Patrząc na okładkę powieści „W jak morderstwo” można odnieść wrażenie, że
czeka nas mroczny kryminał pełen napięcia, zaś sam tytuł sugeruje, że krew
poleje się wartkim strumieniem. Morderstwo przez wielkie M. No właśnie, a więc
dlaczego w tytule zamiast „M” – wielkie „W”? I czy faktycznie będzie tak
mrocznie, jak się wydaje?
Każdy ma w życiu takie chwile,
które chciałby cofnąć. (…) Żałuję momentów zamyślenia, które pieczołowicie
przygotowywane dania zamieniły w zwęgloną breję. Ale tamtej majowej, sobotniej
nocy, kiedy w parku miejskim w Podkowie Leśnej znalazłam zwłoki, pod żadnym
pozorem cofnąć bym nie chciała.
A gdzież tam! Morderstwo jest, to
niewątpliwie. I niewątpliwie jest to wstrząsająca sprawa, tylko jak tu się bać,
gdy do głosu dochodzi tak postrzelona bohaterka, jaką jest Magda? Pewnego wieczoru
ta typowa kura domowa znajduje kobiece zwłoki. Co najdziwniejsze, ofiara miała
na szyi wisiorek, który należał do jej zaginionej przed laty przyjaciółki,
Weroniki, co staje się dla Magdy bodźcem do przeprowadzenia własnego śledztwa,
wyjaśniającego: co łączyło zamordowaną kobietę z jej przyjaciółką? Magda, choć
amatorka w tej kwestii, pędzi nieustraszenie ku rozwikłaniu zagadki, co i rusz
wpadając na bardzo ważne tropy. Jakby tego było mało, w życiu prywatnym również
musi zmierzyć się z kilkoma zagadkami, z których najważniejsza to ta, dla kogo
mąż kupił perfumy warte 375 złotych?!
Wparowałam do pokoju Kuby i
kazałam mu się zabierać od biurka.
- Robię lekcje! – jęknął.
- Zjeżdżaj!
- Co z ciebie za matka! Za nic
masz moją edukację! – sarkał, przenosząc się z książkami na łóżko.
Usiadłam do komputera. Tym razem
jednak nie po to, żeby sprawdzić Facebooka, tylko elektroniczną stronę naszego
banku.
Uwielbiam Magdę! Już od
pierwszych stron poczułam, że się zaprzyjaźnimy. I nie chodzi tu bynajmniej o
empatię, bo ja nie mam ani tak gburowatego męża, ani dzieci w wieku szkolnym,
które chętnie zadźgałyby się nawzajem szpikulcem do lodu, o wiedzy z zakresu
weterynarii już nawet nie wspomnę. Po prostu od początku urzekł mnie jej
gawędziarski styl, pełen humoru, ironii, dzięki czemu nawet tak poważna sprawa
jak morderstwo wydała się umiarkowanie przerażająca. Może gdyby pojawiły się
liczne opisy zmasakrowanego ciała, byłoby nieco bardziej mrocznie, ale tak? Mamy
kryminał w stylu „kobiecym”, jak to mawiam, czyli zbrodnia, przekomiczna
bohaterka, oraz coś więcej niż dochodzenie. Cała historia kryminalna bowiem
jest co i rusz „przerywana” zabawnymi wydarzeniami z życia codziennego Magdy,
które wnoszą powiew świeżości i są miłą odskocznią od śledztwa. W końcu Magda
nie jest policjantką, która żyje tylko nadzieją na złapanie przestępcy, lecz
matką, żoną, panią domu. A że w międzyczasie próbuje dowiedzieć się, co się
stało z jej najlepszą przyjaciółką siedemnaście lat temu, kiedy ta wyszła z
domu i nigdy z niego nie wróciła, to już inna para kaloszy...
Podoba mi się sposób, w jaki
autorka „pomagała” Magdzie. Nie uczyniła z niej superbohaterki, urodzonej
pogromczyni morderców, lecz normalną kobietę działającą metodą prób i błędów. Brawo
za pomysł, ale i za zachowanie zdrowego rozsądku! Śmiało można zaryzykować
stwierdzenie, że śledztwo Magdy idzie do przodu dzięki informacjom, jakich
udziela jej zaprzyjaźniony policjant, Sikora. Pewnie gdyby nie te informacje,
jakie często w sposób namolny udaje jej się wyłudzić od dobrego przyjaciela, pewnie
nie dotarłaby tak daleko.
Ja, przyznaję, nie dotarłabym.
Nie udało mi się odtworzyć wydarzeń ani sprzed siedemnastu lat, ani tych
związanych z morderstwem, chociaż tak prawdę powiedziawszy, jakoś
nieszczególnie się nad tym zastanawiałam. Jak Magda w śledztwie, tak ja parłam
do przodu z czytaniem, bo nie sposób było oderwać się od tej opowiedzianej w
tak wyjątkowo ciekawy i przystępny sposób historii. I tylko w jednym nieco się
zawiodłam: ostatnie rozdziały przypominały mi tak oklepane kryminały, w których
zbrodniarz na chwilę przed zabiciem bohatera ucina sobie z nim pięciominutową
pogawendkę, by wyjaśnić cierpliwie motywy swojego postępowania. Macham jednak
na to ręką i wybaczam, bowiem trzeba było jakoś tę historię wyjaśnić – a jak
inaczej, skoro narratorka nie jest wszechwiedząca?
„W jak morderstwo” to lektura dla
tych, którzy nie przepadają za mrocznymi thrillerami, a mimo to chcieliby
poczuć dreszczyk strachu i niepewności. A jeśli są tu kobiety, którym wydaje
się, że nie są w stanie zmienić swojego życia, niech szybko chwytają za książkę
Katarzyny Gacek i przekonają się, że nie ma rzeczy niemożliwych!
Ocena: 8/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Oficynka
Izabela Jurkiewicz
0 komentarze:
Publikowanie komentarza