Linsday i Frank to zupełnie obcy sobie ludzie, którzy są
dosyć bliskimi znajomymi pana
młodego. Oboje z różnych powodów zgadzają się przyjąć
zaproszenie na ślub i spotykają się przypadkiem na lotnisku. Z miejsca nie
przypadli sobie do gustu, lecz los bywa przewrotny i sprawił, że para była
zmuszona wciąż przebywać obok siebie, nieważne co zrobią i to przez cały
tydzień. Chcąc nie chcąc zaczęli się bliżej poznawać i odkrywać w sobie łączącą
ich niechęć do tych samych osób i nawet ślubów, a w szczególności tak
pompatycznych i wydumanych.
![]() |
źródło |
Oczekiwałam lekkiej, romantycznej historii z odrobiną humoru
i być może z jakąś ciekawą puentą, chociaż też nie wymagałam zbyt wiele. Miałam
po prostu cichą nadzieję, że będzie przyjemnie, nawet czasem łzawo albo i
sielsko. Otrzymałam jednakże dość nietypową mieszankę niewybrednego humoru, znudzenia
życiem i problemów emocjonalnych. Bohaterowie nie potrafią poradzić sobie z
przeszłością, ona ich definiuje, jak właściwie każdego, aczkolwiek u nich
wiedzie prym, a oni podążają przez wytyczone przez nią ścieżki. Są ludźmi
zawiedzionymi, sarkastycznymi, częściowo zgorzkniałymi, którzy nie oczekują po
świecie i ludziach zbyt wiele. Nie angażują się i mają swoje dziwne nawyki.
Scena seksu była tak żenująca, że aż dobra. Nie pociągająca i pikantna, ależ
skąd! Tylko mocno żenująca, bez pasji, piękna, czegokolwiek dobrego, ale można
było się zaśmiać z tekstów kochanków. Mówiąc szczerze, to nie było coś, co
chciałam zobaczyć i zdawało się nie mieć końca.
Gra aktorska Winony Ryder na początku filmu i w kilku jeszcze
momentach była przerażająco drażniąca. Jej mimika i generalnie to, co wyprawiała
swoja twarzą było na poziomie zerowym, a nawet sięgało dna. Wyglądała jakby
chciała się całą sobą nam obrzydzić, później trochę uspokoiła swą grę i tylko
momentami wracała do tych zaskakujących zabiegów aktorskich. Keanu Reeves nie
powalił mnie na kolana, właściwie to nie jest bohater, którego można pożądać,
ani skategoryzować jako mężczyznę wartego bliższego poznania. Uciekałabym przed
nim gdzie pieprz rośnie, lecz myślę, że dobrze odegrał swój przydział, jego
wieczna maska tu idealnie pasowała.
Dialogi w tym filmie mocno wybijają się ponad wszystko inne,
sceny są skromne, stanowią tło do rozmów bohaterów. W większości są całkiem
dobre, zaskakujące, nie powiem, podkreślające dobitnie ich spaczony pogląd na
świat uczuć i rzeczywistość, zarazem jednak odzierające ze słodko-pierdzących
słówek mających przykryć prawdę. Lindsay i Frank odkrywają przed sobą same wady
i nie szczędzą sobie wzajem własnej prawdy, co zadziwiające w wielu kwestiach
odnajdują wspólny język. Choć negatywnie do siebie nastawieni, to spędzając
jednak cały czas razem, co prowadzi ich do zacieśnienia więzi, niekoniecznie na
normalnej stopie. Naturalnie całość nie jest taka prosta, para nieznajomych nie
zakochuje się w sobie płomiennie i nie bierze szalonego ślubu. Jak potoczą się
ich losy, to już musicie sami obejrzeć.
Humor w filmie momentami mnie żenował, a czasem zaskakująco śmieszył,
problemy i przeciwności, jakie spotykały bohaterów po przybyciu na ślub były
całkiem zabawne. Czas na oglądaniu minął nam szybko, choć nie mieliśmy
poczucia, że obejrzeliśmy coś świetnego. Niektóre dialogi były wydumane, ale
mogły nam się nie spodobać po prostu przez narzucane przez nich wizje, nie
trzeba się z nimi w sumie zgadzać. Nie jest to typowa komedia romantyczna,
zdecydowanie nie nadaje się na randkę, ani dla młodszego widza. Polecam tylko,
jeśli chcecie obejrzeć coś innego, trochę dziwnego, niekoniecznie atrakcyjnego,
a już na pewno nie wybitnego.
Ocena 5/10
Za możliwość obejrzenia dziękuję Monolith Films
Ula Wasilewska
0 komentarze:
Publikowanie komentarza