„Co w trawie piszczy” to bajka, na którą – o dziwo – bardzo nalegał
mój syn w zeszłym
roku, jak tylko pojawiły się w telewizji spoty reklamowe o
jej wejściu do kin. Mnie zapowiedzi nie urzekły do tego stopnia, aby chciało mi
się organizować wypad do kina, wiec przyobiecałam swemu dosyć dużemu synowi
(9lat), że jak wyjdzie na DVD, to razem obejrzymy. Obietnica to rzecz święta, a
dziecko nie w ciemię bite i sukcesywnie przypominało mi o bajce, także cieszę
się, że już ją posiadam i mogłam obejrzeć.
![]() |
źródło |
Bajka jest pięknie animowana, kwiecista i niemal pachnąca
łąką oraz miodem. Bije z niej wiele pozytywnych uczuć oraz właściwych zachowań,
godnych naśladowania. Ujęły mnie charakterystyczne osobowości każdej
wykreowanej postaci, ich historie, mimika, sposób wyrażania, generalnie cała
ekspresyjność.
Nie bez znaczenia jest dla mnie fakt, że bajka powstała
niejako na podstawie książeczek dla dzieci z tymi samymi bohaterami, czy może
niektórymi z nich. Swego czasu słyszałam właśnie o tych książeczkach same
pozytywne opinie, więc nie ukrywam, że bardzo jestem zaintrygowana i chciałabym
sama się przekonać.
Humor w bajce jest prosty, acz na szczęście nie prostacki,
bawi najmłodszych i trochę starszych też. Osobiście nie wciągnęłam się jakoś
wybitnie – być może nie miałam dostatecznego humoru – ale moje dziecko oceniło
ją pozytywnie. Marcel oglądał z nie małym zainteresowaniem, uważnie śledził
bieg historii i bez wątpienia dobrze się bawił – śmiał momentami w głos i
przejmował się trudną sytuacją dobrych mieszkańców. Jak wspomniałam, nie jest
to jednak produkcja dla starszego widza, mam oczywiście na myśli tak zwane „drugie
dno”, nie znajdziemy tutaj mrugnięć okiem do starszych pokoleń, chyba, że w
kwestii stricte sentymentalnej – ale i to bardzo delikatnie. Nie jest to bajka
na poziomie wielkich studiów animacyjnych, jednakże o klasę lepiej prezentuje się
na tle wielu dziwacznych w mym odczuciu produkcji imitujących popularne, nawet
kultowe już animacje.
Historia ładnie wyłuszcza pewne stereotypy i delikatnie je
obala, chociażby bezpodstawne uprzedzenia wobec obcych. Nie zawsze niebezpieczeństwo
nadchodzi od zewnątrz i o ile nasz bohater pasikonik Tony, wbrew swym usilnym
staraniom wypada coraz gorzej w oczach owadów, o tyle nie jest ich prawdziwym
wrogiem. Bajka w prosty sposób uwydatnia, że warto się starać, nie poddawać,
zmienić siebie, czy też nabrać odwagi do zmian i walki – tego chce Tony i
ostatecznie udaje mu się oczyścić swe imię i walczyć po prawidłowej stronie.
Niewątpliwie mocno napędza go uczucie do poznanej tu pięknej Margerytki, a
dokładniej… królowej ula.
Spodobało mi się bardzo w jaki sposób została wykreowana
negatywna postać, jaką jest osa Vespula. Plastikowa, sztuczna, o niebotycznych
nogach w szpilach, obcisłym wdzianku i ustach niczym po botoksie – poważnie!
Jej antagonistką jest oczywiście piękna, krągła, pełna ciepła i uroku królowa pszczół
Margerytka. Bajeczne zestawienie, w mym odczuciu niezwykle ważne i pozytywne.
Załączona do tego wydania książeczka nie wnosi zbyt wiele,
mamy pokrótce przedstawione wszystkie znaczące postacie z bajki oraz twórców pracujących
nad tą produkcją. Czyta się szybko i równie szybko wszystko ulatuje, bo nic
specjalnego tam nie wyczytałam.
Co mi najbardziej zapadło w pamięć po obejrzeniu bajki?
Zdecydowanie muzyka. Piosenki są bardzo wpadające w ucho i na długo błąkają się
po obrzeżach świadomości, wręcz prosząc się o poszukanie i puszczenie jeszcze z
kilka razy. Nie narzekam.
Ocena 6/10
Za możliwość obejrzenia dziękuję Monolith Films
Ula Wasilewska
0 komentarze:
Publikowanie komentarza