![]() |
[źródło] |
„Władca ciemności” to dość luźna
kontynuacja wcześniejszych książek Donato Carrisi, których bohaterem jest penitencjariusz Marcus. Jeśli więc nigdy nie czytałaś/czytałeś literatury autorstwa Carrisi lub nie znasz tej serii to spokojnie możesz się za nią zabrać. O czym jest ta powieść? Kim jest Marcus? Nawet on sam tego do końca nie wie. Wiadomo o nim, że jest księdzem od brudnej roboty. Wykorzystując swoją spostrzegawczość, zdolności analityczne i nie-najgorszą tężyznę fizyczną nietypowy duchowny prowadzi śledztwa w sprawach, które wymagają dyskrecji i są w jakiś sposób powiązane z Kościołem Katolickim. Tym razem Marcus staje przed wyzwaniem na niespotykaną skalę. Nieszczęśliwy zbieg wypadków pozbawia cały Rzym elektryczności na jedną noc. Jeśli myślisz, że jest to szansa na romantyczny wieczór przy świecach to się dużo mylisz. Brak prądu oznacza znudzonych ludzi ,którzy nie mogą się
odnaleźć w sytuacji. Oznacza to również brak działających kamer, brak internetu
i szans, że powiadomimy jakiekolwiek służby w razie problemów. Jest to więc
kusząca okazja dla wszystkich przestępców. Tymczasem Marcus budzi się nagi, zamknięty w
ciemnym pomieszczeniu. Nie pamięta jak się w nim znalazł i dlaczego w nim jest. Pierwszym jego celem jest wydostać się ze swojego więzienia i odpowiedzieć na pytanie, dlaczego się w ni znalazł. Drugą bohaterką powieści jest Sandra – fotografka, która niegdyś uwieczniała
aparatem miejsca zbrodni. Po ciężkich doświadczeniach kobieta wycofała się z tego
zajęcia, lecz nie na długo. Dawny szef wzywa ją, aby obejrzała nagranie pewnego
brutalnego morderstwa. Już pierwsze sekundy filmu wskazują, iż może mieć ono
charakter mordu rytualnego. Sandra i Marcus będą potrzebowali połączyć swoje
siły, aby sprostać złu, które rozlewa się po Rzymie.
Najpierw
zacznę od atutu, jakim jest tempo rozwoju fabuły. Akcja rozwija się
błyskawicznie, przedstawiając czytelnikowi co raz to nowe miejsca, dzięki którym może on doświadczyć wielu emocji. Nie ma tam czasu na złapanie oddechu czy delektowanie się atmosferą Rzymu. Nie ukrywam, mam ogromny sentyment do tego
miasta i rzucane od czasu do czasu nazwy ulic wywoływały u mnie miłe
skojarzenia, tak więc liczyłam na więcej opisów samego miasta i jego zakamarków.
Niestety moje życzenie nie zostało spełnione, ale dzięki temu książka pozostaje
spójna pod względem tempa i nie jest nadmiernie przedłużona.
Niewątpliwie
jest to też rasowy thriller – są emocje, tajemnice, pościgi i opisy brutalnych morderstw.
Jest również bohater – twardziel, który stanowi przedziwną mieszankę potwora i
sługi bożego. Oczywiście jest też atrakcyjna bohaterka, która emocjonalne jest
związana z pierwszym bohaterem. Czy jest jednak coś co wyróżnia ten thriller na
tle innych?
Niestety
mam tu wątpliwość. Po genialnym „Zaklinaczu” oczekiwałam czegoś więcej. Niby „Władca
ciemności” ma to co trzeba, ale zabrakło mi tego co by sprawiło, że byłoby to
dzieło naprawdę wyjątkowe. Może mam wygórowane oczekiwania po wspomnianej przeze
mnie powieści Carrisiego, jednak nie czułam się do końca usatysfakcjonowana tym
co przeczytałam.
Przyznaje,
że pomysł [uwaga! spoiler] z tajną organizacją, umiejscowioną w Rzymie przypominał mi trochę „Anioły
i demony” Dana Browna. I faktycznie: gdyby odjąć umiłowanie do sztuki i
historii Dana Browna oraz brutalność opisów morderstw z książki Donato Carrisi
to można by pomyśleć, że wszystkie te książki pisał ten sam autor, a sam pomysł
na fabułę co do ogólnego zamysłu jest dość podobny.
Jeśli
lubisz książki z szybką akcją, mięsiste opisy miejsc zbrodni i masz ochotę na
(paradoksalnie) lekką lekturę to będzie to publikacja dla Ciebie. Nie zmieni
ona Twojego spojrzenia na świat, pewnie nie zostanie Twoją ulubioną książką,
ale niewątpliwie Cię wciągnie i spędzisz przy niej miłe chwile.
Ocena
8/10
Za możliwość
przeczytania dziękuję wydawnictwu Albatros.
Magda Pchła
0 komentarze:
Publikowanie komentarza