pozory. Ben wplątuje się w
międzynarodową aferę, pełną intryg i niebezpieczeństw. Z czasem do
akcji przyłączają się kolejne osoby, w tym także kobiety - wyniosłe i
bezwzględne. Komu zatem można zaufać, a kto jest wrogiem? To odwieczne
pytania w świecie gdzie walka o władzę nie zna granic.
Kluczem do
całej afery są tajemnicze mumie, odkryte przez archeologów na Pustyni
Nazca w Peru. Istoty, które w żadnym stopniu nie przypominają ludzi ani
znanych dotąd naukowcom zwierząt. Do tego różnica wieku znalezisk może
sięgać kilku tysięcy lat. Kim zatem są? Badania nad mumiami zostają tymczasem powierzone
profesorowi w Polsce. Do badań tych dołączają się także inni naukowcy ze
świata. Nie dane jest im jednak wyjaśnić zagadki. Mumie znikają.
Jest
jeszcze tajemniczy notes, a w nim informacje, za które można zabić: zaawansowane implanty mózgowe, chipy tłumaczące sygnały z mózgu na
system zdolny do odczytania przez człowieka a być może nawet sposób na
przenoszenie świadomości. A za wszystkim stoi tytułowy, tajemniczy
Protektor. Kim jest?
„Ale odpowiem panu. W moim przypadku występuje tylko jeden synonim słowa Protektor – Wszechwładca”.
Niestety,
mimo bacznej czujności, z jaką przeczytałam książkę, nie jest ona
spełnieniem moich oczekiwań. Nie do końca nadążałam też za tokiem myślenia
autorki. Trudno było mi skupić uwagę na poszczególnych wydarzeniach,
które wymykały się powszechnym standardom i były w moim odczuciu mało konsekwentne.
Niełatwo więc było czerpać przyjemność z czytania, jakiej tez i oczekiwałam od lektury. Zdarzało mi się nawet wracać do przeczytanych wcześniej zdań,
fragmentów, a i tak gubiłam wątki. Czułam fale chaotyczności w treści.
Niewątpliwie przyczyną mogły być zbyt częste przeskoki w akcji,
zwłaszcza że ta miała swoje miejsce w wielu krajach, a rozdziały liczyły
sobie niejednokrotnie po półtora, dwie strony. Efektem tego jest ponad
sto rozdziałów na przestrzeni 419 stron powieści. Bywało, że musiałam domyślać się, gdzie tym razem autorka umiejscowiła akcję powieści i z którym z
bohaterów mam okazję obcować. Miałam tym samym wrażenie wielu niedopowiedzeń i
braków. Nie czułam żadnego polotu, precyzji, lekkości ani
ciągłości.
Wracając do nietypowej formy utworu w postaci bardzo
krótkich rozdziałów, co tak naprawdę było do przełknięcia, miałam też
nieodparte wrażenie, że każdy z nich jest jak migawka filmowego kadru,
który z czasem męczył zbyt intensywną zmianą barw. Długo też czekałam na
spięcie wszystkich wątków, połączenie ze sobą bohaterów i nadaniu
fabule jednolitości – bo taka też i nastąpiła. Szkoda jednak, że tak
późno.
Moją uwagę przykuła zatem nie forma a pomysł na powieść,
który uważam za naprawdę oryginalny, ciekawy i pełen zwrotów akcji. I to
on trzymał mnie do końca tej historii. Dzięki tylko niemu nie
zrezygnowałam z dalszego czytania. Ciekawość była silniejsza od niesmaku
wywołanego przekazem. Owszem, z czasem przywykłam tez i do stylu autorki, a
czytanie stało się nieco znośniejsze. Poznanie bohaterów i połączenie
poszczególnych wątków, zapewne też miało w tym swoją rolę. Były nawet
momenty, kiedy powieść nabierała swoistego posmaku i dostarczała dozy
zadowolenie.
À propos poznania bohaterów. To „poznanie” to duże
nadużycie w stosunku do postaci z „Protektora”. Niewiele o nich tak
naprawdę się dowiadujemy. Nie dane jest nam z żadnym z nich się zaprzyjaźnić. Są jakby
niedostępni, odlegli i powierzchowni. Przez myśl mi nawet
przeszło, że są mało profesjonalni. Daleko im bowiem było do bohaterów czy
zawodowców rodem z filmu „Transporter” czy „Ronin”.

Niemniej książkę mogę polecić osobom skłonnym zatopić się w czystej akcji, bo tego jednego tu nie brak. Niezależnie jednak od mojej opinii pamiętajcie, że między białym i czarnym jest jeszcze wiele odcieni szarości.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res
Ocena 5/10
Edyta Sztylc
Po opisie zapowiada się ciekawie. Szkoda,że do końca nie spełniła Twoich oczekiwać.
OdpowiedzUsuńCzyli tak w wolnym czasie można sięgnąć, al widzę że nie jest to książka którą koniecznie chciałabym przeczytać.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w 2019 roku