Sięgając po
film „Colette” (reż. Wash Westmoreland), pojęcia nie miałam, czego mogę się po
nim spodziewać. Tytuł jakich wiele, czyli imię bohaterki, który na tym etapie
nie wnosi absolutnie nic; nie pozwala domyśleć się, o czym film traktuje, jaką
historię kryje. W takich sytuacjach zbawienna okazuje się… informacja od
wydawcy. Dzięki niej dowiaduję się, że Colette to postać historyczna –
pisarka-skandalistka przełomu XIX i XX wieku, autorka słynnego francuskiego
cyklu „Klaudyna”. Chciałabym móc powiedzieć, że twórczość pisarki jest mi
nieobca, ale niestety – francuska literatura z poprzednich epok to zdecydowanie
nie moja bajka, choć filmy, których akcja osadzona została w poprzednich
epokach – już tak.
Sidonie-Gabrielle
Colette, bo tak bohaterce w rzeczywistości na imię, pochodzi z ubogiej rodziny.
Jako dwudziestoletnia dziewczyna poznaje swojego przyszłego męża, należącego do
wyższych sfer Henry’ego Gauthiera-Villarsa, który wprowadza młodą żonę w świat
bohemy paryskiej. Problemy finansowe oraz chwilowa niemoc pisarza sprawiają, że
namawia Colette, by sięgnęła po pióro. Tak rodzi się Klaudyna, pensjonarka
odkrywająca stopniowo swą seksualność.
Seksualność
jednak odkrywa nie tylko bohaterka powieści, ale i bohaterka filmu. Odnoszę
wrażenie, że owa seksualność ma w filmie dużo większe znaczenie – wciąż jesteśmy
świadkami romansów, zdrady, fascynacji płcią nie tylko przeciwną. Te wszystkie
miłosne i uczuciowe zawirowania sprawiają, że film staje się nie tylko
biografią, ale i dramatem. Coś nam tu bowiem nie pasuje, coś się nie zgadza –
młoda kobieta, zagubiona w tym wielkim mieście, zdana na łaskę bądź niełaskę
męża, odnosząca sukcesy, którymi nie może się pochwalić, wciąż poszukująca
siebie. Być może dramatyzm tkwi w toksycznym związku, a być może w trudnej bądź
co bądź sytuacji, w jakiej znalazła się Colette – mimo swojego niewątpliwego
talentu musiała pozostać w cieniu męża.
![]() |
źródło |
Cieszę się,
że Keira Knightley zagrała rolę Colette. Nie dlatego, żeby szczególnie do tej
roli pasowała albo powaliła grą aktorską, lecz skoro na ekranie mogę podziwiać lubianą
przeze mnie aktorkę, aż tak nie razi w oczy, jak mało wyrazista jest filmowa Colette. Oczywiście, Keira to piękna kobieta, lecz jak na moje
zbyt delikatna, by mogła zagrać przekonywująco. Oczywiście,
inna epoka, inne realia, jednak ta bierna postawa Colette początkowo nieco
drażniła. Dopiero z upływem czasu, gdy spod jej pióra wyszła „Klaudyna”,
bohaterka zyskała nieco „pazura”, choć z tego, co udało mi się wyczytać o
prawdziwej Colette, jej życie było dużo bardziej barwne i skandaliczne, niż
zaprezentowano to w filmie. Wraz z uświadomieniem sobie swoich intymnych
pragnień, postać Colette ewaluowała. Ewaluował również jej mąż Henry ( w tej
roli Dominic West), który z czarującego dżentelmena (a przynajmniej takie
sprawiał wrażenie…) zamienił się w zwyczajnego bawidamka, choć jak dla mnie potraktowano
go zbyt łagodnie – dobrze by było, gdyby swoim zachowaniem pozwolił się
znienawidzić na całego.
![]() |
źródło |
To, co
podobało mi się w filmie, to zdecydowanie scenografia. Uwielbiam filmy, których
akcja rozgrywa się w poprzednich epokach – suknie z bufami, misterne fryzury, smokingi, cygara, ukazanie wsi jako malowniczej sielanki, zaś miasta jako
gigantycznego centrum wszechświata z ogromem możliwości. Podobnie było w „Colette”:
dobra dziewczyna pochodząca ze wsi, złe towarzystwo z miasta. XIX-wieczny Paryż
to bez wątpienia piękne miasto, czego z pewnością nie można powiedzieć o jego
mieszkańcach – społeczeństwo tamtych czasów zostało ukazane w niezbyt pochlebny sposób.
![]() |
źródło |
„Colette” to
dobry, ciekawie przedstawiony film biograficzny, ukazujący jednocześnie obraz ówczesnego
społeczeństwa oraz ostrych reakcji na szeroko rozumianą wolność seksualną. W
tamtych czasach wyzwolenie seksualne wywoływało oburzenie, prowadziło do
skandalu. W dzisiejszych – chyba nic już nie zdziwi. Ale może to i dobrze, bo
dzięki temu mogłam poznać historię Colette i jej „Klaudyny”, a ta, wierzcie,
jak na tamte czasy, była naprawdę mocna.
Ocena: 7/10
Za możliwość obejrzenia dziękuję Monolith Films
Izabela Jurkiewicz
0 komentarze:
Publikowanie komentarza