Kolejny debiut na polskim rynku wydawniczym, po który naprawdę warto
sięgnąć. Debiuty mają zresztą to do siebie, że są niczym czysta karta. Nieokreślonym ciągiem oczekiwać bez porównań, dlatego tak też i
je lubię.
Z przyjemnością więc sięgnęłam po książkę Caroline Mitchell w
tłumaczeniu Ewy Wojtczak i nie zawiodłam się. Mimo dosłownie kilku
małych uwag, jakie nasunęły mi się w trakcie lektury. Książkę uznaje za
godna polecenia czytelnikom żądnych wrażeń i niepewności, którą niesie
ze sobą treść.
Nie zawsze też zgadzam się z blurbem
na okładkach książek, lecz tym razem w pełni się pod nim podpisuję, bo
to naprawdę: „emocjonujący thriller psychologiczny o mrocznych
rodzinnych sekretach, o których lepiej byłoby zapomnieć”.

I choć akcja powieści dzieje się współcześnie to ma ona swoje
źródło w dalekiej przeszłości, kiedy to Emma była jeszcze uczennicą a
Luke jej nauczycielem. To tam, wśród szkolnych korytarzy rozegrały się
pierwsze dramatyczne sceny z ich udziałem.
„Na razie jednak skupiłem się na Emmie, ponieważ jeszcze z nią nie skończyłem. […] Ale chętnie podrażnię się jutro z dziewczyną, moją marionetką na sznurku”.

Nieskomplikowane
i klarowne są też wątki utworu. Przejrzystość akcji i zaledwie trzech
bohaterów, którzy opowiadają o tych samych wydarzeniach z własnej
perspektywy – uwidaczniając swoje emocje, lęki i cele. Książka jest
bowiem napisana w narracji pierwszoosobowej, prowadzonej właśnie przez
te postacie. Autorka wprowadziła dodatkowo do utworu retrospekcję,
która nadaje jej ogromnej przejrzystości i pozwala krok po kroku dopasowywać do siebie elementy układanki, tworząc wyśmienity thriller.
To właśnie
taka a nie inna forma powieści nadaje jej dodatkowej tajemniczości, przedstawiając fakty
na pograniczu prawdy i kłamstwa. To jednocześnie sprawiło że wszystkie rozbieżności w „zeznaniach”
bohaterów wywoływały we mnie poczucie napięcia i niepewności, a tym
samym szaleńczą ciekawość. Nie było łatwo uznać jedne fakty za prawdę a
inne odrzucić jako kłamstwo. Wiedząc jednocześnie, że tylko jedno z
nich ma rację. Choć i to nie było tak do końca oczywiste. Bo czymże jest
prawda w obliczu zagrożenia i panicznego lęku. Ta niepewność, którą autorka zasiała w moim umyśle, stała się kluczem do
czytania z pasją.
To z pewnością nie będzie ostatnie
spotkanie z tą autorką, a książkę „Milcząca ofiara” uznaję za wyjątkowo dobrą powieść.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-Ka
Ocena 9/10
Edyta Sztylc
Bardzo podoba mi się okładka :D Fabuła też bardzo interesująca, a debiuty lubię, bo jak piszesz, to coś nowego :D
OdpowiedzUsuń~Pola
www.czytamytu.blogspot.com