To, co zaskakuje przy pierwszym spotkaniu
z książką „Bezcenny dar”, to z pewnością… jej objętość. Współcześnie powieści
rzadko zamykają się w dwustu stronicach, tymczasem książka, o której mowa liczy
nie mniej, nie więcej, jak właśnie dwieście stron, pisanych w dodatku pokaźnych
rozmiarów czcionką, co pozwala snuć domysły: to nie może być zwyczajna powieść! Bo nie jest, z pewnością.
Powiedzieć, że jest to lektura na raz nie
będzie przesadą, lecz
płynące z niej morały z pewnością zagoszczą w sercu na dłużej, a jeśli nie, to
przynajmniej wniosą trochę dobra w nasze życie i pozwolą na chwilę zadumy.
Okładka książki Jima Stovalla z pewnością
nie odzwierciedla tego, co nas czeka, jednak z pewnością zachęca. Jeśli to nas
nie przekonuje, niechże zachęci i zaintryguje informacja o milionach
sprzedanych egzemplarzy, oraz jakże znaczące słowa:
Jedyny sposób na to, aby naprawdę czerpać
z życia pełnymi garściami, to ofiarować część samego siebie innym.
Tego właśnie próbuje nauczyć swojego
stryjecznego wnuka zmarły Red Stevens, zostawiając mu w spadku „najcenniejszy
dar”, jak o nim mówi. Za pośrednictwem swojego przyjaciela i prawnika, Theodora
Hamiltona, mężczyzna zostawia chłopcu szereg wskazówek oraz zadań do wykonania
na najbliższe dwanaście miesięcy. Gdy wykona wszystkie zadania, otrzyma
obiecany spadek – bezcenny dar, jak tajemniczo się o nim wyraża.
Nie trzeba być Einsteinem, by w trakcie
lektury domyśleć się, o jaki dar może staruszkowi chodzić. Zadania mają służyć
przemyśleniu i przewartościowaniu próżnego do tej pory życia bohatera, z którym
zresztą może utożsamiać się każdy z nas, więc raczej nie ma się co spodziewać,
że na końcu tej drogi czeka nowe ferrari czy miliony na koncie. Choć nie
pomyliłam się w łatwym do przewidzenia osądzie, byłam ciekawa jednego:
przemiany, jaka dokonuje się w dwudziestoczteroletnim zaledwie bohaterze.
Przemiana owszem, jest imponująca, lecz nieco baśniowa: oto mamy przed sobą
aroganckiego, egoistycznego małolata, który nie potrafi obdarzyć szacunkiem
nawet własnego dziadka, a tu nagle – pod wpływem mądrości starca – odnajduje
szczęście w ciężkiej pracy i niesieniu pomocy innym. Mało wiarygodne, owszem,
lecz biorąc pod uwagę, co autor próbował przekazać, historia ta staje się mało istotnym tłem dla zawartych w treści mądrości; sposobem na przedstawienie zasad, dzięki którym odnajdziemy swój „bezcenny
dar”, dlatego na próżno szukać tu opisów, rozwoju akcji, licznych dialogów. Ma
być krótko, zwięźle, i dążyć do morału - i w istocie tak jest.
Wiemy, jak nieprawdopodobnie to brzmi,
lecz zanim wydamy negatywne opinie, zastanówmy się, jaki autor miał w tym cel. „Bezcenny
dar” nie jest zwykłą powieścią z wielowątkową fabułą, niezliczoną ilością
bohaterów i wartkimi zwrotami akcji. Stovall poprzez wymyśloną historię
próbował przekazać prawdy, które towarzyszą w życiu jemu samemu. Niewielu
zapewne wie, że jest jednym z najsłynniejszych mówców na świecie, niewidomym współzałożycielem i prezesem amerykańskiej sieci telewizji narracyjnej, tak więc
książka ta była sposobem na wyrażenie własnych prawd, na ukazanie ludziom, co
jest w życiu ważne. Autor często posługuje się zwrotem „podróż” w odniesieniu
do ludzkiego życia i tak też rozumiem jego książkę: jako podróż nie tyle do
lepszego życia, co do odnalezienia w nim sensu i własnego miejsca.
Zdarzały się momenty, w których
przewracałam oczyma podczas lektury – niektóre „porady” wydawały mi się tak
oczywiste, że nie wnosiły do mojego życia niczego nowego, lecz zdarzały się
również momenty, w których przeżywałam swoistego rodzaju „objawienie”.
Zadziwiające, z jak wielu oczywistych rzeczy nie zdajemy sobie sprawy!
Doszedłem do wniosku, że maksymalnie
wykorzystując każdy dzień, odkryję istotę życia, ponieważ życie to nic innego
jak właśnie seria pojedynczych dni. Jeśli nauczymy się korzystać w pełni z
każdego dnia, nasze życie będzie bogate i znaczące.
Tak więc, moi drodzy, koniec z maksymą: co
masz zrobić dziś, zrób jutro…
Historia zawarta w „Bezcennym darze” ma
stanowić inspirację dla wszystkich ludzi, bez wyjątku.
Zdrowy rozsądek podpowiada, że im mniej
dajesz, tym więcej masz. Jednak jest zupełnie odwrotnie: im więcej dajesz, tym
więcej masz. Z obfitości bierze się okazja do ofiarowania czegoś innym, a sam
akt ofiarowania rodzi jeszcze większą obfitość.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu ten rodzaj narracji się spodoba, jednak nie widzę powodu, dla którego miałabym nie
namawiać do lektury tej książki. W końcu wszyscy żyjemy na tym ziemskim padole
i powinniśmy starać się przeżyć życie w godny sposób. „Bezcenny dar” nawet
jeśli nam w tym nie pomoże, to z pewnością otworzy oczy na to, co ważne i choć
na chwilę pozwoli „zadumać się” nad tym, co nazywamy dobrym życiem.
Ocena:
8/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Replika
Izabela Jurkiewicz
Czytałam i również gorąco dołączam się do polecenia. 😊
OdpowiedzUsuńDzięki za tak ciekawą recenzję, która pomaga w wyborze zakupu książki.
OdpowiedzUsuń